,,Co to?! Co to jest?!". Kret nigdy się z czymś takim nie spotkała lub
zwyczajnie tego nie pamiętała. Była tak oszołomiona, że w żadnym
słowniku nie znajdę słowa to opisującego. Dopiero po chwili dotarło do
niej, że to chyba nazywa się ,,świat", a to czego doświadcza to
,,widzenie". Od razu zorientowała się, że drzewa to drzewa, a nowe nazwy
napływały jej do głowy ledwie coś zobaczyła. Kolory... Nic dziwnego, że
Rogacz nie był wstanie jej tego wytłumaczyć. To coś do tego stopnia
niezwykłego i wyjątkowego, że nie da się tego zdefiniować. Widziała
słońce na bezchmurnym niebie, udeptaną ścieżkę, góry, las i niewielką
jaskinię z której właśnie wychynęły dwa wilki. Miała dziwne wrażenie,
że coś tu nie gra, że nastąpiła jakaś dziura w czasoprzestrzeni...
Chwila... Co to jest ,,czasoprzestrzeń"? Skąd w jej słowniku taki długi
wyraz? Nie przejmowała się tym jednak bo przepełniło niewytłumaczalne
wrażenie, że ta wadera z przydługą grzywką to ona. Nie wydawała żadnych
pisków...Widziała. Po chwili dostrzegła coś jeszcze. Ta ona, przed nią
była chyba trochę niższa od obserwatorki. Jakby odrobinę młodsza.
- Co jest? Jim? Co ty właściwie robisz?- odezwała się młodsza wersja
Kreta spoglądając na swojego rówieśnika, który nieoczekiwanie położył
się na ścieżce.
Towarzysz wadery był szary i nieco mniejszy od swojej towarzyszki.
- Ciii! Bo go wystraszysz!- był to rozkaz, ale dość cichy.
- Znowu będziesz grzebać w ziemi?- jej głos przypominał Ślepokowi jej
własny, w chwilach gdy miała wrażenie, że ktoś mówi za nią.
- To się nazywa kret, prawda?- spytał, jakby nie słysząc wypowiedzi koleżanki.
- Tak... to kret- mruknęła tamta wyraźnie podenerwowana.
Basior przez chwilę milczał, obserwując do połowy zagrzebane w ziemi zwierzątko.
- Mój dziadek mówi na to mol.
Wadera przewróciła oczami. W głębokim poważaniu miała jak kto co nazywa.
- Krety mają kiepski wzrok, podobnie jak dziadek- kontynuował- Dlatego mój brat często nazywa go Mollem.
Młodsza wersja Ślepoka przewróciła oczami. Doszła właśnie do wniosku, że
dalsze ignorowanie go nic nie pomoże. Zmusiła się więc do udania
zainteresowania.
- Fascynujące. Wiesz co? Nie męczmy dłużej tego biednego ślepca i chodź
my do reszty.
Jim milczał przez chwilę.
- Kretom musi być strasznie smutno- powiedział, jakby sam do siebie.
- Wątpię- rzuciła ostro- Chodźmy.
***
Zapadła całkowita ciemność.Wszystkie kolory zgasły. Kreta
sparaliżowało. Minutę potem dotarło do niej, że to był tylko tak zwany
,,sen". Powróciła do rzeczywistości, ciemnej, niezrozumiałej
rzeczywistości. Ale co ją obudziło? A, no tak, Pan Rogacz ją szturchnął.
Nie było jej jednak smutno, że nic nie widzi. Idzie się do tego
przyzwyczaić. Gorzej, że na chwilę zatraciła zdolność orientacji w
otoczeniu. Jednak po paru piskach doprowadziła się do ładu i wstała.
Tym razem Rogacz szedł wolniej, ale nie powłóczył łapami więc pewnie
chciał by niewidoma go dogoniła. Wadera zrozumiała niemy przekaz i się z
nim zrównała. Ledwo to zrobiła basior odezwał się:
- Chyba...Chyba wiem jak mam na imię.
- Imię?- Kret przekrzywiła głowę.
Po chwili dotarło do niej, co to znaczy. ,, To chyba taka nazwa, jak na przykład ,,drzewo", ale określająca wilka".
- A, no tak, imię. Jak ono brzmi?- spytała.
Po nieco żwawszym i bardziej sprężystym kroku wilka wywnioskowała, że trochę poweselał.
- Jack...Tak sądzę.
Wadera zamyśliła się. Zdawało jej się, że skądś kojarzy to słowo, ale nie była pewna skąd. W jej śnie się nie pojawiło.
- Nie znam zbyt wielu imion- stwierdziła- Ale twoje brzmi całkiem nieźle.
- A ty? Znasz już swoje?- spytał, zdawał się być zadowolony ze swojego odkrycia.
Wadera nieco zwolniła. Nie chciała być gorsza. On znał swoje imię, ona
też powinna... Rzecz w tym, że znała tylko dwa imiona, Jack i Jim. No i
jeszcze ksywka dziadka owego Jim'a. ,,Jak to leciało..? Moll?".
Niestety, żadne z tych imion nie nadawało się dla samicy. Przez parę
sekund miała istną burzę w mózgu, nawet jeśli nie znała znaczenia słowa
,,burza". Efektem tego było coś dziwnego:
- Mollis- odparła przyspieszając i zrównując się z Jack'iem.
Jack?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz