Gdyby samica nie pokazała na swój brzuch, wilk z pewnością miałby
problemy by zrozumieć (a może raczej- by sobie przypomnieć) znaczenie
słowa „brzuszek”. Właściwie to miał problem z przypomnieniem sobie wielu
słów, nie tylko tej konkretnej części ciała. Był na etapie poznawania
świata od początku, zupełnie jakby urodził się dziś rano (co, swoją
drogą, poniekąd było prawdą. Jeśli oczywiście można amnezje można
porównać do nowych narodzin). Najgorsze były jednak te proste słowa. Nie
pamiętał czym był brzuch i zapewne, gdyby nie drobne wyjaśnienie, na
pewno prędko by sobie nie przypomniał.
Wiedział natomiast, że jeśli się go rozetnie, twoje wnętrzności wypłyną
na zewnątrz. Pamiętał też, że krew w tętnicy płynie pod ogromnym
ciśnieniem, a przy jej podcięci jasny płyn wypływa (albo tryska) całkiem
niezłym strumieniem. Aktualnie nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie
owe tętnice się znajdowały i jak wyglądały, ale to była tylko kwestia
czasu. Choć nie pamiętał również, że podcinanie ich wywoływało u niego
obrzydzenie i wstręt (miejmy jednak nadzieję, że to czy sobie o tym
przypomni już nie będzie kwestą czasu). Po co miał w takim razie
wiedzieć czym jest brzuch, skoro dysponował znacznie szerszą wiedzą (co z
tego, że i tak niczego nie rozumiał, ale ciiichoszaa)? Tak przynajmniej
mu się zdawało, choć prędko zobaczy jak bardzo się mylił.
Ważna była jedna rzecz. Mianowicie, nowo poznana wadera utożsamiała to
dziwne burczenie w brzuchu, czy też „brzuszku”, jak to sama określiła, z
głodem. A głód był… był… brakiem czegoś w brzuchu. Czegoś co można
zjeść i dzięki temu już nie być głodnym. Cóż, z pewnością łatwo jest
nazywać rzeczy „czymś”, trudniej jednak zidentyfikować, lub chociaż
bliżej określić czym owe „coś” w rzeczywistości jest.
Jedno było pewne, rogaty basior nie miał pojęcia co można było zjeść by
zapełnić tą dziwną pustkę w brzuchu i tym samym poradzić sobie z głodem.
On tego nie wiedział, ale może wiedziała to ta nowo poznana wadera?
Skoro dysponowała wiedzą na temat tego czym jest „brzuszek” to może
wiedziała też co oni mogą jeść? Nie zaszkodziło zapytać. Najpierw jednak
trzeba było uporządkować sobie kilka rzeczy w głowie.
-Hm…- odezwał się samiec, po dłuższym milczeniu.- Twój brzuszek wydaje
takie dźwięki, bo jest głodny.- zaraz po tym jak wypowiedział owe
zdanie, zauważył jak głupio to wszystko brzmi. Czy ograny faktycznie
mogą być głodne?- To znaczy, ty jesteś głodna. Głod…na.- powtórzył
ostatnie słowo, z nadzieję, że dzięki temu wszystko szybciej i, co
ważniejsze, na dłużej zapamięta.
-Głod…na.- jak echo powtórzyła brązowo-niebieska wadera i, gdyby jej
czoło nie zasłaniały pasma włosów, basior dostrzegłby jak marszczy
brwi.- Wiesz co można z tym zrobić?
Basior zrobił wielkie oczy, gdyż szczerze mówiąc miał nadzieję, że jego
nowa znajoma mu wszystko wyjaśni. A tutaj kicha. Skoro żadne z nich nie
wiedziało co mieli jeść, to co zrobią dalej? Mogą liczyć na to, że za
jakiś czas wszystko wróci do normy i przypomną sobie chociaż takie
podstawowe, ale jakże potrzebne rzeczy. Ale co jeśli to tak szybko nie
nastąpi? A jeśli nie zdążą sobie niczego przypomnieć, albo (co gorsza)
jeśli nigdy już nie odzyskają pamięci? Bo z pewnością ją utracili,
czarny basior był tego pewien, zwłaszcza że co jakiś czas miewał jakieś
niejasne przebłyski. Zupełnie, jakby budziła się w nim druga część jego
osobowości, która nie godziła się na to wszystko. Na amnezję, na
bezradność, na… na wszystko z czym teraz przyszło mu się zmierzyć.
Ciekawe, czy jego towarzyszka też tak miała?
-Myślałem, że ty mi powiesz.- przyznał się w końcu.
-Jak myślisz… długo można nie jeść?
Czarny basior spojrzał na waderę i uniósł jedną brew. Ona jednak nie
mogła tego zobaczyć, gdyż jak już kilka razy mówiłam (i mówiła to
również sama Mollis) samica była niewidoma.
-Chyba nie. Potem stanie się z nami coś złego…- rogacz nie był tego do
końca pewny, ale budzący się w nim instynkt kazał mu myśleć w taki
sposób.
-Co to znaczy „coś złego”?
