sobota, 3 grudnia 2016

Zawieszenie broni

Hej, hej, hej! To znów ja - Yanan. Odkrywcze, nie? :D 
Żeby nie przedłużać - jak pewnie część z Was się domyśla - muszę zawiesić bloga. Ogromnie mi przykro z tego powodu, ale są sprawy na które nie mamy wpływu takiego, jaki byśmy chcieli mieć i jestem zmuszona to zrobić. Nie wiem, czy w ogóle wrócę do pisania - modlę się o to! - ale mam nadzieję, że jakbym jednak wróciła to nie sama tylko z taką samą Gwardią jaką tu zostawiam. Piszcie, rozwijajcie się, twórzcie - a jak wrócę to będziemy mogli zrobić takie wejście, że każdy pozazdrości, okey? :) Bardzo w Was wierzę, szczególnie tych, którzy dopiero zaczynają pisać. Dla mnie to było cudowne 6 lat - tak w ogóle, pisania. Z wami było tylko kilka miesięcy, ale jakich! Dziękuję Wam za to bardzo, bardzo, baaaaaaaaaaaaaaardzo mocno i trzymam kciuki za przyszłość! 
Pamiętajcie - "Kto nie dotrze do fal, nie popłynie na ich grzbiecie..."
~Na zawsze Wasza, Yanan

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Od Yanan - Sekta mojego wyznania?!

Szybko i na temat - w jaskini znajdują się wilki. Ale nie takie zwykłe wilki. Nie jestem pewna, jak to opisać... Znacie to uczucie kiedy jesteście czegoś pewni i w stu procentach przygotowani a tu BANG! i nagle okazuje się, że jest zupełnie na odwrót? Noooo to ja mam coś podobnego, bo te wilki - widząc mnie - schylają głowy muskając nosami ziemię.
Przechylam łeb z zaciekawieniem i robię krok w ich stronę. Wtedy odzywa się największy z nich.
- Kyria, twoje przybycie jest dla nas wielkim zaszczytem! Jesteśmy na twoje rozkazy, Kyria - mówi, wpatrzony we mnie intensywnie. 
Nie wiem, co zrobić. Co mam powiedzieć?! Jak reagować? I wtedy...
- Halllllo! Ratuj mnie! Oni są... - Głos wadery rozbrzmiewa echem po tunelu, aż odzywa się przywódca.
- Sza! Erik, Sam, uciszcie ją! Nie wypada, by odzywała się przy Kyrii! - Samiec zwraca się do dwóch innych wilków, które natychmiast biegną na tył jaskini. Podążam za nimi wzrokiem i dopiero wtedy dostrzegam błysk złotych oczu - przerażonych oczu. - Wybacz mi, Kyria. To... to miał być dar dla ciebie, ale jeszcze jej nie wyszkoliliśmy odpowiednio, choć staraliśmy się z całych sił. Myśleliśmy, że przybędziesz nieco później...
- Dość! - mówię w końcu, niezbyt głośno, ale stanowczo. Wilk natychmiast milknie. - Dlaczego ona jest zamknięta? - pytam ostro, odzyskując świadomość. O co tu chodzi?
- Kyria, ona jest przecież córą wroga twego ojca! Czyż nie chciałaś zemsty? Taki był twój ostatni rozkaz... I my go wypełniliśmy. Jak zawsze.
Przypatruję się uważnie wilkom. Wyglądają na silnych, ich postawa, wyraz twarzy wskazują na szkolenie wojskowe. Tylko o czym ten szaleniec gada? Muszę to jakoś rozegrać i zabierać się stąd, razem z tą waderą, kimkolwiek jest!
- Dobrze. Uwolnijcie ją! - rozkazuję.
- Ależ Kyria, ona może być niebe...
- Sprzeciwiasz mi się?! - Piorunuję go wzrokiem.
- Nie śmiałbym.
- Więc ją przyprowadź, durniu!
- Tak jest, Kyria.
Wilk pospiesznie oddala się i po chwili wraca z zakutą w łańcuchy - święcące! - waderą. Jest brudna, łapy jej się trzęsą od łańcuchów, w oczach strach miesza się z nienawiścią. Na mnie patrzy bardzo nieufnie. Nie dziwię jej się - uznaje się mnie za jakąś Wielką Panią, Przywódczynie... Kyria, tak do mnie mówił wilk. Co to znaczy?
- Dawno się nie widziałyśmy - mówię, z wyrazem tryumfu na pysku. Liczę na to, że biała zrozumie. Dyskretnie puszczam do niej oczko. Mruży oczy, ale po chwili ledwie zauważalnie kiwa głową.
- Stęskniłaś się? - pyta słodko.
- Jak najbardziej - syczę. - A ty?
No, niezłe z nas aktorki!, myślę.
- Owszem - odpowiada wadera.
Przyglądamy się sobie w milczeniu przez kilka sekund, obserwowane przez 6 wilków, wpatrujących się w nas z jakąś dziwną ekscytacją.
- Zabieram ją do siebie - mówię w końcu z mocą, patrząc na przywódcę. - Nie życzę sobie, by którykolwiek z was, pomioty, towarzyszył mi w następnych dniach czy chociażby nas obserwował. Czy to jest jasne? - Patrzę każdemu z nich w oczy, rzucając wyzwanie. - Mam nadzieję, że tak. Inaczej... zapłacicie za swoją niesubordynację.
- Tak jest, Kyria - odpowiadają chórem.
- Kyria, ale twoje bezpieczeństwo jest... - zaczyna przywódca, zbliżając się do mnie.
- Szzzzzzzzzzzzzzz - szepczę i zmniejszam dystans między nami praktycznie do zera. Patrząc mu w oczy z największą mocą na jaką mnie stać mówię tak, by usłyszeli wszyscy, ale jednocześnie stwarzam pozory, iż usłyszy mnie tylko on. - Czyżbyś we mnie wątpił, mój drogi? Czyżbym musiała pokazać ci, jaka moc we mnie drzemie? Uważasz, że jestem niezdarna i za słaba, by w razie czego zmierzyć się z nią? - Kiwam głową w stronę białej. Ruszam w prawo, i zataczam wokół wilka koło. Zatrzymuję się tuż koło niego i szepczę wprost do jego ucha. - Czyż moje rozkazy nie są dla ciebie sensem życia, mój drogi? - Muskam ogonem jego ogon dla większego efektu. Doprawdy, cud że jeszcze się trzymam. Brzuch pęka mi od wstrzymywanego śmiechu. Głupole! Ach, jestem niesamowita! Ja udająca flirciarę! No nie mogę, świetna zabawa! Chyba zacznę to stosować częściej - efekt powalający!
- Tak, Kyria. Wybacz mi, proszę - szepcze wilk, nie patrząc mi w oczy. 
Uśmiecham się do siebie i odchodzę od tego typa. Świetnie! A teraz...
- Dobrze. Nie pozwalam wam oddalać się z tego miejsca przez najbliższe dni. Poślę po was, kiedy przyjdzie czas. A teraz... - Podchodzę do wadery i szarpię za jej łańcuch. - Mam nadzieję, że dobrze do stopiliście?
- Tak jest, Kyria. Tłumi wszelkie jej moce - odpowiada wilk.
- Dobrze... Idziemy, droga przyjaciółko! - Uśmiecham się przebiegle i przypinam zwykły łańcuch na szyję białej, a drugi koniec przypinam do swojej łapy. 
Żegnane życzeniami i przebrzydłymi uśmiechami wilków wychodzimy z jaskini i udajemy się w podróż. Tym razem chcę pójść szczytami, by szybciej zniknąć z pola widzenia wilków i zmniejszyć ryzyko pościgu. Nie ma śladów - nie ma pościgu.
Kiedy mam pewność, że wilki nas nie zobaczą, zatrzymuję się i ściągam łańcuch z szyi białej. Zostawiam jednak, przynajmniej na chwilkę, łańcuch tłumiący. 
- O co do cholery chodziło? - pytam w końcu.
- Nie wiem, myślałam że ty wiesz. - Biała marszczy pysk.
Znów milczymy, aż w końcu patrząc na siebie, wybuchamy śmiechem.
- No dobra, nieźle... - zaczynam, powoli się uspakajając. - Jestem Yanan. A ty?
- Lunaja. Myślałam, że masz na imię Kyria. A tak swoją drogą, nie nasz ich? Oni cały czas o tobie gadali.
- Serio? To jest bardziej porąbane niż myślałam...
Rozkuwam Lunaję z ostatniego łańcucha, ale nie wyrzucam ich. Zabieram ze sobą - mogą się kiedyś przydać. Mam już ruszać w drogę gdy nagle Lunaja coś sobie przypomina.
- Czekaj! Jeśli ty jesteś Yanan to... O tobie mówiła Nightmare!
- Co? Znasz Night? Gdzie ona jest?
- Tak! Spotkałam ją niedawno, był jeszcze Raat i Effie ale oni cię nie znali i chcieliśmy dołączyć ale wtedy oni się pokłócili i ja...
- O rany... Moja wataha! - Siadam ciężko i zakrywam pysk łapami. To co się dzieje przez ostatnie tygodnie wydaję się z dnia na dzień coraz bardziej porąbane. Muszę szybko wrócić do reszty i może przeprowadzę zwiad po terenach, żeby sprawdzić, czy nie ma na terenach Doliny kogoś jeszcze. Albo, potwierdzając swoją teorię, sprawdzę to w Księdze...
- Wszystko w porządku? - pyta Lunaja.
- Nie bardzo. Ale nie martw się, póki co musimy po prostu dotrzeć do watahy, ale to nie będzie łatwa droga. Idziemy przez góry więc trochę nam zejdzie. Powinnyśmy się pojawić za jakieś 2, może 3 dni. Ile ty w ogóle masz lat co? 
- Nooooo skąd ja to mam wiedzieć. Nic nie pamiętam. 
- Tak, no czego ja się spodziewałam?! Night wytłumaczyła ci już co nie co czy... jesteś zupełnie nieświadoma świata?
- Cóż, próbowała ale... Nie zdążyła za wiele.
Wywracam oczami i ruszam z miejsca. Po drodze tłumaczę dokładnie ale i w miarę prosto działanie świata, a potem przechodzę do członków watahy. Lunaja słucha uważnie, a z jej pytań i komentarzy wnioskuję, że jest jeszcze bardzo młoda, czego doszukuję się w jej wyglądzie - dopiero teraz swobodnie taksuję ją wzrokiem. 
Wkrótce zatrzymujemy się na postój. Pokazuje młodej co może jeść a czego nie i zabieram się za posiłek.
<Lunaja? Nie spiesz się z dotarciem na miejsce, póki jesteśmy w drodze ;) Resztę natomiast proszę, żebyście ruszyli ostatnio mało aktywne tyłki do pisania i zebrali się na polanie - WSZYSCY!>



