piątek, 28 sierpnia 2015

Od Yanan - CD Wade'a: Napaleniec, Bomba i Cicha Woda

W końcu wadera - Nigtmare - niepewnie rusza za mną i tym... To słowo nadal nie może mi przejść przez myśl... Basiorem. Niesamowite! Od początku były tu same wadery... A teraz nagle, pufff i jest samiec. Już sobie wyobrażam jak się będzie pięknić nasza Duchesska - za jakiś czas wymyślę jej równie cudne jak ona przezwisko, bez obaw - przed tym biednym chłopaczkiem. 
Choć z drugiej strony, ona sam tak się teraz wdzięczy, uśmiecha i zachowuje, że myślę, iż może będą do siebie pasować...? Na samo słowo "dziewczyny" tak się ożywił, że myślę, że mu się dupa urwie, tak zapiernicza po tym stoku. Wyprzedził mnie, nie spieszy mi się za bardzo żeby wrócić do białej i kolorowej, nawet do Kitsune. Nadal nie jestem pewna, czy nie zaczęłabym na nią warczeć z tej wściekłości...
Skupiam się więc bardziej na swojej łapie która krwawi... No, nie oszukujmy się, krwawi mocno. Zanim zejdziemy z tego stoku może wdać się zakażenie. Już kiedyś tak się stało - nie mogłam chodzić przez parę dni. Nie chcę tego powtarzać. Tutaj nie ma liści, żebym sobie położyła je na ranie, wracam więc pędem do jaskini, wskakuję na nią i zbieram liść, który opadł z drzewa niedaleko. Zeskakuję i momentalnie podnoszę łapę - coś mi się wpiło. Patrzę na łapę - ach, mój kolczyk!!! Dobrze, że wróciłam, mogłabym go już nie odzyskać. Zapinam go więc (tak wiem, to dosyć dziwne - wilka zapina kolczyki, ale pomińmy ten fakt -.- ) i zbiegam szybko do moich towarzyszy. Nie chciałabym ich teraz stracić, mimo wszystko. Jak już mają tu być, to tylko pod moją, hym, władzą? Nie, to głupio brzmi. Pod moim okiem, o! 
- Yanan, a daleko masz te swoje koleżanki? - woła z dołu Wade.
Wywracam oczami i uśmiecham się pod nosem.
- Trochę. Ale w takim tempie dojdziemy przed późnym południem - słońce zacznie się obniżać. Jak usłyszycie wodospad, to znaczy że nie daleko - mówię.
Przez resztę drogi opowiadam im o terenach, o dziewczynach też po długich namowach Wade'a i o sobie, po niespodziewanym zaciekawieniu Nightmare. Co prawda moje odpowiedzi nie odpowiadały entuzjastycznemu basiorowi - próbował mnie rozweselić i jakoś pogadać "normalnie" ale po kilku spojrzeniach zrozumiał, że nie jestem w nastroju. 
- Czyli wszyscy którzy tu są nic nie pamiętają - bardzie stwierdziła niż dopytała Night.
- Tak, jakoś tak wyszło. 
- I nikt nic nie wie?
- Ja nie, a dziewczyny... Też wątpię żeby coś wiedziały. Powiedziałyby mi. - "Tak, jasne, gdybym ich chciała słuchać...".
- No, czemu się tak wleczecie? - drze się z uśmiechem Wade. 
Jest już na dole.
- On cały czas taki był? - pytam półgłosem waderę.
- No... trochę. Choć znamy się od wczoraj.
- Hmmm... Śmieszny jest w tym swoim przekonaniu, że musi koniecznie iść je poznać. Jedna z nich... Kitsune, nie wydaje mi się tak ochoczo nastawiona na związki, choć dlaczego ma być? Tylko o tym czytałyśmy w Księdze, więc...
- To z niej tyle wiesz o świecie? - przerywa mi Night.
- Tak, tak. Księga to... Pokażę ci ją. Wszystkim pokażę - będzie do waszego użytku. W końcu każdy chce coś wiedzieć o świecie, prawda? A powiem szczerze, wiele tego jest. 
- Tak, na pewno - mruczy zamyślona już fioletowo-czarna. 
Uważam, że jest okey. Czuję, że nie będzie z nią problemów. W zasadzie jeśli chodzi o tę garstkę wilków na moich terenach to co do żadnego z nich nie mam takich obaw. Moje osobiste problemy się nie liczą, ale jeśli już takie będą to prawdopodobnie będę je miała z Duchess...
*****
W końcu słychać szum wodospadu. Dochodzimy. Z jednej strony się cieszę, poznam ich ze sobą i może uda mi się jakoś wymknąć do Ukrytego Jeziorka. Tam nikt nie wejdzie, więc będę miała spokój. Kitsune ich zaprowadzi do Drzewka a ja przyjdę tam, kiedy sen mnie weźmie. Tak, plan idealny! 
- To za zakrętem, Wade - mówię głośniej, basior cały czas ma nad nami przewagę.
- Tu? Serio? A, tak wodospad. Słyszę go! Chodźcie, Yanan, przedstawisz mnie ładnie.
- Dobra, dobra, ty sie sam umiesz przedstawić! - odpowiadam z uśmiechem.
Nie powiem, humor mi się trochę poprawił podczas tej podróży. Nie musiałam mówić wiele, tylko tyle ile pytań zadali. Wyciszyłam się ale jeszcze chcę ochłonąć tak do końca. 
- Dziewczyny, poznajcie Wade'a - pierwszego basiora na tych terenach i Nightmare, kolejną waderę! - walę prosto z mostu wychodząc zza zakrętu.
Oczy moich towarzyszek kierują się na nowo przybyłych - tak samo jak ja mają zadziwienie wypisane na pyskach. 
<No, Wade, doczekałeś się. Ruszaj na podboje XD CD zostawiam Tobie >

Od Wade'a - CD Yanan: Raj pełen pań!

