sobota, 28 listopada 2015

Od Mollis (CD Jack'a): Imię powiadasz?

,,Co to?! Co to jest?!". Kret nigdy się z czymś takim nie spotkała lub zwyczajnie tego nie pamiętała. Była tak oszołomiona, że w żadnym słowniku nie znajdę słowa to opisującego. Dopiero po chwili dotarło do niej, że to chyba nazywa się ,,świat", a to czego doświadcza to ,,widzenie". Od razu zorientowała się, że drzewa to drzewa, a nowe nazwy napływały jej do głowy ledwie coś zobaczyła. Kolory... Nic dziwnego, że Rogacz nie był wstanie jej tego wytłumaczyć. To coś do tego stopnia niezwykłego i wyjątkowego, że nie da się tego zdefiniować. Widziała słońce na bezchmurnym niebie, udeptaną ścieżkę, góry, las i niewielką jaskinię z której właśnie wychynęły dwa wilki. Miała dziwne wrażenie, że coś tu nie gra, że nastąpiła jakaś dziura w czasoprzestrzeni... Chwila... Co to jest ,,czasoprzestrzeń"? Skąd w jej słowniku taki długi wyraz? Nie przejmowała się tym jednak bo przepełniło niewytłumaczalne wrażenie, że ta wadera z przydługą grzywką to ona. Nie wydawała żadnych pisków...Widziała. Po chwili dostrzegła coś jeszcze. Ta ona, przed nią była chyba trochę niższa od obserwatorki. Jakby odrobinę młodsza.
- Co jest? Jim? Co ty właściwie robisz?- odezwała się młodsza wersja Kreta spoglądając na swojego rówieśnika, który nieoczekiwanie położył się na ścieżce.
Towarzysz wadery był szary i nieco mniejszy od swojej towarzyszki.
- Ciii! Bo go wystraszysz!- był to rozkaz, ale dość cichy.
- Znowu będziesz grzebać w ziemi?- jej głos przypominał Ślepokowi jej własny, w chwilach gdy miała wrażenie, że ktoś mówi za nią.
- To się nazywa kret, prawda?- spytał, jakby nie słysząc wypowiedzi koleżanki.
- Tak... to kret- mruknęła tamta wyraźnie podenerwowana.
Basior przez chwilę milczał, obserwując do połowy zagrzebane w ziemi zwierzątko.
- Mój dziadek mówi na to mol.
Wadera przewróciła oczami. W głębokim poważaniu miała jak kto co nazywa.
- Krety mają kiepski wzrok, podobnie jak dziadek- kontynuował- Dlatego mój brat często nazywa go Mollem.
Młodsza wersja Ślepoka przewróciła oczami. Doszła właśnie do wniosku, że dalsze ignorowanie go nic nie pomoże. Zmusiła się więc do udania zainteresowania.
- Fascynujące. Wiesz co? Nie męczmy dłużej tego biednego ślepca i chodź
my do reszty.
Jim milczał przez chwilę.
- Kretom musi być strasznie smutno- powiedział, jakby sam do siebie.
- Wątpię- rzuciła ostro- Chodźmy.
***
Zapadła całkowita ciemność.Wszystkie kolory zgasły. Kreta sparaliżowało. Minutę potem dotarło do niej, że to był tylko tak zwany ,,sen". Powróciła do rzeczywistości, ciemnej, niezrozumiałej rzeczywistości. Ale co ją obudziło? A, no tak, Pan Rogacz ją szturchnął. Nie było jej jednak smutno, że nic nie widzi. Idzie się do tego przyzwyczaić. Gorzej, że na chwilę zatraciła zdolność orientacji w otoczeniu. Jednak po paru piskach doprowadziła się do ładu i wstała.
Tym razem Rogacz szedł wolniej, ale nie powłóczył łapami więc pewnie chciał by niewidoma go dogoniła. Wadera zrozumiała niemy przekaz i się z nim zrównała. Ledwo to zrobiła basior odezwał się:
- Chyba...Chyba wiem jak mam na imię.
- Imię?- Kret przekrzywiła głowę.
Po chwili dotarło do niej, co to znaczy. ,, To chyba taka nazwa, jak na przykład ,,drzewo", ale określająca wilka".
- A, no tak, imię. Jak ono brzmi?- spytała.
Po nieco żwawszym i bardziej sprężystym kroku wilka wywnioskowała, że trochę poweselał.
- Jack...Tak sądzę.
Wadera zamyśliła się. Zdawało jej się, że skądś kojarzy to słowo, ale nie była pewna skąd. W jej śnie się nie pojawiło.
- Nie znam zbyt wielu imion- stwierdziła- Ale twoje brzmi całkiem nieźle.
- A ty? Znasz już swoje?- spytał, zdawał się być zadowolony ze swojego odkrycia.
Wadera nieco zwolniła. Nie chciała być gorsza. On znał swoje imię, ona też powinna... Rzecz w tym, że znała tylko dwa imiona, Jack i Jim. No i jeszcze ksywka dziadka owego Jim'a. ,,Jak to leciało..? Moll?". Niestety, żadne z tych imion nie nadawało się dla samicy. Przez parę sekund miała istną burzę w mózgu, nawet jeśli nie znała znaczenia słowa ,,burza". Efektem tego było coś dziwnego:
- Mollis- odparła przyspieszając i zrównując się z Jack'iem.

Jack?

sobota, 14 listopada 2015

Od Jack’a CD Mollis: Dlaczego „złodziej”?

Słońce faktycznie już zaszło i jakiś czas temu schowało się za horyzontem, zostawiając po sobie tylko pomarańczowo-fioletowe ślady na niebie. W miejscach bliżej ziemi (a przynajmniej z jego punku widzenia tak właśnie to wyglądało) niebo było koloru płomieni, z kolei nad nimi zdążyło już przybrać ciemną barwę. A na nocnym niebie pojawiały się pierwsze, jasne punkciki. To się jakoś nazywało, choć nie potrafił sobie przypomnieć jak. Wśród nich samiec odnalazł też jeden, znacznie większy miały punkt, wiszący wysoko na nieboskłonie. Nazwy tego nie musiał sobie długo przypominać i zdawałoby się, że żaden wilk nigdy nie potrafiłby na dobre zapomnieć o owym obiekcie. Księżyc. Biało-szary księżyc, jaśniejący na tle nocnego nieba. Czarnemu basiorowi całkiem podobał się ten widok i myślę, że gdyby mógł to siedziałby przez całą noc pod tym drzewem i oglądał księżyc, gwiazdy, całe niebo… ale przede wszystkim świat dookoła. Świat, który był mu zupełnie obcy, a jednak znajomy. Bo przecież on tutaj już kiedyś był. Nawet jeśli tego nie pamięta, to był niezmiernie przekonany, iż to nie jest pierwszy dzień, kiedy postawił łapę na trawie, kiedy wędrował przez las, kiedy z kimś rozmawiał, kiedy jadł, oddychał… po prostu, żył. To wszystko kiedyś było… b y ł o , ale z niewiadomych przyczyn przeminęło. Albo może raczej- opuściło go. Choć równie dobrze to on mógł odejść pierwszy.
Rogaty wilk zamknął na chwilę oczy i ziewnął. Po raz pierwszy czuł zmęczenie. A może raczej, przypomniał sobie czym ono było. I podobnie jak z wcześniej trapiącym ich głodem- trzeba było mu jakoś zaradzić. Całe szczęście w tym wypadku żadne z nich, ani on, ani też jego nowa znajoma, którą w myśli postanowił nazywać „nietoperzem”, czy też „gackiem” nie musiało długo się zastanawiać nad tym, jak zaradzić zmęczeniu. Sen. Wystarczyło zasnąć, a jutro obudzą się wypoczęci. Czy to było aż takie proste? Być może… no bo czemu nie? Przecież nie do wszystkiego trzeba dochodzić metodą prób i błędów.
Ciemny demon ostatni raz popatrzył w górę, na ciemne niebo i jaśniejące na nim punkty. Oraz księżyc. Przez króciutką chwilę korciło go, by do niego zawyć… tak po prostu. Nie zrobił tego jednak, bo wydało mu się to strasznie dziwne i trochę nie na miejscu. Może kiedy indziej, może kiedy już sobie wszystko przypomni, może kiedy w końcu zaświta mu kim tak naprawdę jest. Póki co wiedział tylko tyle, że był zmęczony i chciało mu się spać.
Położył się więc na trawie pod jednym z wysokich drzew. Kątem oka dostrzegł, że niewidoma wadera również się położyła kilka drzew dalej.
-Dobranoc.- powiedział trochę nieobecnym i prawie miłym (poważnie, mało brakowało, a może pozbyłby się tej dziwnej nuty, która informowała wszystkich wokół, że nie należy mu ufać) tonem. Właściwie to owy zwrot przyszedł mu do głowy nagle i zupełnie nie wiedział dlaczego. Czy aby na pewno tak się mówiło? A jeśli tak, to po co?
-Dobranoc.- brązowa wadera również odpowiedziała, choć trochę nieśmiało, jakby również zastanawiała się nad znaczeniem tego zwrotu.
Oboje zamknęli oczy. Basior nie miał pojęcia, kiedy jego towarzyszka zasnęła, ale wiedział, że do niego sen przyszedł całkiem szybko. A ostatnią rzeczą, o jakiej myślał była okrągła, biała tarcza księżyca.