niedziela, 26 czerwca 2016

Od Yanan: Wyjaśnić coś to sztuka nie łatwa

<Cóż, Wiewiórka na razie nie odpowiada, więc korzystam z prawa Ciągusdalus Samotnikus, choć wybaczcie że dopiero teraz. Mam nadzieję, ze nam się frekwencja poprawi... ;) >

Siedzę na czubku skały, z której spływa wodospad. Torba z Księgą ciąży mi coraz bardziej, choć nie jestem pewna czy to fizyczna moc czy nie... Kitsune nie rozumie po co ją tu przywlokłam a tym bardziej dlaczego nie odezwałam się od dobrych 10 minut od momentu kiedy już tu weszłyśmy. Zazwyczaj nie milczę tak długo - nawet po tak krótkim czasie jaki spędziłyśmy razem można to dostrzec, na serio.
- Dobra, mam dosyć! Ja i tak mało rozumiem z tego, co się ze mną stało a teraz ty zaczynasz komplikować, mimo że wydawałaś się jakimś... bogiem, - tak to Księga nazwała? - kiedy cię poznałam bo wiedziałaś prawie wszystko! Więc słucham - rzuca zirytowana.
 "Trafiłaś w dziesiątkę, Kit!", myślę przewracając oczami. Wzdycham ciężko i odwracam się do niej. Ściągam torbę i wysuwam z niej Księgę. 
- Widzisz, Kit, ja... Przepraszam, że zostawiłam cię samą z tym zebraniem ale spanikowałam. Widzisz, przez długi czas byłam sama, cały świat był do mojej dyspozycji... A przynajmniej ten kawałek świata, który został nam dany. Jeśli na to popatrzeć z tej dobrej strony... Ale to zaraz. Bo... chodzi o to, że ja miałam tak okropny mętlik w głowie. Pojawiacie się wszyscy tak nagle... Każdy czegoś chce, wymaga specjalnego traktowania i... No po prostu zapytałam Księgę o co w tym chodzi?! Do tej pory pytałam, co tu robię, dlaczego i tak dalej ale to nie działało, bo nie byłam gotowa, byłam sama i... No powiedzmy sobie szczerze, głupia, naiwna i kto wie co jeszcze! A teraz to co innego!
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś teraz supergeniuszem i dlatego Księga ci odpowiedziała? - wtrąciła sarkastycznie Kitsune.
- Nie! Chcę powiedzieć, że Ktoś, Gdzieś uznał, że mogę poznać prawdę i czuję, że mogę ją przekazać też tobie bo... razem prowadzimy to... zbiorowisko. Dobra, do rzeczy! Jesteśmy tu, ze względu na to, jakie jest nasze pochodzenie. A raczej... częściowe.... Kurde! To trudne. Sama nadal w to nie wierzę, ale... Ufffffffffff... Wysłali nas tu bogowie, którzy dali nam swój Znak, po to, żebyśmy się doskonalili i nauczyli tego, czego nie umieliśmy i nie mogliśmy się nauczyć bez spotkania się nawzajem. - Wyplułam te słowa, prawie ciągiem, bez wdechu a teraz czekałam na reakcję Kitsune. 
- Ahaaaaa... Chcesz mi powiedzieć, że jakaś... Moc? Naznaczyła mnie swoim... czymś i wymazała przeszłość żebym lepiej napisała przyszłość?! 
- Oooo... no w pewnym sensie, aczkolwiek to bardziej skomplikowane niż się zdaje, uwierz mi siedziałam na tym długo i...
- Yanan! Ty wiesz co mówisz?! 
- No... tak. A o co ci chodzi?
- A o to, że to niedorzeczne! Poza tym... No popatrz na nich i powiedz mi, że mają coś boskiego! Popatrz na mnie...! Na siebie...! Bez obrazy, ale ja nie wiedzę nic, co mogłoby oznaczać przynajmniej ślad potwierdzenia twoich słów. Lubie cię ale wydaje mi się, że trochę za dużo przeżyłaś w ostatnim czasie i to tak wpływa na twoje zachowanie. Prześpij się i... Wtedy pogadamy. Dobranoc. - Wadera zaczyna schodzić w dół, a ja... 
- Kitsune, czekaj. A ten wisiorek? Rex? Nie chcesz już wiedzieć o co tu chodzi? Nie uważasz, że to nas zaprowadzi do rozwiązania? Że to się wiąże logicznie?
- Nie, Yanny. Nie uważam tak, przykro mi. - I po prostu schodzi z wodospadu. 
Ja natomiast zostaję tam przez nieokreślony czas wpatrując się zabójczo w Księgę i w myślach obwiniając ją za to całe zajście. Potem wściekła warczę i uderzam przednimi łapami w skały, aż mniejsze kamyczki trzęsą się, lekko podskakując w miejscu. Zostawiam Księgę tam gdzie leżała i rzucam się z góry w zimną toń. 
Dopływam do brzegu, jednak po drugiej stronie niż leżało stado i ruszam szaleńczo do przodu. W głowie przelatują mi wszystkie momenty życia sprzed Otwarcia Bram jak nazwałam moment spotkania pierwszego wilka w Zapomnianej Dolinie aż do rozmowy z Kitsune. 
W końcu docieram do linii Gór. Rozglądam się i zaczynam wspinać. Rana ze spotkania Wade'a i Nightmare trochę się odzywa ale nie zwracam specjalnej uwagi na łaskotanie. 
Będąc na wysokości 30 m dostrzegam ledwie widoczną poświatę ognia, jakieś 25 m ode mnie na wschód, skalna półka, choć coś mi się zdaje, że jest tam tunel. 
Teraz już nic nie może mnie zdziwić, więc niewiele myśląc ruszam w tę stronę...
Nie chcę narobić hałasu więc chwilkę mi zajmuje zanim dotrę na półkę. Jak myślałam, dalej jest tunel, ale już z tego miejsca słyszę głosy - jeżeli tam są kolejne wilki z tego samego powodu sprowadzone co stado to - o ironio! - chyba wykorzystam swój Znak (choć nie mam pojęcia jak ma działać) i spróbuję je nim uśpić.
Jednak im bliżej głosów jestem, upewniam się, że one nie są w dobrym humorze. Może być problem. Ale co? Ja nie dam rady?! Ja?! Pewnie, że dam! Zaraz...
- O, niedoczekanie twoje! Zobaczysz, przyjdzie czas kiedy Zły Los cię dopadnie i wtedy pożałujesz tego...
- Czy ktoś tu wzywał Zły Los?! - wołam, wykorzystując sytuację i jednocześnie formułując w głowie plan doskonały...
CDN...
<Mała prośba od... ode mnie. Nie wykorzystujcie na razie Yanan w opkach, okey? Przyjmijcie, że nie będzie jej w Opkowym Czasie mniej więcej przez tydzień, dobrze? Poprosiłabym też, żeby nikt jej nie szukał ani nie snuł się już więcej po terenach, tylko zbierzcie się wreszcie na tej głupiej Polanie przy Wodospadzie ok? WSZYSCY, BŁAGAM!!!! Wyjątek to ja i Lunaja, będę bardzo wdzięczna ;) Wasza Alfa, Yanan WspaniołomyślnieCierpliwaPierwszaiOstatnia>