Wade zmrużył oczy po czym również się uśmiechnął. To szare coś przed nim wyglądało trochę jak on sam. Przypominało wilka nawet trochę bardziej niż Night. Nawet miało szare futro. Ale gdy leżało brzuchem do góry było trudno to potwierdzić. Wade przekrzywił głowę. Nie wystarczyło. Podniósł więc przednią łapę i oparł się czołem i ziemię tak, że leżał na przeciwko nosa nowego stworzenia. Teraz gdy patrzył na jego pysk z podobnej perspektywy co ono mógł z całym przekonaniem stwierdzić do stojącej w wejściu, zdziwionej Nightmare:
- Tak, to jest wilk.
~ Brawo geniuszu.
~~ To nie tylko wilk...TO KOLEJNA WADERA! Wade, to twój szczęśliwy dzień!
Basior tymczasem wyprostował się stojąc na lekko rozłożonych łapach i w uśmiechu wywalił przyjacielsko jęzor, merdając równocześnie ogonem jak pies. Nieznajoma wstała starając się odwzajemnić uśmiech. Chyba coś ją trapiło. Wade jednak nie zwrócił na to większej uwagi.
- Cześć! - odpowiedział wesoło. - Też zwiedzasz?
- Emmm...Co proszę? - wadera zamrugała zaskoczona.
- No czy tak jak my zwiedzasz te tereny - wyjaśnił basior nie tracąc dobrego humoru.
Nightmare tymczasem mierzyła obcą nieufnym spojrzeniem. Jak on może tak z nią spokojnie gadać? To nie do pomyślenia! Przecież nawet jej z imienia nie zna...prawda? Oby się tylko nie wygadał, że stracili pamięć...
- No...one tak jakby należą do mnie - odpowiedziała szara. Zawahała się chwilę po czym dodała: - Mam niedaleko stąd watahę...dopiero powstała, więc może dołączycie?
Wade pospieszył z odpowiedzią:
- JASNE! Byłoby super, prawda Night? A propos, tamta miła dama to Nightmare, a ja jestem Wade...chociaż niedawno dowiedziałem się, że nazywano mnie także Kova bądź Cora.
- Yanan - przedstawiła się wadera o wyciągnęła łapę na przywitanie. Wade uścisnął ją i wtedy dziewczyna zwróciła uwagę na blizny basiora: - Co ci się stało?
- Nie wiem...Ale kiedy się tutaj obudziłem to już je miałem.
Yanan zamurowało. Spojrzała na Night, która najwyraźniej miała teraz ochotę Wade'a udusić.
- Wy też? - zapytała obydwu.
- Czyli to nic niezwykłego, co? - skrzywił się udawanie basior. - A myślałem, że jestem taki jedyny w swoim rodzaju.
Yan chyba nie traktowała tego jak żartu, bo momentalnie spoważniała. Ruszyła w las rzucając tylko przez ,,ramię":
- Chodźcie. Zapoznam was z dziewczynami.
~ Czy ona powiedziała ,,DZIEWCZYNAMI"?
~~ Chole*a jasna! Ta dolina to raj pełen pań! Nie spieprz tego, Wade, błagam cię!
Wade ruszył raźno za Alfą. Dziewczynami, co? W takim razie jego nie może tam zabraknąć! Nightmare wahała się moment, ale również ruszyła tyłek i dogoniła towarzysza podróży.

<Yan? Night? Wybaczcie długość, ale Wade chce w końcu poznać Duchess! x3>

Od Yanan - CD Duchess: Nie tak łatwo

Nie wiem co o tym myśleć. Najpierw przez parę miesięcy byłam sama - dosłownie. Bo tutaj nawet stworzeń żadnych nie ma - czytałam w Księdze Zapomnienia że kiedyś wilki jadły mięso różnych stworzeń ale tutaj nie ma ani jednego! Miałam więc tylko Księgę i siebie - no, gadałam do drzew, skał i paru innych rzeczy o których już nie pamiętam. Potem nagle spotkałam Kitsune, a teraz nagle TO. Jedno latające szczenię - tak wywnioskowałam bo jest mniejsza od nas 3, ma inny głos i jest taka... no, taka jak szczenięta. A ta druga... O, to jest dopiero! Blehhhh, taka dama jakich mało! Nawet się nie odezwała, żadnego dziękuję, tylko wyjęczała imię i poszła. Pfffffffffft, a teraz siedzi i się zachwyca swoim futerkiem - okazało się że jednak jest białe! Ha! Jeszcze to galaretowate ciałko! Yuch! Coś czuję, że się nie polubimy...
- A ty, Yanan? - Okazuję się, że Hioshi właśnie zadała mi pytanie.
No, dobra nie słuchałam ich bo byłam zbyt zajęta analizowaniem swojego życia, hehehehhe. Ciekawie, a Kitsune i mała przeprowadziły już pewnie jakąś rozmowę. Ych...
- Ja... Emmm, nie wiem - strzelam odpowiedzią na chybił trafił.
- Serio? To chyba nie przypadek, że wszystkie 4 nie wiemy nic o sobie, nie? - zauważa Hioshi. 
Yay, punkt dla mnie - trafna odpowiedź!
- Czekaj, 4? To znaczy, że damulka też? - dopytuję.
- Myhym - odpowiada kolorowa. 
Orzesz ty w mordę kopaną! To na prawdę robi się dziwne. Jak to możliwe żeby 4 wadery znalazły się w tym samym miejscu, bez pamięci, bez nikogo... Wpadamy na siebie tuż po tym, jak ja i Kitsune założyłyśmy watahę... A co jeśli ktoś jeszcze dołączy? Nie żebym nie chciała ale... To jest zbyt szybko. Tak wiem, najpierw narzekałam, że jestem sama ale... Właśnie w tym problem! Nagła zmiana, nowe osoby w tak krótkim czasie w dodatku. Przecież Kitsune znalazłam dopiero dziś rano, teraz jest środek dnia, a tu wpadam - dosłownie - na dwie kolejne bez-pamięciowe-osobniczki. 
Boli mnie łeb.
- Wiecie... Wiecie, czy jest tu ktoś jeszcze? - mówię skrzywiona, przełykając ślinę. 
- Nie, na nikogo więcej nie trafiłyśmy. Ale widziałyśmy ślady łap.
- To pewnie nasze...
- No, nie jestem do końca pewna. Tamte były... - Młoda przekrzywia głowę. - Większe niż twoje.
- Poczekaj - mówię zdecydowanie. 
Wadery patrzą na mnie zaciekawione. Znajduję kawałek ziemi i przyciskam łapę.
- Spójrz tu, Hioshi. Czy to takie łapy widziałyście?
Kolorowa podbiega i przygląda się. Potem patrzy na mnie i kręci głową przecząco. 
Wzdycham.
Swoją łapę odciska również Kitsune. I, stety lub nie, również kręci głową przecząco. Biorę głęboki wdech, zamykam oczy. 
Wypuszczam powietrze. O ranyyyyyyyyyyyy...
- Ey, Yanan. W porządku? - pyta cicho Kitsune.
Otwieram oczy i mrużę je, nagle słońce mi przeszkadza. Wszystko mi przeszkadza...
- Tak, jasne. Wiecie... ja chyba muszę się przejść. Dajcie mi trochę czasu, to nie jest takie... Ehhh - mruczę wpatrując się w swoje łapy i odciski na ziemi.
- N-no, dobrze - odpowiada Kitsune.
Wypruwam do lasu. Biegnę najszybciej jak się da, ile mam siły. Nie chcę widzieć damulki kąpiącej się w wodzie. Wnerwia mnie, jak ona mnie wnerwia!!!
Nie chcę widzieć Hioshi - jest taka radosna i pogodna... Taka słodka i niewinna... O, matko, jak ja bym z niej wycisnęła tą słodycz!
A od Kitsune uciekłam tylko dlatego, żeby jej nie skrzywdzić. Nie wiem co mi jest, ale czuję nieodpartą chęć zrobienia czegoś okropnego i czuję, że nie powinnam ale to uczucie jest tak silne, że mnie wzmacnia i... O matko, chcę tego więcej!!!
Biegnę więc dalej, jeszcze szybciej. Jakbym leciała...Wbiegam po kamienistym stoku, jestem przy którejś granicy, nie wiem od której strony... Znam tą okolicę jak własne kolczyki, do cholery to po co biegnę?! Po co szukam? Po co na siłę próbuję sobie udowodnić, że coś tam będzie, że coś przeoczyłam...
Zatrzymuję się gwałtownie, na dźwięk szmeru. Rozmowy? Nie, co ja pieprzę! Nie mogę słyszeć rozmowy, przecież wadery zostały daleko w tyle, przy Wschodnim Wodospadzie... 
A jednak słyszę tą cholerną rozmowę! Mrużę oczy i obniżam się na łapach.
- Dzień dobry Night - mówi ktoś. 
Kurdę, gdzie ten ktoś jest? Nic nie widzę, oprócz tych cholernych głazów i... Zaraz! Tam! Jaskinia... Nigdy nie spałam w środku ani nic, ale wiem że tam jest! Nosz w mordę kopaną!
Idę cichutko w stronę wejścia, ledwo oddycham, stąpam ostrożnie, żeby nie zrzucić żadnego kamyka. Staję tuż przy wejściu. Wychylam łeb w stronę dziury i zaglądam prawym okiem do środka. 
"JAK TO SIĘ STAŁO, DO JASNEJ CIASNEJ, ŻE WIDZĘ TU DWA WILKI?! Czy ktoś mi to wytłumaczy?!", mam ochotę tak się wydrzeć, żeby mnie za górami usłyszeli. Jednak otwieram tylko szerzej oczy i nachylam się trochę bardziej... Przez co nieuważnie potrącam łapą kamyk. No, dobra kamol wielki, syczę bo przecięłam nim pół kończyny, posyłając go w dół zbocza. Tym samym sprawiając, że wilki wiedzą o mojej obecności.
- Co to było? - mówi jeden.
- No, na pewno nie ja. 
- Poczekaj, sprawdzę.
Jeden z nich faktycznie tu idzie, słyszę jego kroki. Udaje mi się wskoczyć na "dach" jaskini zanim postać wychodzi na zewnątrz. Patrzę na nią, a raczej na niego, jak się domyślam po budowie. Ja nie mogę! Najprawdziwszy w świecie basior! Hym, nie różni się ode mnie aż tak bardzo jak bym podejrzewała...
Oooooooo, no nie! Podczas gdy on wącha i rozgląda się, ja zauważam że podczas skoku zgubiłam kolczyk, który leży tuż pod nosem tego tu. Dobrze, że krew z łapy cieknie dopiero teraz, bo zostawiłabym ślady. Trochę piecze, ale ile to razy już się skaleczyłam?! 
Idź sobie, idź!, myślę. No dalej, chcę mojego kolczyka!
Basior jakby wyczuł moje prośby i wszedł z powrotem do jaskini. Odczekałam chwilkę aż zsunęłam się trochę i zapierając się tylnymi łapami o mocny głaz, zawisłam na "dachu" wyciągając łapę po koczyk. Przygryzam język, wykręcam się, ale brakuje mi troszkę do kolczyka. Wzdycham ciężko... Po czym nagle ląduję grzbietem na kamieniach. Tuż pod łapami owego basiora, który przygląda mi się skrzywiony.
Uśmiecham się szeroko.
- No cześć - mówię.
<Wade? Nightmare? Wybaczcie, że wam tak wpadłam, ale musimy sie już jakoś spotkać w jednym miejscu, żeby ogarnąć ;) >

czwartek, 27 sierpnia 2015

Od Duchess (CD Hioshi) - Znów Piękna!

        Wyobraźcie sobie najgorszą rzecz jaka wam się kiedykolwiek przytrafiła. Już? Dobrze, teraz pomieszajcie ją z kolejną okropną rzeczą. A teraz... Powiększcie swój gniew, żal, smutek... O parę razy. No, to już wiecie jak się czuła nasza dama Duchess po okropnym wypadku w błocie. Mimo, że nie znała błota, już w momencie kiedy ujrzała, że tak okropnie zabrudziło jej śnieżnobiałe futerko znienawidziła maź. Szlochała cichutko przez całą drogę - najpierw nie mogła zrozumieć, dlaczego woda płynie jej z oczu ale potem uznała, że to wynik tego, że jest w tak opłakanym stanie i jej ciało próbuje się oczyścić. Oczywiście, dwie białe krechy na policzkach - to jedyne miejsca gdzie widać było naturalny kolor białej. 

****

        Kiedy już padły na ziemię, zmiecione siłą pędu Yanan, Duchess wylądowała na samym dole, na niej leżała jakaś "szara, twarda i koścista brutalka" - czyli Yan - a na samej górze leciutka Hioshi. Ponieważ jednak szara chciała wstać, Hioshi sturlała się z niej, a po chwili wzleciała niewiele ponad ziemię, tuż nad głowę Yanan. Zielonooka przekręciła się na bok, by nie leżeć już na czymś kościstym i jęczącym - Duchess - i otworzyła oczy. Pisnęła cicho, zagłuszyła ją na szczęście śmiejąca się cały czas Kitsune. Pisnęła, bo zobaczyła nad sobą dziwne stworzonko - niby wilk ale ze skrzydłami i taki... Kolorowy miejscami ale spora ilość błota oblepiała stworka. To coś na czym leżała, okazało się być również wilkiem - całym w błocie i tylko dwie białe kreski raziły bielą. Tymczasem Duchess wstała koślawo, jęcząc i wyprostowała się dumnie, jakby całe zajście nie miało miejsca.
- Czeeeeeść, jestem Hoshi, a Tyy? - zadała pytanie Hioshi, uśmiechając się szeroko i kierując je do szarej twardej wadery. 
Ta przymrużyła lekko oczy, jęknęła i podniosła się, po czym otrzepała.
- Jestem Yanan. - Jej pyszczek rozjaśnił promienny uśmiech. "Och, no nie! Co to za uśmiech? Taki krzywy i... Nie wydaje się szczerze miły..." - A Ty? Jak Ci na imię? - Skierowała pytanie do Duchess.
- Duchess...- Wymamrotała nasza dama z wyraźnie wymuszonym uśmiechem. 
Jak tu się uśmiechać do czegoś, co śmiało cię najpierw zwalić z łap - dosłownie - a potem zgnieść i zmierzwić futerko.
- Miło mi Was poznać, strasznie przepraszam za to przed chwilą! Ale to wina kogoś... - Jej wypowiedź nagle przerwał głośny śmiech. 
Tuż obok wader znalazła się nagle czarna jak noc, lisopodobna wadera - Kitsune. 
"A to co takiego? I jeszcze się śmieje? Hympffff, co za maniery!", pomyślała nasza Duchess, mierząc wzrokiem stworzenie.
- P-przepraszam, nazywam się Kitsune. - Wydusiła po chwili, gdy przestała się śmiać. 
"Nareszcie, powinna nas gorąco przepraszać za takie zachowanie. Kto to widział? Śmiać się z czyjejś krzywdy."
- Mieszkacie tutaj?! - zapytała nagle Hioshi patrząc na wilczyce z nadzieją - Wiecie gdzie jest moja rodzina? Gdzie mieszkam? Jak się tutaj znalazłam? - zasypała je gradem pytań. Obie patrzały na nią zaskoczone. Duchess oczywiście, unosząc się dumą i pamiętając co wcześniej uczyniła ta młoda istotka, wzrok miała zimny i rozglądała się spokojnie, wypatrując wody - No i... Czy jest tu jakieś miłe miejsce na kąpiel? - dodała ze skruchą kolorowa, co podniosło nieco ego naszej białej ślicznotki. 
- Jasne, że jest. Chociażby tu! - prychnęła Yanan i wskazała łapą za siebie. 
- Tak, właśnie. Co wam się stało? I... Skąd przyszłyście? - wtrąciła się Kitsune. 
Duchess wywróciła oczami - jak można być tak namolnym? Nie zwracając uwagi na resztę rozmowy, nieciekawej jak uważała, podążyła dumnie z głową uniesioną wysoko i przymkniętymi oczkami w stronę wody. Zmoczyła najpierw jedną łapkę, by sprawdzić jaka jest woda, a potem zanurzyła się lekko w wodzie, zapominając o całym świecie. Obserwowała jak błoto spływa i ukazuje jej piękny kolor futerka. Uśmiechnęła się promiennie i westchnęła z rozkoszą. 

<CD w opku od Yananki ;) >

środa, 26 sierpnia 2015

Od Hoshi (CD. Kitsune i Duchess) - Błoto!

        Dzielnie i wesoło podskakiwałyśmy naprzód (to znaczy ja podskakiwałam, bo Biała Piękność wolała wlec się za mną) rozmawiając przy tym o otaczającym nas świecie. Tematy trochę nam się nie kleiły, bo zazwyczaj miałyśmy zupełnie odmienne zdania. Na przykład jeśli chodzi o błoto, ja uważam, że błoto jest super, a tarzanie się w nim to wielka frajda! Natomiast Duchess brzydzi się nim i unika go na wszelkie sposoby, przez co często musiałyśmy nadkładać drogi.
- O! Spójrz! To ślad wilka! KOLEJNY! - Krzyknęłam uradowana.
- Faktycznie. Ale może udamy się w tamtą stronę tą dróżką, jestem pewna, że obejdziemy tę wielką kałużę błota bezpiecznie.
- Tędy będzie szybciej! No już, nie bój się tak! Błoto jest F-A-J-N-E! - Krzyknęłam znowu, tym razem tracąc cierpliwość i siłą pociągnęłam waderę za sobą. Zapierała się ze wszystkich sił co skutkowało soczystym plaśnięciem w błoto przez nas obie.
- Hahahaha! Teraz jesteśmy całe brudne! - Wybuchnęłam głośnym śmiechem otrzepując się z nadmiaru mulistej cieczy i wyskakując na suchy grunt. 
Biała Piękność tylko pisnęła głośno i prawie się rozpłakała. Biała? Zaraz, teraz w ogóle nawet nie przypomina białej! Bez słowa wyszła z kałuży i ruszyła twardo przed siebie, nawet na mnie nie spojrzała. Ruszyłam za nią w podskokach i zaśmiałam się znowu. Zero reakcji, łzy w oczach, idzie do przodu.
- Obraziłaś się? - Zapytałam po chwili milczenia robiąc przy tym najbardziej uroczą szczenięcą mordkę na jaką było mnie stać. 
Nie otrzymałam odpowiedzi. Ch-chyba naprawdę się zezłościła... Przestałam podskakiwać i szłam obok w milczeniu. Nagle poczułam jakiś dziwny zapach, Duchess chyba też bo zastrzygła uszami jakby czegoś nasłuchiwała, ja podniosłam łepek w górę i zaczęłam węszyć w powietrzu. Obie zatrzymałyśmy się nagle jak wryte, gdy ujrzałyśmy pędzącą na nas z zawrotną prędkością szarą, puszystą kulkę. Nim zorientowałyśmy się co to tak w ogóle jest, leżałyśmy poturbowane na ziemi. Myślę, że Białej Piękności popsuło to jeszcze bardziej humor. Ja natomiast cicho jęknęłam podnosząc pyszczek z ziemi i rozglądając się dookoła. Obok mnie leżała obca wadera! Otworzyła oczy i pisnęła zaskoczona widząc nad sobą motylo-podobnego, oblepionego błotem wilka, którym byłam ja. Duchess podniosła się koślawo na trzęsących łapach, po czym z trudem złapała równowagę i wyprostowała się.
- Czeeeeeść, jestem Hoshi, a Tyy? - Zapytałam "nowej" z szerokim uśmiechem. Ta przymrużyła lekko oczy, jęknęła i podniosła się, po czym otrzepała.
- Jestem Yanan. - Jej pyszczek rozjaśnił promienny uśmiech. - A Ty? Jak Ci na imię? - Skierowała pytanie do białej wilczycy.
- Duchess...- Wymamrotała z wyraźnie wymuszonym uśmiechem.
- Miło mi Was poznać, strasznie przepraszam za to przed chwilą! Ale to wina kogoś... - Jej wypowiedź nagle przerwał głośny śmiech. 
Tuż obok nas znalazła się nagle czarna jak noc, lisopodobna wadera. Jakim cudem nie zauważyłam jej wcześniej?! Przecież śmiała się tak głośno.
- P-przepraszam, nazywam się Kitsune. - Wydusiła po chwili, gdy przestała się śmiać. 
Wydała mi się bardzo sympatyczną osobą.
- Mieszkacie tutaj?! - Zapytałam nagle patrząc na wilczyce z nadzieją - Wiecie gdzie jest moja rodzina? Gdzie mieszkam? Jak się tutaj znalazłam? - Zasypałam je gradem pytań, tak jak to ja miałam w zwyczaju. Obie patrzały na mnie zaskoczone. Kątem oka dostrzegłam Duchess i przypomniałam sobie, że jest na mnie zła. Bardzo zła - No i... Czy jest tu jakieś miłe miejsce na kąpiel? - dodałam z nadzieją na pogodzenie się z Białą Pięknością. 
Może i się różnimy, ale jesteśmy przyjaciółkami, powinnyśmy się wspierać!


< Duchess? Yanan? Kitsune?>

wtorek, 25 sierpnia 2015

Od Wade'a (CD Nightmare) - Sen

        - Obawiam się, że to co ty - odparł basior drapiąc się tylną łapą za uchem.
- Zwiedzasz? - przypomniała Nightmare.
- Też nie wiem.
Dziewczyna wydawała się zszokowana tą informacją.
- W sensie...Straciłeś pamięć?
Wade przestał się drapać. Spojrzał na waderę podnosząc jedną brew.
- Skąd to wiesz? - zapytał.
~~ JASNOWIDZ! ~ zachłysnął się Drugi (gdyby wymysł umysłu mógł się zachłysnąć, ale pomińmy to niedociągnięcie).
~ Zamknij się kretynie, nikt na świecie nie umie przepowiadać przyszłości ~ sprostował go Pierwszy.
~~ A jesteś pewien?
Pierwszy milczał.
~~ WIEDZIAŁEM!
Wade tymczasem starał się skupić na rozmowie z Nightmare. Z dwoma wrzeszczącymi głosami w głowie jest to dość trudne.
- T-ty... - zaczęła zaskoczona wadera. Z jej głosu dało się słyszeć wyraźną ulgę. - Ty też?!
- No ba! - basior uśmiechnął się głupkowato po czym zmarszczył ponownie brwi - Ale co ja też?
- Czy też straciłeś pamięć - wilczyca wywróciła oczami lekko zirytowana rozproszoną uwagą samca.
- Ahaaa...A rzeczywiście, chyba straciłem...Co to pamięć? - Wade powrócił do drapania się za uchem.
- Słuchasz ty mnie w ogóle? - warknęła zirytowana Nightmare czekając, aż basior łaskawie skończy i skupi się na rozmowie.
- Pewnie, pewnie - odpowiedział chłopak kręcąc głową za odlatującą muchą.
Ciekawe gdzie ten owad tak...
~ WADE! ~ Pierwszy ostatecznie wyrwał go z rozmyślań o życiu siatkoskrzydłych. ~ Wypadałoby posłuchać tej damy...
~~ A może da ci buziaka!
- Emmm...Do czego się tak szczerzysz? - zapytała niepewnie wadera obserwując dziwne zachowanie basiora.
„Chyba się rozmarzyłem”, pomyślał Wade.
Trzepnął się łapą w pysk, by doprowadzić mózg do porządku. Zdziwiona Nightmare chyba zaczęła się zastanawiać czy aby na pewno dobrze zrobiła nawiązując z szarym dłuższą konwersację.
- Wybacz, zabłądziłem gdzieś myślami - wilk uśmiechnął się już bardziej normalnie.
- Zawsze tak masz? - zapytała wadera mając na myśli cios, który basior wymierzył we własny pysk.
- Tylko we wtorki - wyjaśnił.
~ Akurat...
- To co? Może pozwiedzamy razem? - zaproponował czerwonooki.

^^^

        Włóczyli się tak całkiem długo. Nightmare chyba nie widziała problemu w towarzystwie obcego basiora. Wade miał dziwne wrażenie, że dawniej, zanim utracił pamięć, wadery w jego towarzystwie zachowywały się inaczej. Pierwszy uprzedzając pytanie wtrącił swoje trzy grosze:
~ Masz szczęście. Trafiła ci się dziewczyna z Alzhaimerem. Wszelkie normalne panny nie wytrzymałyby w twoim towarzystwie.
~~ No coś ty! Jak można nie kochać Wade'a?
~ Żebyś się nie zdziwił...
- Chyba powinniśmy odpocząć tutaj - powiedziała nagle Nightmare i zniknęła Wade'owi z oczu.
Basior zaskoczony podszedł do ściany, która pochłonęła jego piękną towarzyszkę. Zawarczał wrogo w stronę ciemnej skały... I wtedy w mroku znikąd pojawiły się złote oczy czarno-białej.
- Co ty robisz? - zapytała - Nie wygłupiaj się tylko wchodź.
Basior postąpił krok za znikającym błyskiem złotych oczu. Odważył się i przebrnął przez mroki jaskini, by zaraz potem skamienieć pod wrażeniem wnętrza. Przestronna grota z jednej strony była niemal zupełnie otwarta, tworząc bardziej wnękę niż norę, nadając pomieszczeniu wrażenie przestronności. W dół opadał ostro kamienisty stok. Las rozpościerał się na całej długości horyzontu. Za drzewami zaczęło zachodzić słońce.
- Łał - wypalił z rozdziawioną w szerokim uśmiechu paszczą.
Wtedy ku zaskoczeniu Nightmare basior zniknął w niebieskim rozbłysku i pojawił się z głuchym trzaskiem przy krawędzi ,,okna". Odskoczyła lekko. Nie umknęło to uwadze Wade'a, który spojrzał na nią równie zdziwiony co ona.
- Coś się stało? - zapytał.
- Ja-ja-jak ty to zrobiłeś?! - wadera patrzyła to na szarego to na miejsce gdzie stał kilka sekund temu.
- Chodzi ci o teleportację? Ty tak nie umiesz?
- No...Chyba nie.
- Meh, dobrze wiedzieć, że mam nie tylko w głowie nie po kolei - basior przewalił się na bok z ulgą. - Dobranoc.
~~ Dobranoc!
~ To nie było do ciebie!
- Dobranoc - odpowiedziała Nightmare. Przez moment Wade'owi wydawało się, że dziewczynie to słowo z trudem przeszło przez gardło.
Sam szybko przekonał się, że sen nie zawsze jest taki przyjemny.

..

        Było zimno. Jedyne ciepło biło od krwi. Krwi barwiącej śnieg, gęsto padający z czarnego nieba. Jego krwi.
Wade ciężko oddychał. Leżał na lewym boku. Jedno z oczu cały czas zalewała krew ze świeżych, palących ranek wyrytych wokół oczu basiora. Wierzchy łap również paliły bólem, jakby noże dalej w nich ryły ślady wiecznej hańby.
Basior stęknął. Spojrzał prawym okiem na stojącą nad nim postać. Pomóż mi, kretynie...
Rogaty wilk patrzył na niego bez żadnych emocji. Nie obchodziły go cierpienia szarego basiora. Srebrny kolczyk zalśnił w świetle księżyca.
- Sam to na siebie ściągnąłeś, Cora - powiedział wypranym z uczuć głosem.
Odwrócił się. Odszedł. Tak po prostu.
Wracaj, ty parszywy diable! Powinieneś dzielić mój los...
Szary jednak nie mógł wydać z siebie głosu. Upiory żlebowe dobierały się do jego umysłu. Wyniszczały go. Basior niemal czuł swoje jestestwo, rozdzierane na części, ogarniane przez czyste szaleństwo. Tracił zmysły w agonii. Wilk nie był już dawnym sobą. Nie był walecznym Kovą. Nie był nawet tchórzliwym Corą. Był...Był już Wade'em.

        Basior obudził się gwałtownie. Oddychał ciężko, jego łapy drżały, a głowę rozsadzał ból, jakby żywcem wyrwany z przeżytego koszmaru. Jęknął i spojrzał w stronę Nightmare. Na szczęście dalej spała. Tymczasem słońce zaczynało wschodzić.
- Co to było... - powiedział sam do siebie basior odruchowo drapiąc się po bliznach na lewej łapie.
Czy to było...Wspomnienie? Wydawało się zbyt żywe na zwykły koszmar. I ten ból...Ale kim był tamten czarny basior? To on grał na jego łapach w ,,Kółko i krzyżyk"? A jeśli tak to dlaczego? I te niezrozumiałe nazwy...Kova, Cora, upiór żlebowy...O co w tym wszystkim chodzi?
~~ Uuu, twój mózg przypomina papkę ryżową ~ wtrącił się Drugi.
- I tak się czuję - przyznał Wade - Ej, widzieliście ten mój sen, prawda? Możecie mi coś z niego wyjaśnić?
~ Raczej niewiele ~ westchnął Pierwszy.
- Ten basior...Nazwał mnie ,,Cora". Co to znaczy?
~ ,,Złodziej".
- A to skąd wiesz?
~ Ty musiałeś to kiedyś wiedzieć, więc ja to wiem.
- A ,,Kova"?
~~ ,,Twardy". Fajnie brzmi, prawda? ~ wypalił Drugi. ~ Przemianujmy cię na Kova, dobrze? Prooooszę!
Nagle Wade usłyszał głębokie ziewnięcie. Obrócił się w stronę Nightmare. Wadera przeciągnęła się i zamlaskała kilka razy.
- Dzień dobry Night - przywitał się Kova bezbłędnie ukrywając swoje poprzednie przerażenie, jakby jego sen w ogóle nie zagościł u niego tej nocy.


Nightmare? Gotowa na podróż z wariatem? ^^

piątek, 21 sierpnia 2015

Od Kitsune (C.D. Yanan i Duchess) - Zemsta

        „Ha, należę do watahy, kto by pomyslał.”, ucieszła się, a jej zielone oczy zabłysły radosnymi iskierkami, w końcu skończyły się jej dni tułaczki, samotności i gadania ze samą sobą w tym prawie nieznanym jej wrogim świecie.
- Tak więc, prowadź mnie dalej po tych bezpamiętnych terenach, Alfo. – powiedziała wyniosłym głosem z poważną miną, jednak mały uśmieszek tańczył jej na ustach, a Yanan zaśmiała się widząc tą na wpół roześmianą powagę.
- Już się robi... Betto. – zielonooka puściła jej oczko, a ślepia Kit rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Żartujesz se, nie? – dopytała nie mogąc uwierzyć, że dostała miano Betty, drugiej najważniejszej rangi w stadzie (z tego co mówiła Księga).
- No przecież, że nie! – spoważniała towarzyszka – Przecież to my stworzyłyśmy to stado i nadałyśmy mu nazwę, należy ci się. – posłała jej rozradowany uśmiech, a Kitsune dumnie wypięła pierś i zamerdała ogonem niczym szczeniak.
- Skoro tak uważasz. – odwzajemniła jej wyszczerz – Trzeba...
- PATRZ! – wrzasnęła nagle Yanan i aż naskoczyła na lisowatą, żeby lepiej przyjżeć się temu co miała za plecami (a zasłaniała jej dyńka towarzyszki), tyle że ta wzięta z zaskoczenia nie utrzymała równowagi i runęła na ziemię przygnieciona szarą wilczycą, która deptała jej po głowie.
- Ny mmm jyk! – warknęła zirytowana nie mogąc otworzyć pyska pod naporem na jej łeb.
- Wilki! – powiedziała przenikliwym szptem, jakby była to jakaś wielka tajemnica.
- Cholera, złaź! – warknęła Kitsune, podnosząc głowę (co zbiło Yanan z równowagi) a ciało okręciła ile mogła, żeby wysadzić dziewczynie kopniaka w brzuch (nie tak brutalnego jakbyście pomyśleli... Taki przyjazno-wredny-średnio-bolący kop).
Alfę odrzuciło do tyłu. Wszelkie prawa fizyki pozwoliłyby jej się tam zatrzymać, gdyby nie spad, na który natrafiła. A grawitacja, jak pewnie wszystkim wiadomo, w zmowie z fizą jest bezlitosna. Wilczycy tylne łapy przeleciały nad głową ciągnąc za sobą tułowie, kark oraz głowę. Waderka, która mimowolnie przybrała kształ koślawej kulki, nabierając impetu sturlała się ze spadu prosto na nowo przybyłe wilki, które zanim zauwarzyły co się dzieje zostały zmiecione z nóg i w plątaninie łap, ogonów, głów oraz ciał trzy zwierzaki rozplaskały się na, już prostej, polanie ze światem wirującym przed oczyma i Kitsune zrywającą boki ze śmiechu...


Duchess? Hoshi? Yanan? XD

czwartek, 20 sierpnia 2015

Od Mollis (CD Jack'a) - Bóg czy wilk?