-Dobre pytanie.- przyznał basior i po chwili podniósł się z ziemi. Nie
miał żadnego konkretnego planu co dalej zrobić. Gdzie się udać, jak
daleko, czy iść samemu… a może jego nowa znajoma zdecyduje się wędrować z
nim? A może to on zdecyduje się wędrować z nią? W tamtym momencie
wiedział tylko tyle, że nie chce dłużej siedzieć bezczynnie w jednym
miejscu i ma ochotę się przejść. Mógłby nawet iść w nieskończoność, bez
przerwy. Nie ważne, że nigdy by nie doszedł do końca i podróżowałby bez
żadnego celu. To nie cel był tutaj ważny, lecz sama podróż. Noce
spędzone pod gwiaździstym niebem i wędrówki w świetle księżyca. Budzenie
się jeszcze przed wschodem słońca i oglądanie jego zachodu, gdy barwi
niebo na różowo-pomarańczowy kolor. Zdawało mu się, że mógłby to
polubić.
Najpierw jednak trzeba było się podnieść. Dlatego też basior wstał z
ziemi, a gdy wykonał tą czynność poczuł na sobie spojrzenie wadery. Cóż,
„spojrzeniem” nazwać tego nie można, ale samica odwróciła głowę w jego
stronę.
-Gdzie idziesz?
Basior uśmiechnął się tajemniczo, choć ta czynność również umknęła niewidomej.
-Na koniec świata.
Słysząc to, samica również się podniosła.
-Mogę z tobą?- spytała, choć zaraz urwała, jakby właśnie o czymś sobie przypomniała.- Czy to bardzo daleko?
-Nie wiem… zawsze możemy iść przed siebie, aż na coś nie natrafimy. Co o tym myślisz?
-Do czasu aż nie stanie się nam „coś złego” z głodu.- przypomniała mu
towarzyszka. Basior, nie wiedzieć czemu, uznał to za całkiem zabawne i
zaśmiał się krótko. Na szczęście nie był to kpiący śmiech, tylko zwykłe i
szczere rozbawienie.
-Coś nie tak?- samica najwyraźniej nie była pewna, czy zrobiła coś
złego, czy może to z Rogaczem było coś nie w porządku. Ten tylko machnął
wymijająco łapą, choć zaraz dotarło do niego, że ta czynność wcale nie
była potrzebna.
-Nie, wszystko w porządku.
Oboje wyruszyli, choć właściwie to żadne z nich nie miało przed sobą
celu, a nawet jeśli takowy był, to z pewnością nie zaznaczał się zbyt
jasno. Ale czy dla wilka z amnezją cokolwiek na świecie może być jasne? A
tym bardziej cel, jaki czeka go na końcu podróży? Cóż, nasza dwójka
bohaterów miała się o tym dopiero przekonać. Na razie oboje szli przed
siebie we względnej ciszy. Ciszy, którą co jakiś czas przerywał śpiew
wiatru, który nawoływał ich do siebie, po czym jakby przekonany, że nikt
się go nie posłucha, zostawił w spokoju dwa wilki i dalej pomknął przed
siebie. Ową ciszę przerywały też gałęzie, trzeszczące pod łapami
wilków, a w końcu głos wadery.
-A co gdybyśmy tak spróbowali coś zjeść? By nie być już głodnym?-
odwróciła głowę w stronę czarnego basiora. Ten pomysł zapewne wielu
wydałby się niedorzeczny, ale nikt po utracie pamięci nie wpadłby na nic
lepszego. Dlaczego więc rogaty basior miałby się nie zgodzić?
-To nie jest zły pomysł.- przyznał, zwłaszcza że on sam również zaczynał odczuwać głód, choć póki co nie był on aż tak silny.
-To od czego zaczynamy?- to pytanie było też zarówno prośbą, skierowaną
do demona. Samica nie potrafiła dostrzec wszystkiego, choć bez wątpienia
echolokacja wiele jej dawała. Nawet jeśli sposób jej działania nie był
do końca jasny dla samca. Tak samo, jak dla wadery sposób patrzenia na
świat i dostrzegania czegokolwiek było wielką tajemnicą.
Czerwonooki zdecydował się więc wziąć pierwszą lepszą rzecz, jaką miał
pod łapą. Co to takiego było? Może… na przykład to dziwne, zielone
„coś”, co rosło wokół jego łap? Niektóre pasemka były wyższe od
pozostałych, a gdy samiec zerwał kilka z nich przypomniał sobie, że na
to mówi się „trawa”. Niepewnie wziął kilka do pyska i zaczął je
przeżuwać. Z początku wydawały mu się dość dziwne, może nawet i odrobinę
słone, ale wcale nie były takie złe. Nie były złe, a poza tym
zaspokajały jego głód. Czyżby właśnie znaleźli coś, dzięki czemu nie
będzie już więcej burczeć im w brzuchu?
-Spróbuj. To działa na głód!- zadowolony, zwrócił się do samicy, zrywając kilka kolejnych kęp trawy i podając je towarzysze.
Niewidoma wadera również wzięła kilka listków do pyska.
<Mollis? Nasze imiona mogą jeszcze poczekać x3 >