Od Lunaji - CD Effie

-Nie zamierzam się z nikim kłócić.
-Pff...
-Ja idę spać...
-Przecież jest...
-Wiem. Nie obchodzi mnie to idę spać.
-No dobrze, ale się tak nie denerwuj.
-Ja się nie denerwuję.
Poszłam kawałek dalej, by nie słuchać dalszych rozmów i kłótni. Niestety to nie trwało długo. Już miałam zasypiać gdy nagle...
Jakieś stworzenie czaiło się w krzakach i strasznie szeleściło. Miałam tego serdecznie dosyć. Podeszłam z drugiej strony, aby nikt mnie nie zauważył. W momencie gdy rozchyliłam krzaki, nikogo tam nie było.
-Eeee tam. Pewnie mam jakieś zwidy. Za mało śpię.
Gdy skończyłam mówić sama do siebie, wróciłam na miejsce (kawałek zieleniny pod drzewem).
Zasnęłam.
Spałam zaledwie 10 minut? Znowu mi coś przeszkadzało. Tym razem nie dałam za wygraną. Postanowiłam znowu zasnąć.
Po 10 minutach... Nic. Cały czas słyszałam jakieś hałasy.
Pomyślałam, że i tak nie usnę, więc postanowiłam przysłuchać się czemuś/komuś co zakłóca mój spokój.
Usłyszałam jakieś kroki i dyszenie. Od razu pomyślałam, że to moi towarzysze chcą mi zrobić jakiś głupi żart. Ledwie zdążyłam się obrócić, a coś/ktoś pacnęło mnie ogromną łapą.
Ucieczka czy walka?
Ucieczka. Tym razem postanowiłam uciec. Nie znałam osobnika.
Biegłam i uciekałam, bo chyba wspomniałam, że przed czymś/kimś uciekam. Prawda?
Tak czy inaczej na moje nieszczęście osobnik dogonił mnie. Teraz miałam dość czasu by mu się przyjrzeć. Wydaje mi się, że kojarzę skądś ten pysk.
-Trzeba było nie uciekać smarkulo, lepiej by to się dla Ciebie skończyło.
-Pff. Nie słyszałam, żebyś coś takiego do mnie powiedział.
(Taaaa... Pyskuj do niego dalej, a na pewno Cię oszczędzi).
-Słuchaj mała... -Nawet nie dokończył. Podniósł łapę i zrobił mi szramę na oku.
-Idziemy! - Wymamrotał jakieś imiona wilków, które do mnie podeszły i zabrały.
Dalej już nic nie słyszałam.
Zasnęłam.(Znowu?! Ile można spać? Co ty śpiąca królewna?) Choć tak w zasadzie to prawie w ogóle nie spałam, tylko PRÓBOWAŁAM zasnąć...
Obudziłam się. Myślałam, że to jakiś sen. A jednak... Wciąż mam szramę na oku.
Postanowiłam się rozejrzeć. To miejsce było dziwne. Wszędzie szaro, czarno i granatowo. Siedziałam w miejscu podobnym do jakieś celi. (No to wymyśliłam).
Na przeciwko mnie było kilka wilków.
Codziennie pytałam się, o co tu chodzi. Jednak słyszałam tylko: "Musisz się przygotować."
Nie mam pojęcia do czego, ale było to bardzo dziwne.
Rozmyślałam nad tym, gdzie teraz jestem, gdzie moi przyjaciele i o tym co się w ogóle stało.
Tak spędziłam pierwsze 2 dni pobytu tutaj...

CDN...

czwartek, 26 maja 2016

Ogłoszenia parafialne

HAAAAAAAAALLLLLLLLOOOOOOOOOOOO! 
Cześć brzydale! Słuchajcie... co się z Wami podziało? Ja wiem, był ten czas gdzie walka o oceny i tak dalej ale teraz to większość z nas ma więcej czasu i w ogóle więc... Chciałabym dostać jakieś opka! 
Sama może i się nie popisałam za bardzo, ja to wiem, ale od was czegoś też oczekuję. Dlatego też pierwsze ostrzeżenie dostaje każdy, włącznie ze mną -.-
Mam nadzieję, że trochę się przebudzicie, jak ktoś kogoś blokuje to napiszcie do tej osoby albo do mnie to będzie opiernicz. Póki co - żądam wyjaśnień!!!! 
Ja się usprawiedliwiam tym, że miałam egzaminy... Ale to już miesiąc minął. Czekałam na Wiewiórkę (tj. Kitsune) ale ona ma matury i póki co dziewczyna odpoczywa. O ile wiem, to Nyan też... Jak coś pokićkałam, to mnie poprawić. One dwie są usprawiedliwione. Cała reszta - weźcie tyłki ruszcie, poprowadźmy tego bloga dalej razem, co? :) 
Czeeekaaaaaaammmmmmmm! 
~~Jak zwykle anielsko cierpliwa Yanka