Wadera przywarła do gałęzi uświadamiając sobie nagle dwie rzeczy:
    1) wilk pod drzewem ma na głowie rogi,
     2) znajduje się ponad dwa metry nad ziemią.
Uspokoiła oddech, a gdy serce przestało jej walić jak oszalałe zwróciła łeb w stronę nieznajomego i zaczęła wydawać cichsze dźwięki by ,,mieć go na oku". Obawiała się go. Jego głos, po mimo iż nie za bardzo miała porównanie, nie budził zaufania. Rogi też. Nie była pewna czy to normalne. Być może w tym obcym świecie posiadanie rogów i znanie świata na pamięć jest normalne. 
Wilk chciał rozmawiać. Nie ufała mu, ale nie była w stanie uzasadnić swych obaw niczym poza strachem i przeczuciem osoby, która nie wie nawet jak ma na imię. Zanim zejdzie, o ile zejdzie, muszą sobie coś wyjaśnić.
- Z-znasz świat na pamięć?- wyjąkała lekko wychylając się zza gałęzi.
Rogacz przekrzywił głowę.
- Wręcz przeciwnie, w ogóle go nie pamiętam.
Na chwilę zapadła cisza przerywana tylko szumem tej dziwnej poruszającej futrem siły. Tak...To chyba nazywa się ,,wiatr". 
- To tak jak ja- przyznała- Jak poruszasz się po świecie nie sugerując się echem? 
Basior był wyraźnie skonsternowany. To tak jakby go ktoś zapytał o to jak się oddycha. W końcu zdecydował się na chyba najprostszą możliwą odpowiedź.
- Widzę go- odparł wzruszając barkami.
Bezimienna istota zmarszczyła ,,brwi". Nic z tego nie rozumiała. Padło słowo, które już kiedyś słyszała, które wywołało u niej swego rodzaju déjà vu. Nie była jednak w stanie zrozumieć tegoż słowa. 
- Co to znaczy?
Wilk nie miał bladego pojęcia jak jej to wytłumaczyć. Jak wytłumaczyć niewidomej znaczenie słowa ,,widzieć"?
- Em...A jak ty postrzegasz świat?
Tym razem to ona przekrzywiła głowę. 
- Na podstawie echa wydawanych przeze mnie dźwięków określam odległość. Pomaga mi to też określać co ma jaki kształt.
Przez chwilę rogacz intensywnie myślał jak jej to w prosty i przejrzysty sposób wytłumaczyć.
- Em...Ja postrzegam to przez oczy. To właśnie znaczy "widzieć". Nie słucham echa by dowiedzieć się gdzie co jest, po prostu wiem, że to tam jest.
Zmarszczył brwi. To chyba nie wiele jej powiedziało. Nie dało się jednak ukryć, że owa zdolność bardzo zainteresowała niewidomą. To tak jakby powiedział, że umie latać, albo wskrzeszać zmarłych. Wie, że coś gdzieś jest bez słuchania! Pewnie jest jakimś bogiem, czymkolwiek bóg jest.
- I co jeszcze?- gdyby nie była ślepa stwierdziłabym, że ,,powiedziała to z błyskiem w oku", ale jej ekscytację można było rozpoznać tylko z głosu i napięcia malującego się na wystającym spod grzywki pysku - Wiesz gdzie jest ten wilk, który mnie wołał?
Rogacz skamieniał. Chyba źle go zrozumiała. Nie, na pewno źle go zrozumiała. 
- Nie...To nie tak...Ja nie jestem jakiś wszechmogący- powiedział- Powiedzmy, że widzę tylko to co jest blisko i przede mną...Na przykład wiem gdzie jesteś ty, jak wyglądasz, jaki masz kolor, ale nie wiem co znajduje się za mną lub za ,,twoim" drzewem.
Bezimienna chyba już zaczynała rozumieć. Co więcej było jej trochę wstyd za ten ,,odpał".
- Zrobiłam z siebie idotkę- i znowu to wrażenie, że ktoś mówi przez jej usta. Ona wcale nie chciała tego powiedzieć.
- Nie, nie zrobiłaś- zaprzeczył wilk.
Chciała mu wytłumaczyć, że nie powiedziała tego celowo, tym bardziej, że nie wiedziała co oznacza słowo ,,idiotka". Ale jak by to brzmiało. Właściwie to chciała go spytać co oznacza, ale tylko zrobiłaby z siebie wariatkę, albo... Właśnie to czym się wcześniej nazwała, choć jak już wspomniałam znaczenia słowa ,,idiotka" było jej obce. Postanowiła więc zapytać o słowo ,,kolor"
- Co to znaczy ,,kolor".
To wyzwanie chyba przerosło Rogacza. Jak dotąd cierpliwie znosił jej absurdalne, dla osoby widzącej, pytania, ale teraz spasował.
- Em...To pytanie to jedno z trudniejszych jakie mi zadałaś- odparł wyraźnie skonsternowany- To jak? Zejdziesz?
Wadera głośno wypuściła powietrze. Chyba była mu to winna. Zresztą jak dotąd był dla niej miły, bo to chyba właśnie to słowo.
- No dobrze - powiedziała, ale gdy przeanalizowała odległość dzielącą ją od ziemi i kąt pod jakim musiałaby zsunąć się z drzewa, opuściła ją cała odwaga, o ile w ogóle ją miała - Albo wiesz co? Zostanę tu do późnej starości. 



<Jack? Ja wiem, że daleko temu do arcydzieła(u mnie norma), ale jest. A swoją drogą ładne imię>

piątek, 14 sierpnia 2015

Od Jack'a (CD Effie i Mollis) - Ciekawość zabiła demona...

        Jaka była wasza najdziwniejsza pobudka w życiu? Obudziliście się pod wodą, w głębokim jeziorze, czy może oglądaliście świat do góry nogami, wisząc na gałęzi drzewa? Podnosząc się uderzyliście o coś głową? A może zasnęliście na siedząco i obudziliście się dopiero po bliskim spotkaniu z twarda ziemią, kamieniem, lub kałużą błota?
Cóż, czarno-czerwona istota nie pamiętała, a właściwie nie pamiętał jak zasnął. Ha! I nie tylko tego! Nie miał pojęcia co działo się wcześniej, zanim zdecydował się usnąć, i jeszcze długo przed tym. Gdy się obudził nie pamiętał niczego. W dodatku pobudka, jaką zaliczył nie należała do najprzyjemniejszych. Wilk o czerwonych ślepiach i dziwnych rogach, przypominających samego diabła, obudził się leżąc twarzą w piasku. Zaskoczenie, jakie przeżył po pobudce było jeszcze większe, gdy nie potrafił nazwać tych małych, jasnych ziarenek. Później było jeszcze gorzej. Nie pamiętał niczego! Kim jest? Jak ma na imię? A czym właściwie było imię i dlaczego miał je nosić? Tego też nie był w stanie sobie przypomnieć. Nie wiedział gdzie był, dlaczego się tam znalazł i od jak dawna… No właśnie, co od jak dawna? Nic nie pamiętał, nic nie pamiętał, nic nie pamiętał. A czym była ta cala pamięć?
„Pamięć…”, pomyślał ciemny samiec, „Jest pogłoską, na prywatny użytek.”
Co to były za słowa? Dlaczego o nich pomyślał? Co takiego miały znaczyć? Nie wiedział tego. Miał jednak wrażenie, że gdzieś już je kiedyś wypowiedział. I to nie raz, skoro to zdanie tak nagle i niemalże odruchowo rozbrzmiało w jego głowie. Ale kiedy je wypowiedział? I co najważniejsze - komu? Nie pamiętał. Nie mógł sobie za nic przypomnieć.
- Cholera. - mruknął do siebie, nie do końca rozumiejąc znaczenie tego słowa.
Czuł jednak, że już kiedyś je wypowiadał. I to wiele razy. Czuł też, że sytuacja, w której się znalazł usprawiedliwiała go do użycia słowa „cholera”, nawet jeśli jego znaczenie wyleciało mu z głowy.
W końcu demoniczny wilk postanowił się ruszyć. Pójść gdzieś… Gdziekolwiek. Siedzenie w miejscu nie miało większego sensu. Coś kazało mu iść i zapewniało, że tak będzie lepiej. Jakaś cząstka niego dawała mu nadzieję. Nadzieję, że gdzieś tutaj są jeszcze tacy jak on. A czym właściwie była ta cała nadzieja?
Czymś, co kazało mu iść przed siebie. I na razie to wystarczyło.
Istota przypominająca diabła odkryła, że im dłużej szedł samotnie pośród drzew, tym bardziej się uspokajał. A im bardziej był spokojny, tym więcej nazw mógł sobie przypomnieć. Te zielone kształty przy ziemi, to była trawa, a tego dłuższe to łodygi z kwiatami. Pamiętał już czym jest drzewo, błoto, liść, chmura, niebo słońce. Przypomniał też sobie, że gdy się w nie długo patrzy, coś zaczyna cię boleć. Tym czymś były czerwone oczy demona, które zaczęły go niemiłosiernie piec, więc szybko odwrócił wzrok i znów wymamrotał kolejne przekleństwo. Mógł to zrobić, gdyż przypomniał sobie, czym są przekleństwa i czuł, że gdy zostajesz oślepiony przez słońce, jesteś upoważniony by je wypowiedzieć. I chociaż ciemna istota nie pamiętała kim jest, to i tak był zadowolony z tego, że przypomniał sobie wiele innych nazw.
A w miarę, gdy owa istota z Piekła przypomniała sobie coraz więcej rzeczy, zaczęły się pojawiać w głowie i rodzić coraz to kolejne pytania. Każde następne było coraz trudniejsze i bardziej niepokojące. Pytania jak: ‘Co tutaj robię?’, ‘Dlaczego się tutaj znalazłem?’ i ‘Jak długo tu jestem?’ nie były jeszcze takie złe. Jednak później zaczęły się pojawiać: ‘Kim ja właściwie jestem?’, ‘Dlaczego akurat ja tutaj się znalazłem?’ i wreszcie: ‘Czy są gdzieś tutaj tacy jak ja?’
Tak, to ostatnie pytanie nie dawało wilczemu demonowi spokoju i co chwila pojawiało się w jego umyśle. Gdy starał się je odgonić, ono uparcie powracało. Najlepszym rozwiązaniem na nurtujące go pytanie było więc znaleźć na nie odpowiedź.
Zwłaszcza, że ona ciągle go dręczyła. Wilk przez chwilę próbował sobie przypomnieć jak się na to mówiło, a później z tryumfalnym uśmiechem przypomniał sobie, że o n a ma na imię ciekawość. Ciekawość (zabiła wilka-demona; a gdy ją zaspokoił, wrócił cały i zdrowy) wciąż go dręczyła, wabiła niczym syreni śpiew, którego nie można było w żaden sposób uciszyć. Dlatego musiał jej ulec, nie było innego wyjścia. Bo obietnice są po to, by je łamać; pokusy, by im ulegać; a ciekawość trzeba zaspokoić. I chociaż basior wylądował w zupełnie nieznanym mu świecie, który za wszelką cenę usiłować sobie przypomnieć, to nie mógł dojść do tego kim jest. A mimo to postanowił pójść przed siebie w nieznane, gdyż coś mu mówiło, że gdzieś tutaj są tacy jak on.
Nadzieja, czy Ciekawość? A może jedno i drugie?