~***~

Na zewnątrz wiał silny wiatr, wraz z którym zaczęły padać pierwsze płatki śniegu. Czarny basior, który leżał spokojnie w ciemnym kącie jaskini, choć miał zamknięte oczy i leżał bez ruchu, to w ogóle nie spał. Poza tym wcale nie czekał na sen, nawet jeśli bardzo go potrzebował. Dalej leżał nieruchomo, nie dając najmniejszych oznak życia, choć bez wątpienia nie umarł i, póki co, nie miał najmniejszego zamiaru stąd odejść. Właściwie to gdyby nie jego czerwone fragmenty sierści, wilk mógłby zupełnie wtopić się w czarne tło i cienie, jakie rzucała jaskinia.
Basior otworzył leniwie jedno oko, gdy usłyszał jak jakiś wilk pędem wbiega do groty. Rogacz uśmiechnął się, ukazując białe kły. W tym grymasie nie było niczego uprzejmego.
-Dlaczego to robisz?- wilk zwrócił się do Rogacza, który ledwo powstrzymał się od złośliwego komentarza, jaki cisnął mu się na ustach.
-Znamy się dobre kilka lat, to chyba nie powinno Cię dziwić, co?
-Wiesz, że nie o to mi chodzi.- mruknął starszy wilk. Nie przepadał za rogatym basiorem, a mimo wszystko był skazany na jego towarzystwo.- Dlaczego zdecydowałeś się mi pomóc? To do Ciebie nie podobne… w co ty grasz, Jack?
Czarny basior znów zamknął oczy i nawet nie odwrócił głowy w stronę rozmówcy, pokazując tym samym brak szacunku… ale czego innego można się było po nim spodziewać? Nawet nie starał się udawać, że darzy starszego wilka choćby odrobiną szacunku a tym bardziej sympatii. Że ma go za autorytet… może w innych, normalnych rodzinach tak było, ale nie tutaj, nie między tymi dwoma basiorami. A jak na ironię, teraz musieli ze sobą współpracować.
-Kaprys?- rogaty wzruszył ramionami, udając obojętnego. Jego rozmówca tylko parsknął pogardliwie.
-To już j e s t do Ciebie podobne.
Młodszy samiec po chwili namysłu zdecydował się podnieść z ziemi. Podszedł do swego kompana, który zaczął przyglądać mu się trochę nieufnie. Z resztą, oboje taksowali siebie takim samym spojrzeniem.
-Myślę, że powinieneś martwić się o siebie.- Rogacz spojrzał w oczy starszego wilka.- Naprawdę jesteś gotowy posunąć się tak daleko?- spytał udając niedowierzanie.
-Już to przerabialiśmy.- warknął, najwyraźniej zirytowany zachowaniem Rogacza.
-Ale, czy jesteś pewien, że chcesz porzucić wszystko, na co zapracowałeś?- młodszy samiec dalej kontynuował, krążąc wokół szarego basiora.- Myślałeś o tym, co możesz stracić? Zaufanie, przyjaciół, stanowisko, szacunek…
-Coś o tym wiesz, nie?
Czerwonooki uśmiechnął się wrednie, a w jego ślepiach błysnęły iskry.
-Być może, Cora.
-Jeszcze niczego nie ukradłem, a ty już nazywasz mnie złodziejem?- starszy wilk znów parsknął pogardą, obrzucając Rogacza nieufnym spojrzeniem.- W co ty grasz?- powtórzył pytanie. Nie potrzebnie, bo wilk i tak nie miał zamiaru odpowiedzieć.
-Jeszcze…- szepnął tylko tajemniczo, niczym podstępny demon. Wyszedł z jaskini, zostawiając tam starszego basiora. Samego, ze swymi myślami.

~***~

Rogaty wilk nagle otworzył oczy. Pierwsze co zauważył to oślepiające światło poranka. Dziwne, przecież spali tak krótko… a przynajmniej takie odnosił wrażenie.
Wstał, chcąc rozruszać kości. Coś nie dawało mu spokoju. Ten sen… przecież on w nim był. Całe to zdarzenie, podobnie jak i postać starszego wilka wydawały mu się dziwnie znajome.
„Jack? Tak się do mnie zwrócił?”- to było jedno z pierwszych pytań, które zrodziło się w jego głowie. Czyżby właśnie przypomniał sobie kim jest? Ale w takim razie kim był ten wilk ze snu? I dlaczego nazwał go złodziejem?
Demon rozejrzał się w poszukiwaniu swojej towarzyszki. Znalazł ją kilka metrów dalej, wciąż śpiącą pod drzewem. Bez najmniejszego wahania podszedł do niej i szturchnął w ramię.
-Choć, pora wstawać.- mruknął, czekając aż samica się obudzi.

<Mollis? Pobudka, pobudka! Wstajemy, wstajemy! ^^ A swoją drogą, może w końcu się sobie przedstawimy?>

środa, 11 listopada 2015

Od Duchess CD Wade'a: Błyszczę!

Tak, tak. Nasza droga Duchess doczekała się swojego momentu w blasku. Kiedy wreszcie ukąpała się w rzece i wygrzała w słońcu... Akurat wtedy na polanę weszła Yanan wraz z jakąś dziwaczną istotą i... Ku zadowoleniu ślicznotki, basiorem. Duchess wstała, uśmiechnęła się promiennie i odsunęła Yan oraz nową z drogi stając tuż przed nosem basiora. Naturalnie, nie wiedziała za bardzo czemu to robi, po prostu... Coś jej mówiło, że to jej droga. Że to dla niej naturalne.
- No proszę! Jednak jest tu jakieś światełko w tunelu... bardzo piękne i promieniujące - Ukłonił się teatralnie, co sprawiło, że nasza Duchess odhaczyła bezwiednie na liście zalet tego młodzieńca. - Na imię mam Wade, a ty, piękna?
Duchess uśmiechnęła się jeszcze promienniej i zamrugała oczami. Usiadła, z jedną łapą lekko wysuniętą do przodu, przechyliła lekko głowę na bok i odpowiedziała jedwabistym głosem:
 - Na imię mi Duchess. Bardzo mi miło w końcu powitać kogoś z manierami. - I znów zamrugała oczętami.
 - Mi również. A więc Duchess... Co tutaj robi tak śliczna istota? - zapytał.
 - Och, ja... Tak naprawdę to nie wiem. Coś okropnego się wydarzyło i... Trafiłam tutaj. Ale może porozmawiajmy gdzieś... Dalej?
Oczywiście, jeśli Duchess czegoś chciała to to dostała - poszli kawałek dalej i zatrzymali się nad strumieniem, w lekkiej odległości od reszty.
Duchess wiedziała, że dama nie rozpoczyna rozmowy więc położyła się dumnie i spojrzała w odbicie. Wyglądała jak zwykle (w jej mniemaniu) spektakularnie więc uniosła lekko kąciki warg i spojrzała przed siebie.
 - Duchess. Czy ty... pamiętasz jak się tu znalazłaś? - zapytał Wade.
 - Och, właśnie nie! I to jest najgorsze. Po prostu obudziłam się w lesie, przeszłam kawałek dalej i spotkałam Hoshi. Razem szłyśmy przed siebie... W zasadzie nie wiem w jakim celu. Potem napotkałyśmy Yanan i Kitsune. To nie było zbyt miłe spotkanie ale... Lepiej mieć kogoś, niż być samemu. Tak się bałam! - pisnęła na koniec biała i zamknęła oczy dla lepszego efektu. 
Uspokoiła oddech, w przeciwieństwie do naszego kawalera, który oddychając szybko wpatrywał się jak zaczarowany w Duchess.
~~Ona jest śliczna! - westchnął Pierwszy. Drugi tylko jęknął na potwierdzenie tych słów. 