piątek, 26 lutego 2016

Od Effie - CD. Raat'a, Lunaji, Nightmare

– Głupi organizm, przysparza samych problemów… – burczała pod nosem kremowa wadera, niechętnie rozglądając się za posiłkiem.
– Czy wszystko musi się kręcić wokół mojego ciała? Jak nie pić to jeść, jak nie jeść – to spać i tak w kółko! Zwariować można! A mogłabym ten stracony czas przeznaczyć na wędrówkę pod dąb czy do wodospadu. Ale nie! Mam się uganiać za jakimś gryzoniem, czy inną kupą mięcha tylko po to, by mój brzuch przestał tak boleć i dał mi wreszcie spokój… Beznadzieja. – mruczała do siebie wyraźnie niezadowolona tym obrotem spraw, lecz zdając sobie nagle sprawę, iż wykorzystuje swoją energię na czczą gadaninę – zamknęła się. Marudzenie nie przyniesie jej żadnych korzyści.
Łażenie po lesie o mały włos byłoby jej kolejną znienawidzoną rzeczą, którą należałoby dopisać do długiej listy, ciągnącej się kilometrami po tym świecie – bowiem Effie, jak to typowy gbur, nienawidzi wszystkiego co nie jest związane z jej badaniami –, jednak nagle jej nos podrażnił znajomy zapach zwierzyny. Westchnęła cicho, acz cedząc ten dech przez zęby, i bezgłośnie krzyknęła „Nareszcie!”, po czym udała się w kierunku swego nowego celu.
Tam, kilka metrów od niej, grzebało w ziemi małe, lecz wystarczające do zaspokojenia głodu, stadko królików. Ot, jeden rodzic, kilka potomków nic szczególnego. Oczywiście Effie ostrzyła kły na największego z nich. Kilka osób mogłoby się obruszyć, bo: „przecież osierocisz dzieci! One sobie nie poradzą!”. A i owszem, lecz nasza wilczyca jest innego zdania. Ona już dawno zaakceptowała swoją mięsożerną naturę – choć nie chce jej zaspokajać – toteż całkowicie obojętne jej jest zeżarcie myszy czy też losowego królika z potomstwem. Bo przecież nie ma różnicy, prawda? Mięso jak mięso. A natura rządzi się swoimi prawami, które Effie przestrzega jak żadne inne.
I już by słodka przekąska wylądowała w jej pysku, już zacisnęłaby zęby na szkielecie zwierzaka, gdyby nie przeklęty hałas! Tak, HAŁAS! Hałas, który spłoszył ową zwierzynę. Hasał, który najprawdopodobniej rozszarpałaby na strzępy i nim się pożywiła, gdyby tylko był namacalny.
Zdenerwowana wilczyca podniosła łeb, zaciskając mocno szczękę, zamykając oczy i odliczając powoli do dziesięciu.
„ 7… 8… 9… 10…”
„Dobra, kto jest przyczyną mojego zrujnowanego humoru, co?”, zapytała siebie w duchu, wykręcając łeb, mrużąc ślepia i próbując wychwycić jakiś ruch. Wreszcie ruszyła się z miejsca i nim uszła dwa metry, pochwyciła szczątki rozmów, które z każdą sekundą były coraz wyraźniejsze i głośniejsze. Jako, że Effie nie należy do osób cierpliwych, zdecydowanym krokiem wyszła z zarośli na wąską ścieżkę. Odwróciła łeb w prawo i przed nią pojawiły się trzy wilki, najwyraźniej niezbyt jeszcze pewne swego towarzystwa. Nieznajomi Odstraszacze Jedzenia szybko ją zauważuli i zdziwieni przystanęli, mierząc wzrokiem od góry do dołu dziwną waderę.
„Ych, świetnie, a więc to oni stoją za moim podłym samopoczuciem? Genialnie! Dziękuję wam jak choler.a! Beznadziejne wilczyska...”
Po swojej krótkiej ocenie sytuacji i wypowiedzianemu w myślach jawnemu niezadowoleniu, wadera wywróciła pogardliwie oczami i odwróciła się od trzech par oczu.
– Kim jesteś? – zawołał dziewczęcy głos. Czerwonookiej ani się śniło zatrzymywać i jeszcze marnować czas na jakieś głupie pogawędki. Wystarczy, że całe jej polowanie szlag trafił.
– Jesteś z naszej watahy? – Ta dziwna, namolna istota odezwała się raz jeszcze, choć tym razem przejęła inną taktykę i zagrodziła drogę nieznajomej.
– Przesuń się członkini gangu figurującego pod nazwą „Bądźmy głośno, wystraszymy wszystkie zwierzęta w lesie, będzie SUPER!” – Kremowa warknęła, omiatając ją obojętnym, acz lekko nieprzyjaznym spojrzeniem, po czym wyminęła waderę.
– Och, spłoszyliśmy Ci zwierzynę? M-Mogę Ci złapać nową! – żachnęła się, wołając za nią.
– Nie mamy czasu, musimy dostać się nad wodospad – przypomniał jej czarny basior, skutecznie gasząc jej zapędy, po czym podszedł do szarej samicy.
Effie na dźwięk słowa „wodospad” stanęła w miejscu, po czym szybko obróciła łeb w ich stronę.
„Czy oni powiedzieli to, co właśnie powiedzieli? Czy nie przesłyszałam się? Oni idą nad WODOSPAD?!”
– A… W jakim celu tam idziecie? – zagadnęła głosem bardziej przyjaznym, lecz nadal jeszcze obojętnym. Nie mogła im przecież pozwolić na to, by pomyśleli sobie, że nią można tak łatwo manipulować. Co to, to nie!
– Musimy znaleźć Yanan i Kitsune… – zaczęła, wcześniej nie odzywająca się, druga wilczyca, a gdy Effie o uszy obiły się znajome imiona, wypowiedź przerwał basior.
– Właśnie – powiedział szybko – Ale skoro szłaś w swoją stronę… – przeciągnął słowa, patrząc się na wilczycę chytrze i wzruszył ramionami.
Czerwonooka zmarszczyła groźnie brwi i od razu przybrała niezadowolony wyraz pyska.
„Czy on naprawdę myśli o mnie jak o idiotce? Czy na taką wyglądam?! Hmpf! Znalazł się, geniusz od siedmiu boleści, do jasnej ciasnej. Nie lubię go.”
– Nawet nie próbuj na mnie tych Twoich psychologicznych trików, nie jestem taka głupia – prychnęła na niego, patrząc mu hardo w oczy, by dać do zrozumienia uczucie jakim obecnie go darzy. – Pójdę z wami, lecz nie z Twojego powodu – rzekła oschle i ruszyła przed siebie, nie czekając na resztę, wbrew jej wcześniejszym słowom. Za sobą usłyszała jeszcze stłumiony śmiech jakiegoś wilka.
Effie nienawidziła, gdy ktoś próbował ją przechytrzyć, albo zmanipulować. Często brano ją za wariatkę i pomyleńca, a w niej aż się gotowało, kiedy ignorowano jej (jakże wielką!) mądrość. Zapewne nawet teraz wzięto ją za nieudacznika.
„Zdenerwowała się, bo przepłoszyliśmy jej zwierzynę. Patrzcie jaka chudzina! Pewnie polować nie umie, haha! – Tak! Pewnie właśnie tak myślą…! Zresztą… Co ja się przejmuję? Przecież i tak nie obchodzi mnie co inni o mnie myślą. Muszę się tylko dowiedzieć o mojej przeszłości i odzyskać wspomnienia, a potem wypnę się na nich i zwieję stąd w podskokach nawet nie mówiąc im jak tego dokonałam! Skoro mnie ignorują i wyśmiewają, będą mieli za swoje. Niech sobie sami szukają recepty na tą dziwną klątwę, bądź zdychają otoczeni niewiedzą!”