A w tym czasie nasza Dama otworzyła oczy i spojrzała ciepło na swojego towarzysza. On mógł być kimś, kto ją obroni przed tymi wszystkimi okropnymi rzeczami, jak błoto, kolce... I inne straszydła, w tym Yanan. Tak, tej dziewczynie nie ufała. Wydawała jej się kompletną pomyłką! Co prawda Duchess nie wiedziała co to znaczy pomyłka, ale to słowo przyszło jej naturalnie. Jej myśli kreciły się jak oszalałe kiedy zobaczyła Szarą. Jej słowa, postawa, wygląd... Od razu widać, że są zupełnie różne. Toteż Duchess nie polubiła Yanan, z wzajemnością, z której chyba obie zdawały sobie sprawę.
 - Mam wrażenie, że tylko ty w tym towarzystwie możesz mnie zrozumieć - powiedziała porozumiewawczym tonem. Tak, przyszło jej to naturalnie, nie planowała nic z tego, co robiła. Ale gdybyście tylko znali ją wcześniej, zanim straciła pamięć, wiedzielibyście, czemu jest tak, a nie inaczej... 
Wade'a aż zatrzęsło od tego wyznania. Pierwszy i Drugi dopingowali go, wychwalali okazję... A jednak basior położył tylko łapę na łapce Duchess i spojrzał jej w oczy.
 - Rozumiem cię doskonale, moja piękna - mruknął ciepło i uśmiechnął się rozbrajająco.
Potem Duchess tak owinęła sprawę, że biedny Wade, otumaniony jej urokiem, robił dosłownie to, czego chciała. Po południu wyglądało na to, że basior już należy do niej. A wtedy...
A wtedy znalazła ich Yanan, skrzywiła się na widok tego jakże "słodkiego" obrazka, w którym Wade pływał w wodzie wyciągając dla Duchess co ładniejsze kamyki i muszelki, a ona sama obdarzała go ciepłymi uśmiechami, coraz częstszymi liźnięciami po uchu i tajemniczymi spojrzeniami złotych oczu. 
Widząc to, Yanny miała ochotę zwymiotować na włosy Damy ale powstrzymała się i tylko prychnęła. To odwróciło uwagę Duchess od Wade'a.
 - Tak? - spytała Dama, lekko chłodnym tonem. Jak ta Szara Wiedźma śmiała przerywać jej... jak to się nazywało?... romanse, o! 
 - Weź swój biały tyłek i wyłów tego topielca, a potem przyjdźcie do nas, pod wodospad. Mamy zebranie. - Po tym oświadczeniu Szara oddaliła się od parki jak najszybciej się dało
Duchess obrzuciła odwróconą do niej tyłem Szarą lodowatym spojrzeniem i uniosła głowę dumnie do góry. "Takie słowa! Dobrze zrobiłam, że nie starałam się z nią porozumieć. Nie dałoby się!", pomyślała i wstała. Kiedy Wade wyłonił się z wody (nie pytajcie jak nagle umiał pływać, to czary Duchess) Dama oznajmiła mu ciepło wiadomość od Szarej i razem poszli lekkim krokiem do reszty. 
Jednak na miejscu zastali wszystkich oprócz Szarej Wiedźmy. Duchess była jednocześnie zadowolona jak i zaciekawiona - co też przyszło tej wariatce do głowy?
 - Dobrze, czyli wszyscy tak? - odezwała się Kitsune. 
 - Gdzie jest Yanan? - spytała Hoshi.
 - Ona... musiała coś załatwić - wyjaśniła oględnie Kitsune, i chociaż nikt nie zdradzał oznak wątpliwości w jej słowa, wadera zmartwiła się lekko - czy dobrze ukryła sprawę i czy Szara na pewno dobrze zrobiła. To się miało dopiero okazać...
<To zostawiam dla Kitsune - wrobiłam cię w zebranie, wyjaśnij dzieciaczkom co tu się dzieje i co chodzi, a ja w tym czasie opiszę wyprawę Yannki :D >   
  

sobota, 7 listopada 2015

Od Wade'a CD Yanan

~~ Słyszałeś? SŁYSZAŁEŚ?! Jesteś PIERWSZYM basiorem na tych terenach! Nie masz konkurencji! - Drugi darł się w głowie Wade'a bez opamiętania. - Jeśli teraz coś spieprzysz...
Spoko luz, pomyślał Wade dreptając z zamkniętymi oczami i wielkim uśmiechem. Prawdę powiedziawszy to prawie w ogóle nie słuchał opisów Yan. Wiedział tylko, że spotka trzy dziewczyny: Hoshi, Kitsune i Duchess. Cóż...Pierwszą spotkał właśnie Hoshi.
- Jesteś chłopcem?!
Cienki głos dobywał się prawie spod niego, więc zatrzymał się. Na jego pysku wykwitło wielkie zdziwienie gdy spojrzał w dół w wielkie szczenięce oczy. Żółty dzieciak. Na dodatek ze skrzydełkami i czułkami, jak jakieś bajkowe stworzonko.
- Jestem Hoshi - powiedziała niespeszona waderka uśmiechając się przyjaźnie.
~ No i masz swoje panienki, Wade - odezwał się sarkastycznie Pierwszy.
- Cze...cześć? - odpowiedział basior niemrawo.
Podniósł wzrok. Druga wadera również była od niego niższa, ale zdecydowanie starsza niż Hoshi. Nie wydawała się niestety skora do zapoznania z nowoprzybyłym. Wade obejrzał się na Yanan, jakby został przez nią ordynarnie oszukany. Za to Szarej na widok reakcji Kovy zdecydowanie poprawił się humor.
- No co tak stoisz Wade? - zapytała złośliwie. - Hoshi już się z tobą przywitała, ale do Kitsune chyba musisz podejść sam.
Basior uśmiechnął się sztucznie przekazując Alfie ,,No co ty nie powiesz?". Yan odpowiedziała tym samym uśmiechem, po czym nagle spoważniała i rozejrzała się wokół zdziwiona.
- Dziwne... - powiedziała.
- Co? Szczeniako-motyl? - palnął Wade jakby Hoshi wcale nie siedziała mu dalej pod pyskiem. Całe szczęście szczeniak nie uznał tego za obrazę. Prawdopodobnie nawet nie zwróciła uwagi na to co powiedział. Zaciekawiły ją wyjątkowo blizny na łapach basiora.
- Nie - zaprzeczyła Yan. - Brakuje mi tu kogoś, kto wedle moich oczekiwań powinien być tu jako pierwsza...
Nagle przed Wade'em pojawiła się burza białych włosów, która odepchnęła na bok Yanan i Hoshi...i zupełnie zajęła uwagę basiora. Była to biała jak śnieg wadera o smukłej sylwetce, długich łapach i jedwabistych włosach, na które Cora zwrócił uwagę najpierw. Miała także złote oczy i piękny uśmiech.
~~ I widzisz? Nie wolno porzucać nadziei! - powiedział Drugi.
~ No, nie jest źle - przyznał Pierwszy. - Twoje szanse przy tylko jednej ładnej pannie nieco spadły, ale dalej są skoro nie masz żadnej konkurencji. Nie zepsuj tego!
Tak więc Wade przybrał na powrót szeroki uśmiech, odgarnął grzywkę i zaczął:
- No proszę! Jednak jest tu jakieś światełko w tunelu...bardzo piękne i promieniujące - ukłonił się teatralnie. - Na imię mam Wade, a ty, piękna?
<Duchess? Tak, on będzie jej tak słodził aż jej się znudzi XD>