***

Effie szła dość szybkim krokiem, nie zważając na wleczącą się grupę za nią. Błagała w myślach, by te wilki, które tam podobno były nie ruszyły absolutnie NIC nad wodospadem. Gdyby była tam jakaś poszlaka odnośnie jej deja-vu i oni by ją zniszczyli… Och, najprawdopodobniej wypatroszyła by sprawców gołymi łapami!
Idąc, ciągle mamrotała pod nosem różne obelgi i zastanawiała się, gdzie jeszcze nie zajrzała albo nie tropiła. Przecież musi być takie miejsce!
„Wiem! Wiem, co zrobię!”, krzyknęła do siebie w myślach, przyspieszając tępa, tym razem poruszając się szybkim truchtem. „Obejrzę wodospad jeszcze raz, ale teraz szukając odpowiedniej perspektywy! Sporządzę mapę! Mapę pojedynczych odcinków wodospadu, które kojarzę i tych, które kompletnie nie przywołują żadnych odczuć! To jest to!”
Zmotywowana nowym postanowieniem, wkrótce przybiegła do celu, lekko dysząc. Na szczęście, nikogo tam nie było. Odetchnęła z ulgą i obejrzała się za siebie. Tamtym zostało jeszcze kilka minut drogi. „Jak się pospieszę to skończę przed nimi i nie będę musiała ich znosić”, pomyślała. Słońce już schowało się za horyzontem, a po karku wilczycy przebiegł zimny wiatr. Że też nie zamknęła jednak swojej jaskini! Będzie w niej zimno, a przecież idealna temperatura jest w zakresie 22-27 stopni! Co ona teraz pocznie?!
Bez względu na swoje myśli, Czerwonooka narysowała pazurem dość duży kwadrat, mający imitować powierzchnię wodospadu. Z frontu trudno było określić, czy rzeczywiście wcześniej go widziała, dlatego wskoczyła na kamienną półkę i zaczęła przypatrywać się pojedynczym punktom.
– Och, nie ma ich – westchnęła szara wilczyca, dotarłszy na miejsce z całą resztą – Jak myślicie, gdzie mogą…
– NIE WCHODŹ NA TO! – Jej wypowiedź przerwał głośny wrzask Effie, gdy łapa mówiącej stanęła na jedną z lin przez nią wyskrobaną.
– Och, przepraszam – powiedziała samica, od razu poprawiając szkody.
– Nie ruszaj! – krzyknęła jeszcze raz, zeskakując na ziemię i odgradzając jej drogę – Po prostu niech nikt do tego się nie zbliża…! Nie! Nie wskakuj na… Yhg! – warknęła zdenerwowana na basiora, który postanowił wejść na jej poprzednie miejsce.
Przecież w takich warunkach nie ma szans na przeprowadzenie porządnych badań…

Raat? Lunaja? Nightmare?

środa, 17 lutego 2016

Od Nigtmare

Słyszę krzyk. Coś jest nie tak. Odwracam się, aby zobaczyć, że moja towarzyszka spada. Skaczę ku niej.
- Lunaja! - krzyczę. Po chwili zauważam, że jest bezpieczna na półce poniżej.Stoi tam basior z futrem czarnym, niczym nocne niebo. Przyznaję, jest równie piękne, jak ta pora doby. Zeskakuję do dwójki wilków poniżej. Dotykam nosem głowy małej wadery. Jest bezpieczna. Czemu się tak przejmuję? Ona po prostu… Kogoś mi przypomina. Ale kogo? Tego nie wiem. Jej oddech się uspokaja. Zastanawiam się, co zrobić, żeby ta sytuacja się nie powtórzyła. Myślę, przyglądając się małej. Wpadam na pomysł. Łapię ją za kark i wrzucam na plecy.
- Tak będzie bezpieczniej - mówię bezuczuciowym głosem. - A ty… Nie wiem, kim jesteś, jednak możesz chyba iść z nami… - wypowiadam słowa cicho. Koniec, końców, uratował Lunaję. - Jak cię zowią? - pytam, spoglądając prosto w oczy wilka. Przez chwilę się waha.
- Raat - odpowiada w końcu. Kiwam głową. Mówię krótko “Chodź” i wspinam się na półkę powyżej. To naprawdę dziwny patrol.
***
W końcu przeszliśmy przez tą górę. Nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy. Dziwnie się czuję, kiedy ktoś na mnie patrzy… Kroczę spokojnie przez las. Przypominam sobie o wilczycy na moich plecach, gdy upomina się o zdjęcie siebie. Ściągam ją. Bez słowa idę dalej. Oglądam się za siebie, dwójka wilków kroczy za mną. To chyba nietypowe… Tak, to słowo powinno pasować. Nie codziennie wadera z amnezją, która ledwo co dołączyła do watahy wilków bez pamięci, spotyka dwóch kolejnych przedstawicieli swego gatunku, w dodatku również nic nie pamiętających, a następnie prowadzi ich do stada. Prawda...? No to do typowych rzeczy raczej nie należy. Szłam spokojnie, kiedy księżyc przesuwał się po nieboskłonie w stronę zachodu, choć daleko mu jeszcze było, żeby schować się za horyzont. Spoglądam na niebo. Słowami się nie da opisać tego doskonałego uroku, jakim jest rozgwieżdżone nocne niebo. Od kiedy tu jestem… Coraz częściej się zastanawiam, jak by to było, gdybym stała się jedną z tych pięknych, lśniących gwiazd… Wspaniała i niedostępna, miast okropna i do niczego. Przyciągałabym wzrok, samotna, a jednak dookoła mnie byłyby tysiące innych. Znaczyłabym coś. Zamyślam się. Nagle uderzam głową w drzewo. Auć…
- Nic ci nie jest? - pyta Lunaja. Kręcę przecząco głową. Postanawiam już więcej tak nie robić. Jeszcze się zgubię i co wtedy? Będzie problem.
***
Idziemy już dosyć długo. Nie należę do osób marudzących, ale łapy mnie już bolą. To powoli robi się nudne. Nagle spotykamy kogoś. To jakaś wadera. Pomijam szybką i krótką konwersację, po której ona również do nas dołączyła. Jej imię to Effie.
***
Nareszcie doszliśmy pod wodospad! Księżyc chyli się już ku zachodowi, ustępując miejsca jasnemu słońcu. Przymykam oczy, gdyż światło dzienne mi przeszkadza. Szukam Yanan albo Kitsune.

<Ktoś to dokończy? Ponownie proszę o wybaczenie długości>

środa, 10 lutego 2016

Od Raata

- Noc już nadchodzi i spogląda
Tysiącem oczu naokoło
Bogini, strojna klejnotami
Napełnia przestrzeń, nieśmiertelna
Zalewa góry i doliny,
Poświatą gwiazd ciemności razi.
Słodki dla uszu kobiecy głos urwał się nagle, zostawiając Raata samego ze sobą. Basior poczuł pustkę. Nagle był samotny. Nigdy nie czuł...nicości. Teraz niemal go dusiła. Nic nie widział. Tylko czuł.
Aż głos się odezwał. Ale tym razem nie przyniósł wytchnienia. Był... gniewny.
- Przeklinam cię, Raat, synu Nocy. Nie wrócisz na nieboskłon.
I wszystko znikło...
Nie, nie ,,znikło"...POJAWIŁO SIĘ. Ciemny jak nocne niebo basior otworzył oczy. Leżał na brzuchu. Nie wiedział czemu. Nie poruszając głową przyjrzał się otoczeniu. Co to za miejsce? Rozpoznał kilka kształtów. Drzewa. Dużo drzew. Wokół niego. I trawa. Miękka, puszysta murawa. Podniósł głowę. Popatrzył na swoje łapy, miętosząc zielone źdźbła między palcami. Zmrużył oczy w zastanowieniu. Teraz zauważył, że jego łapy pokrywają...płytki. Tak, to chyba odpowiednia nazwa.
Spojrzał na niebo. Nie mógł tego robić zbyt długo, bo oczy zaczynały go boleć. To przez tą świecącą kulę...Słońce! Tak, to na pewno to! Ale...kim był on sam?
Wstał. Zrobił kilka kroków. Bez zastanowienia ruszył przed siebie w las.
- Kimże jestem? - zastanowił się na głos.
Przecież musi coś pamiętać. Po kilkunastu minutach trafił na rzekę. Zatrzymał się nad taflą, stojąc do niej bokiem. Przekrzywił łeb i uśmiechnął się. Jego futro było czarne, z granatowym odcieniem. Jak...
- Raat - powiedział. - Noc.

Kaala (to przezwisko również samo wpadło do jego głowy) szedł tak przez kilka godzin, aż niebo stało się pomarańczowe. Początkowo go to zdziwiło. Dopiero po kilku minutach przypomniał sobie, że zjawisko, które obserwuje to najzwyklejszy zachód słońca. A gdy słońce zniknęło, ziemię spowił mrok. Czując lekkie znużenie ułożył się do snu pod jakimś drzewem.
Gdy otworzył oczy nie widział nic. Trwało to jednak tylko kilka sekund. Wzrok basiora w mroku wyostrzał się nienaturalnie szybko, chociaż on o tym nie wiedział. Nie czuł już zmęczenia, ale mimo tego był pewien, że o tej porze wszyscy śpią. Nie wystraszył się mroku nocy.
Przeraził go księżyc.
Nie wiedząc czemu, gdy spojrzał w białą tarczę, poczuł strach. Coś jakby ścisnęło go za gardło.
~ Słusznie czynisz.
Wzdrygnął się. Nie był pewny, co właściwie usłyszał. Głos...ni to męski, ni kobiecy. Jedno było pewne: był pełen nienawiści.
~ Bój się, Shaheedon. Powinieneś. Nie masz tu już przyjaciół...
Kaalę ogarnął lęk. Niezdrowy, paniczny. Zamknął oczy i jakby we śnie zacytował:
- ...Poświatą gwiazd ciemności razi.
I nagle w głowie coś mu się odblokowało. Jak stara piosenka. Tekst sam pojawił się w jego głowie, a on go powtarzał. I lęk znikał, wraz z kolejnymi wersami hymnu:
- Zorzę swą siostrę zastąpiła
Bogini cicho stąpająca
I rozpostarła mrok dokoła.
Ty jesteś naszą, gdy przychodzisz,
Idziemy wszyscy na spoczynek
Jak ptaki do swych gniazd na drzewa.
Głos ucichł.

Następny dzień zmienił życie Raata na zawsze.
Basior dalej szedł przed siebie. Czuł, że tak miało być. Tego chciał los - by on miał iść właśnie w tamtej minucie tą górską ścieżką. I by w tym samym momencie wyżej szły dwie wadery.
Do uszu Kaali dotarł krzyk. Zadarł łeb do góry. Krawędzi urwiska trzymała się biała wadera. Basior zareagował instynktownie. Zawrócił i pobiegł w jej stronę. W tym samym momencie, gdy dziewczyna spadła, czarny wilk był tuż pod nią na skalnej półce. Dotarł do krawędzi i w ostatniej chwili chwycił ją zębami za kark. Wilczyca dyszała z przejęcia. Raat wciągnął ją delikatnie na półkę.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
Dziewczyna niepewnie pokiwała łbem.
- Lunaja! - basior obejrzał się. Z góry zeszła do nich druga wadera, wyraźnie zmartwiona.

<Nightmare? Lunaja?>

sobota, 6 lutego 2016

Omega - Raat

Chyba padnę z wrażenia! Następne stworzenie płci męskiej! Przywitajcie się "ładnie" z Raat'em <Ty spryciarzu, trafione w sedno - hindi, które ubóstwiam ^^>


Motto: "Drwi z blizn, kto nie zaznał rany"
Imię: Raat (z hindi oznacza ,,noc")
Pseudonim: Kaala (,,czarny"), czasem wydaje mu się, że same cienie mówią do niego Shaheedon (,,upadły")
Płeć: Basior
Wiek: 4 lata
Jaki stworek: Półkrwi Dewa
Stanowisko: Szpieg
Ranga: Omega
Rodzina: Jego matką jest Ratri - bogini nocy, czego oczywiście Raat nie wie i przy tym zostańmy. Obecnie każdego członka stada traktuje jak braci i siostry
Partner: Każdemu przyjdzie taki czas by się ustatkować. Zobaczymy, kiedy się przydarzy Kaali...
Potomstwo: To zależy już tylko od woli jego przyszłej partnerki (o ile takowa istnieje). Nie ma nic przeciwko dzieciom, ale wiadomo, ostatecznie wszystko zależy od przedstawicielki płci pięknej.
Charakter: Raat jest przede wszystkim wilkiem ceniącym sobie honor. Nie byłby w stanie zaatakować kogoś bezbronnego czy słabszego od siebie. Nie toleruje też takich zachowań ze strony innych i stara się je tępić. Jak na wilka pozbawionego pamięci, Kaala okazuje się świetnym psychologiem i chociaż jego metody wydają się niedelikatne lub po prostu dziwne, zawsze przynoszą skutek. A ponieważ lubi pomagać innym, jeśli masz jakiś problem to Raat chętnie cię wysłucha i przynajmniej postara się coś zaradzić. Basior jest także uczciwy, kłamie tylko wtedy gdy to konieczne, albo jeśli się z kimś droczy, ale wtedy aż widać, że nie mówi prawdy. Tak, tacy jak on potrafią się przekomarzać i rzucać złośliwe komentarze. Robi to w dwóch przypadkach: albo najzwyczajniej się wygłupia (takie typowe przyjacielskie przepychanki), albo stara się komuś uświadomić coś oczywistego. Trudno go wyprowadzić z równowagi, ale jeśli już do tego dojdzie to niech niebiosa chronią nieszczęśnika, który mu się naprzykrzył. Raat, o ile długo urazy nie chowa, zawsze pamięta, kto mu nadepnął na odcisk, mimo iż tego nie okazuje. Trudno jest mu wybaczyć komuś brak szczerości, zwłaszcza jeśli oszukała go osoba, którą uznawał za przyjaciela, a już na pewno nie umie wybaczyć zdrady. Kaala to wilk inteligentny i przebiegły. Ma umysł taktyka. Nie boi się wyzwań, ale nie porywa się z motyką na słońce, póki nie upewni się czy jest sposób by ten pojedynek zwyciężyć. Czasami chyba zbytnio filozofuje (uwielbia zwłaszcza zagadnienia moralne), czym często robi innym papkę z mózgu. Dla Kaali każde istnienie ma znaczenie. Basior (możliwe, że przez swoje wychowanie sprzed utraty pamięci) każdego wilka nazywa swoim bratem lub siostrą, co w końcu kłamstwem tak całkowicie nie jest, przecież to jeden gatunek. Dla swojej watahy jest w stanie poświęcić życie.
Specjalności: Skóra Raata jest niesamowicie wytrzymała. Trudno ją rozciąć, a żeby ugryźć go do krwi trzeba naprawdę wiele siły. Szkielet basiora także potrafi sporo znieść. Nie znaczy to jednak, że nic go nie boli - obtłuczenia i siniaki to dalej katorga, jedynie ranami ciętymi oraz złamaniami nie musi się martwić. Kaala potrafi się bezszelestnie skradać, a dzięki ciemnej barwie futra trudno go zauważyć w cieniach. Do tych nadnaturalnych zdolności można zaliczyć zamianę w cień - wilk zmienia się we własny, płaski cień. Trzeba przyznać, że wygląda to dość dziwnie: idziesz sobie polną drogą aż nagle obok twojego własnego cienia pojawia się cudzy, patrzysz w bok, ale właściciela nie ma. Raat potrafi także stać się cudzym cieniem, musi jednak przy tym bezbłędnie naśladować ruchy śledzonego wilka, inaczej zostanie wykryty. W nocy staje się silniejszy niż przeciętny wilk, jakby ta napełniała go mocą. Szczególnie czuje jej wpływ kilka godzin przed wschodem słońca.
Zainteresowania: Jak już zostało wspomniane, basior lubi zagadnienia filozoficzne. W wolnym czasie zajmuje się myśleniem nad zagadnieniami moralności. Lubi dyskutować na dane tematy z innymi, jednak rzadko znajduje kogoś ku temu chętnego. Niemniej rozumie, jeśli ktoś nie chce robić debat filozoficznych, bo nie wszyscy muszą to lubić. Chętnie spędza czas ze swoimi przyjaciółmi, nie ważne jak. Nawet jeśli za czymś zbytnio nie przepada, jeśli jego towarzysze to lubią, to on jest w stanie to ścierpieć. Kocha muzykę i poezję, sam jednak śpiewać nie potrafi, lecz ma pamięć do piosenek oraz wierszy.
Wygląd: Raat jest całkiem wysoki i w większości przypadków musi podczas rozmowy patrzeć na innych z góry, chociaż zapewne są wyżsi od niego. Jest dobrze zbudowanym wilkiem - nie jakimś mięśniakiem, ale jednak widać, że w przeszłości musiał przejść sporo treningów. Na łapach ma twarde płytki, przypominające żółwią skorupę. Jest to swego rodzaju naturalny pancerz wytworzony przez jego skórę. Jego sierść jest gęsta, kędzierzawa i wiecznie zadbana (chociaż Kaala w ogóle się nią nie zajmuje). Ma kolor czerni, jednak nie przywodzi ona na myśl mroku jakiejś jaskini. Bardziej nocne niebo, przez swój lekko granatowy odcień. Jego pysk ma niemal królewski profil: duże uszy, długa prosta kufa, kwadratowy nos i sporo wąsów. Jego oczy są koloru bursztynu, odcinają się od ciemnego futra. Podobnie cztery, symetryczne do siebie białe plamy: po jednej kresce pod obojgiem oczu i większym półkolu nad. W uszach ma cztery identyczne kolczyki z brązu.
Inności:
- Kaala zwykł wstawać dobre cztery godziny przed wschodem słońca, gdyż rozpierająca go wtedy moc nie daje mu spać. Musi więc ten czas na wykorzystywać na czymś innym.
- Basior, mimo iż kocha nocne pory i wtedy jest najsilniejszy, zawsze pod osłoną nocy czuje kierowaną w jego stronę potężną nienawiść, szczególnie gdy patrzy w księżyc. Nawet słyszy czasem bezcielesny głos, ni to męski, ni kobiecy. Jakby ktoś przez całą noc dyszał mu w kark i szeptał ,,Nienawidzę cię, Shaheedon, nienawidzę z całego serca”. Jest to uczucie tak nieprzyjemne, że Raat słysząc te podszepty czuje jakby na jego szyi zaciskała się jakaś pętla.
- Wilk po obudzeniu pamiętał poza swoim imieniem i przezwiskiem Kaala dwie zwrotki tajemniczego hymnu. Jest to pieśń pochwalna ku bogini Ratri, ale basior tego, rzecz jasna, nie wie. Często ją sobie recytuje tłumacząc, że skoro to jedyna rzecz jaka pozostała w jego umyśle, to nie może sobie pozwolić by ją zapomnieć.
- Raat mimo przecież jeszcze młodego wieku odzywa się do wszystkich nieco oficjalnie, z wyższą kulturą. Korzysta też z dość przestarzałego języka. Nauczył się jednak mieszać go z współczesnym, dzięki czemu da się go zrozumieć.
Właściciel: RedRidingHood


Od Rosso CD Daery: Do wodospadu

Basior zmarszczył brwi na moment. Nieznajoma zachowywała się...dziwnie. Tak, to chyba dobrze opisujące to zachowanie. Szybko jednak przestał się tym martwić. W końcu przecież trafił na innego wilka, prawda? Z tego powinien się cieszyć.
- Ładne imię - powiedział uśmiechając się lekko. - Prawda Crach?
Kruk napuszył się, tym razem z lekka naburmuszony. Odwrócił się tyłem mówiąc w ten sposób ,,Moje ładniejsze”. Po chwili zaś odwrócił łeb i zakrakał na Czerwonego oskarżająco.
- Że co proszę? - odpowiedział wilk.
- Kra! - burknął ptak.
- Ach tak? Mogłem ci wymyślić lepsze? - zaśmiał się wilk. - No przepraszam bardzo. Spróbuj dostać amnezji i wymyślić krukowi ładne imię.
Dera patrzyła to na basiora, to na kruka, zupełnie nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji.
- Ty go rozumiesz? - zapytała.
- Znaczy się... - basior urwał nie wiedząc co odpowiedzieć. W pewnym sensie rozumiał co Crach do niego ,,mówi”, ale...trudno to wyjaśnić. Postanowił zmienić temat: - Co to jest ,,amnezja”?
- Liczyłam, że skoro znasz tą nazwę, to ty mi na to odpowiesz - wadera uśmiechnęła się. - A ty nie bądź taki zazdrosny, Crach. Przecież ci mówiłam, że masz ładne imię!
Kruk odwrócił się niechętnie, przyjmując przeprosiny (tylko ciekawe za co).
- A tak w ogóle to jestem Rosso - przedstawił się basior.
- Sobie tez imię wymyślałeś, Czerwony? - powiedziała złośliwie Daera.
- Ciiicho, nikt nie musi wiedzieć - odparł z przekąsem basior. Polubił ją.
Wadera przeciągnęła się.
- Co teraz robimy? - zapytała.
- Wydaje mi się, że powinniśmy poszukać innych wilków - zaproponował Ross.
- A to niby dlaczego?
- Tego też nie wiem. Po prostu wydaje mi się, że tak ma być - wilk przekrzywił łeb.
Daera zamyśliła się, po czym wzruszyła wilczymi ramionami. A że oboje nie mieli nic do roboty, ruszyli przed siebie.

Rosso przeleciał nisko nad drzewami. Rozglądał się uważnie, ale w pobliżu nie było ani jednego wilka. Westchnął i zatoczył półokrąg zawracając. Wypatrzył idącą w dole ścieżką Derę, ponownie nawrócił i wylądował miękko obok niej, od razu idąc marszem.
- I co? - zapytała, choć po kwaśnej minie towarzysza znała już odpowiedź.
- Znowu nic - basior pokręcił głową. - Zbliżamy się powoli do centrum doliny...Obudziliśmy się chyba na jej zachodnim krańcu.
Na karku Daery wylądował Crach. Usadowił się wygodnie. Paskudny leniuch, pomyślał z rozbawieniem Rosso.
- Widać pozostaje nam tylko brnąć dalej - westchnęła Dera.
- No naj... - zaczął basior, ale nagle pociemniało mu w oczach.
Gdy się rozjaśniło zobaczył zupełnie inne miejsce. Patrzył jakby z lotu ptaka. Obraz był rozmazany, skupiał się tylko w jednym miejscu poniżej. Była to biała plama...Nie...WILK! Wadera, konkretnie. Z długimi, białymi włosami. Mówiła coś do podążającego za nią ciemnoszarego basiora. Jednak Rosso miał problemy z rozróżnieniem słów. Jakby był pod wodą...brrr, nieprzyjemne uczucie. Wtedy zobaczył gdzie zmierzała ta para...Wodospad, wysoki. I chyba całkiem niedaleko...
- Rosso!
Basior ocknął się. Potrząsnął głową. Odkrył, że leży bokiem na ziemi, chociaż głowę by dał, że wcale się na niej nie kładł. Wstał i otrząsnął się cały.
- Co ty było? - zapytał sam siebie, lekko przerażony.
- Mnie się pytasz? - Daera wyglądała na równie zaniepokojoną. - Od tak padłeś na ziemię i nie chciałeś się ruszyć!
- Długo mnie...nie było?
- Jakąś minutę, ale weź mnie, do chole*y, nie strasz!
- J-ja coś widziałem - wystękał basior.
Wadera zmarszczyła brwi.
- Miałeś...wizję? Chyba tak to się nazywa...
- Tak! Wizję! I były w niej dwa wilki!
- Wilki?! Gdzie?
- Chyba szły nad jakiś wodospad...całkiem spory. Wydaje mi się, że to niedaleko stąd. Chyba...w tamtym kierunku! - Ross wskazał łapą nieco na lewo.
- Skąd to wiesz?
- Nie mam zielonego pojęcia. Ale czuję, że te wilki dalej tam są i może nam coś wyjaśnią.

<Daera? Wybacz stan tego opa...i czas ;-;>

środa, 27 stycznia 2016

Od Lunaji CD Nightmare

-Właściwie…to…miałam spytać o to samo. A co do twojego pytania…to błąkam się tu już od jakiegoś czasu. Nic nie pamiętam… Czy my się znamy?
-Sama nie wiem… Jednak dziwi mnie to, że taka mała wadera błąka się w takiej okolicy. Oraz interesujące jest to, że nie wystraszyłaś się mojej postaci (tak jak straszy to połowę wilków, które mnie spotkało lub widziało).
- No wiesz mnie takie rzeczy zbytnio nie zaskakują. Jednak możliwe że… Nie jeden wilk pewnie przestraszyłby się, jak taka potężna wadera jak ty, wpadła na niego i go staranowała. Ale… Nie będę ci tego wypominała, bo taka nie jestem. Dziwi mnie jednak, co ty tu robisz. Nie spotkałam tu nigdy żadnego wilka… Do tej pory.
- Odważna z ciebie wadera. Jestem tu na patrolu naszego stada…
- Czekaj… Czyli mówisz że jest tu jakieś stado?
-Pewnie że jest. Tylko jeśli chcesz do nas dołączyć musisz porozmawiać z Yanan. Jest alfą naszego stada. Ja w tej kwestii nie mam nic do powiedzenia… A teraz muszę iść, ponieważ jak już ci mówiłam mam patrol nocny naszej watahy.
-Tak po prostu mnie zostawiasz? Dam sobie jakoś radę. Mam jeszcze tylko dwa pytania…
-Dobrze, ale tylko dwa ok? Spieszę się.
-Dobra, dobra… To pierwsze pytanie brzmi tak: Jak masz na imię? Natomiast drugie jest takie: Wskażesz mi drogę do tej całej Yanan?
-Czyli tak. Mam na imię Nightmare. Jeszcze jedno… A mianowicie mogę cię do niej odprowadzić… Oczywiście w ramach mojego patrolu.
-Naprawdę?! Dziękuję!

Ruszyłyśmy więc w drogę, Nightmare lawirowała między drzewami nic nie mówiąc aż nagle...
-Umiesz chodzić po górach… Prawda?
-No… Raczej… - Czym są góry?, pomyślałam ale tylko w głowie.
-Dobra… To już tu.
Spojrzałam na strome kamieniste wzgórza . To wchodzimy…
Gdy byłyśmy już prawie na szczycie coś poszło nie tak… Źle postawiłam łapę i przez to… Zsunęłam się z góry. Może gdyby był tam grunt to nie przestraszyło by mnie, bo łatwo byłoby się wgramolić z powrotem. Jednak pode mną była niekończąca się przepaść. Trzymałam się góry tylko jedną łapą.
-Nightmare!
<Czy pomożesz swej towarzyszce, czy zostawisz ją nad przepaścią? Nightmare?>

wtorek, 26 stycznia 2016

Od Nigtmare: Spotkanie

W trakcie tego snu biegłam, nie zatrzymywałam się. Mijałam inne wilki, ale patrzyły na mnie, jak na potwora. Nagle zatrzymałam się przy grupce szczeniąt. Błyskawicznie obskoczyły mnie zadowolone z mojego widoku. Znałam je. Na pewno. Zależało im na mnie. Nagle skoczył na mnie jakiś basior. Przygniótł mnie do ziemi, natomiast młode się gdzieś rozbiegły. Trzymał mi łapę na szyi, dusił mnie. Wierciłam się jak tylko mogłam, poraniłam go pazurami, ale on stał niewzruszony i nie puszczał mnie.
- Kochałem cię, wiesz? Ale ty... - warknął ostatnie zdanie. Ja co? O co im chodzi? Co ja zrobiłam? Powoli tracę świadomość, odpływam.

***
(Tak, tu następuje zmiana czasu narracji)
Budzę się nagle. Łapczywie wdycham powietrze. Jest wieczór, słońce właśnie schowało się za horyzont. Na zebraniu tej... No... Watahy! Na zebraniu watahy dostałam zadanie patrolowania terenu naszego "stada" nocą. Pasuje mi to. Światło dzienne mnie razi, bolą mnie od niego oczy. Podrywam się z miejsca. Ruszam przed siebie. Idę powoli, rozglądam się na boki. Tak właściwie nie wiem, co mam robić. To tutaj jest ktoś, kto może nam zagrozić? Albo coś w tym stylu? Nie rozumiem, zbyt mało pamiętam. Zaczynam bieg. Dyszę, jednakże pędzę niezwykle szybko. Nagle potykam się coś. Patrzę na to. Właściwie na kogoś. Przede mną stoi mała wadera. No, po prostu cudownie. Kolejny towarzysz niepamięci. Znaczy chyba. W końcu łączy nas jedno - wszyscy straciliśmy pamięć. Spoglądam na małą, biało-czarną waderę.
- Co tutaj robisz, malutka?

<Lunaja? Wybacz mi tę długość, błagam>

sobota, 2 stycznia 2016

Omega - Dave Strider

Wiecie co? Bogowie mnie kochają! Przywiało nam zza gór następną duszyczkę do pożarcia - powitajmy Dave'a, kolejnego Śpiewaka!

Motto: "Raz masz ciastka, a raz nie masz. Jestem jak ciastka"
Imię: Dave Strider
Pseudonim: Nie ma. Po prostu Dave (Strider, hehe)
Płeć: Basior
Wiek: 3 lata
Jaki stworek: Rycerz Czasu
Stanowisko: Śpiewak
Ranga: Omega
Rodzina: Miał siostrę i starszego brata, ale cóż, nie żyją
Partner: Nie ma
Potomstwo: Na razie o tym nie myśli
Charakter: Jeśli ktoś miałby określić Dave'a w dwóch słowach, zapewne powiedziałby "narcystycznie ironiczny", jednak w najlepszym tych słów znaczeniu.
Zachowuje się jak typowy spoko ziomek, który mieszka na typowo spoko osiedlu. Zawsze pomoże przyjacielowi, nie ważne czy w kwestii miłosnej, czy akurat wyciągnie go z płonącej pułapki na niedźwiedzie. Jak zostało wcześniej wspomniane, to Narcyz i to całkiem spory. Ma o sobie bardzo wysokie mniemanie i już z daleka emanuje swoją pewnością siebie. Wszytsko, co robi musi być cool i ironiczne. Kocha ironię, a także żarty, które dość często opowiada. Równie często rzuca jakimiś rymami i fragmentami piosenek, które wymyśla na bieżąco. Z weną nie ma żartów, powaga. Strider ma wiecznie kamienną twarz, z której trudno wyczytać jakiekolwiek emocje, nawet w stresujących czy bardzo śmiesznych sytuacjach (+50p do bycia cool).
Jest bardzo bezpośredni, jeśli kogoś nie polubi powie to od razu, ale to nie znaczy, że jest wyprany z empatii i poczucia w sytuacji. W razie czego, zawsze umie wybrnąć z nieprzyjemnego dla niego tematu. Często może robić na pozór, i nie tylko na pozór, głupie rzeczy, nie martwiąc się o konsekwencje. W końcu kto by mógł się denerwować na tak niesamowitego kolesia jak on?
Specjalności: Dziwną umiejętnością Dave'a jest przenoszenie się w przyszłość i przeszłość, a dokładniej, na różne linie czasowe, nie wykluczając tego Dave'a, który żyje na tej konkretnej linii. Jednak może przez to wywołać kilka paradoksów czasowych, więc rzadko to robi, bo przecież nie chcemy armii Striderów z różnych punktów w czasoprzestrzeni. Ma też bardzo, może nawet trochę za bujną wyobraźnię.
Zainteresowania: Największym zainteresowaniem wilka jest, dosłownie, robienie niczego (UWAGA: nie pomylić z nic nie robieniem!). Lubi też śpiewać, słuchać muzyki oraz rysować ironicznie śmieszne komiksy. Gdy znajdzie sok jabłkowy, spędza czas na delektowaniu się jego smakiem.
Wygląd: Strider jest sporym, dobrze zbudowanym wilkiem, na pewno większym niż inne w jego wieku. Jego jasna, miejscami prawie biała, sierść jest zawsze perfekcyjnie ułożona. Nawet kiedy wydaje się potargana, wciąż jest perfekcyjna. Nieodłączną częścią wyglądu Dave'a są okulary przeciwsłoneczne, które zakrywają czerwone jego ślepia. Bez tych okularów czuje się nagi, bywa, że nawet w nich śpi.
Inności:
~ Z jakiegoś powodu pociąga go kolekcjonowanie słabych katan
~ Panicznie boi się kukiełek i pluszaków
~ Jego ulubionym słowem jest "bro"
Właściciel: Tantanka