piątek, 6 listopada 2015

Od Mollis CD Jack'a

Ślepok przez chwilę żuła to jadalne coś. Gdyby nie straciła pamięci i znała inne smaki pewnie po prostu by to wypluła. Jednak nie przypominała sobie lepszego jedzenia więc to coś, co chyba nazywa się ,,trawa" zajęło u niej pierwsze, a zarazem ostatnie, miejsce w jadłospisie. Kiedy słowa basiora się potwierdziły i jej głód rzeczywiście nieco zmalał, wzięła do pyska.
- Bystryś Diabełku- rzuciła dziwnym dla siebie tonem.
,,Jak to się nazywało? To chyba tak zwany ,,sarkazm", albo ,,ironia"...". I znowu to wrażenie, że ktoś inny przez nią przemawia. W dodatku miała wrażenie, że ta ,,osoba" ma o wiele obszerniejszą wiedze od niej. Używa słów, których ona nie zna. Posługuje się głosem Kreta w sposób w jaki ona go używać nie potrafi. Zachowuje się sprzecznie z jej charakterem, w sposób dla niej nienaturalny. Podejrzenia samicy co do tego iż jej zachowanie jest dziwne potwierdziła reakcja Rogacza.
Nie mogła zobaczyć, że unosi brwi i szeroko się uśmiecha, ale lekko przekrzywiona głowa podpowiedziała jej, że basior jest albo rozbawiony, albo zaskoczony. Albo i jedno i drugie.
- Dzięki Gacku.
W jego głosie też zabrzmiał ten dziwny ton. Z niewiadomych przyczyn Kretowi spodobała się ta krótka wymiana zdań. Nie było przecież w tym nic śmiesznego... albo po prostu ona tego nie dostrzegała. Ale Pan Rogacz chyba nie widział niczego dziwnego w jej zachowaniu. Nie przeszkadzało mu więc chyba nie zrobiła nic złego. Nie było więc też chyba potrzeby by tłumaczyć mu, że powiedzenie tego nie do końca było zamierzone.
Nagle straciła apetyt. Jednak by mieć już spokój z głodem i nie robić scen po tym jak Rogacz wskazał jej jadalną rzecz, zmusiła się do pochłonięcia większych ilości trawy.

Szli od ponad godziny prawie się do siebie nie odzywając. Może gdyby któreś z nich wiedziało cokolwiek chociaż o sobie, może znalazłby się jakiś temat do rozmowy. Niewiele jednak pamiętali, a zwłaszcza Ślepok, która nie wiedziała niemal niczego. Rogacz miał o tyle łatwiej, że widział wszystko i szybko przypominał sobie pewne rzeczy. Ona poznawała wszystko niemal od zera, powoli przypominała sobie to i owo. Jakby teraz postrzegała świat inaczej. Może kiedyś i ona widziała to wszystko? Ale czy można widzieć, a potem przestać widzieć? Albo, co ważniejsze, czy da się nie widzieć, a zacząć? I czy to na pewno dobry pomysł? Znowu rozpocząć poznawanie świata niemalże od zera?
Ślepok energicznie potrząsnęła głową. Chyba naprawdę zaczynało jej się nudzić. Ooo...po raz pierwszy od amnezji poczuła nudę. ,,Czy to powód do świętowania?" pomyślała, ale po chwili porzuciła ten banalny temat do rozmyślań. Zaczęła cicho piszczeć by znaleźć coś innego, co mogłoby zająć jej myśli. W końcu zatrzymała się na idącym trochę z przodu basiorze.
Był dla niej miły. Pomagał jej. A jednak jego głos czasem brzmiał dziwnie niepokojąco... ,,Ale dlaczego?". Pomimo iż starała się tego nie okazywać, nadal nie czuła się pewnie w jego towarzystwie. Było w nim coś... przerażającego? Tajemniczego? Niezrozumiałego? Była ciekawa kim on właściwie jest, dlaczego jest taki, a nie inny. Dlaczego tak bardzo różni się od niej. A jednocześnie rozumiała, że to nie jej sprawa i nie powinna zbytnio mieszać się do życia tego tu. Już i tak tacha te niewidomą za sobą. Nie może mu się w żaden sposób odwdzięczyć, więc może chociaż nie będzie mu dodatkowo utrudniać życia...
Nagle się zatrzymała. A raczej coś ja zatrzymało. Przez nieuwagę wpadła na rogacza, który stanął i zaczął się rozglądać.
- Przepraszam- powiedziała odsuwając się.
Zaczęła węszyć. Nie wyczuła żadnego obcego lub niepokojącego zapachu.
- O co chodzi?- spytała.
- Pomyślałem, że dobrze byłoby trochę pospać. Jakby nie patrzeć dzień nam się skończył- znowu ten dziwny ton.
,,Czyli dzień i noc istnieją...".
- Patrzeć...-mruknęła Ślepok i położyła się pod pierwszym z prawej drzewem.
Co jak co, ale pamiętała czym jest sen i jak zasnąć. A przynajmniej miała taką nadzieję. Basior przysiadł parę kroków dalej.

<Jack? Wybacz, że musiałeś tak długo czekać.>