~***~

        Rogata istota nie uszła jednak daleko, a do jego uszu potarł jakiś dźwięk. Nie, to nie był przypadkowy dźwięk. To był… Głos? Tak! G ł o s ! Tak się na to mówi.
Po chwili z krzaków wyszła pewna… Istota. Była jasna i mniejsza niż demon. Właściwie to w niczym nie przypominała naszej zagubionej istoty, tylko kolor ich oczu był podobny. Oprócz tego… Byli zupełnie różni. Ale coś podpowiadało wilkowi, że ona jest tym samym, co on. Nadzieja, czy ciekawość? A może intuicja?
Zanim jednak zdążył cokolwiek zrobić, owa nieznajoma podeszła do niego i… I wyrwała mu futro?! Tak, dokładnie tak było! Zabrała sobie kęp jego czarnej sierści i poszła! Co to miało być?! Czy to normalne?! Czy tak się właśnie robi?!
Diabeł, jakby nigdy nic poszedł za obcą. Jednak nie kierowała nim już ani nadzieja, ani intuicja. Jedynie ciekawość. Ciekawość (zabiła wilka-demona; a kiedy ją zaspokoił wrócił cały i zdrowy) oraz domieszka gniewu i zmieszania. Zakłopotanie? Tak, ono też pojawiło się w umyśle wilka.
-EJ!- warknął basior, gdy wszedł za nieznajomą do… Do tego miejsca. 
A tym miejscem była… Jas.. Gi.. Ki? Tak, jaskinią? Tak! Wszedł za obcą do jej jaskini.
- Masz, już nie będziesz mi potrzebny. - odparła, jakby nigdy nic. 
Rogaty wilk zauważył, że jest trochę pewniejsza siebie niż on. Nie, to nie było właściwe określenie. Może nie była odważniejsza, ale pewniej zachowywała się w stosunku do świata. Czyżby znała go lepiej niż on? Czyżby była tutaj dłużej? Nie, prawidłowe pytanie brzmiało: ‘Czy ona nie straciła pamięci?’
Ale zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, nieznajoma wypchnęła go z jaskini i poszła w swoją stronę. Nie podobało mu się to, ani trochę. Zaraz zdał sobie sprawę z tego, że na jego pysku wbrew woli, pojawił się złośliwy uśmiech. Coś na kształt grymasu, który najwyraźniej kiedyś bez przerwy tańczył na jego ustach, skoro teraz tak odruchowo się na nich pojawił. Jednak mimo jego wrednego spojrzenia, demon nie zamierzał wyrządzić nikomu krzywdy. Wręcz przeciwnie, odwrócił się i odszedł w swoją stronę. A czym była jego strona? Nie wiedział. Po prostu odszedł… Gdziekolwiek, byleby przed siebie. I jak najdalej od nieznajomych dziwaków, który wyrywają mu futra. Dlatego też zostawił obcą w spokoju. Z resztą, jasna wilczyca nie zdawała się czuć dotknięta jego postępowaniem, gdyż znów zaszyła się w swojej… Jaskini?

~***~

        Do czarnych uszów basiora, przebitych kilkoma metalowymi kolczykami, po raz kolejny dotarł dziwny dźwięk. Był to również czyjś głos, jednak zdecydowanie różnił się od poprzedniego. Demon odetchnął z wyraźną ulgą, gdy zdał sobie sprawę z tego, że już nikt nie będzie wyrywać mu futra.
Jednak nieznajoma (albowiem była to samica) nie wydawała się zachwycona jego spotkaniem. Gdy tylko usłyszała kroki samca, zaczęła wydawać z siebie dziwne dźwięki i prędko uciekła na… Na drzewo?! To po tym da się w s p i n a ć ?! To do tego służą drzewa?
Usta wilka znów wygięły się w złośliwy grymas, chociaż obca nie mogła go dostrzec.
- Jak ty tam wlazłaś, co? - zagadał. Zdał sobie jednak sprawę, że wilczyca mu nie ufa, a nawet obawia się jego. Dlatego zaraz dodał - Oh, spokojnie. Nie zrobię ci krzywdy.
Zaskoczyło go brzmienie jego własnego głosu. Był on miły i przyjacielski, ale czuć było w nim coś… Sztucznego. Tak, takiego tonu używa osoba, która nie zawsze mówi prawdę. Ktoś kto zmyśla i oszukuje nazywa się… Kłamcą, tak? Tak, chyba tak. Ale w głowie wilka pojawiły się jeszcze inne słowa. W dodatku, brzmiały tak, jakby tłum istot wykrzykiwał je w jego stronę.
„Szuja! Oszust! Przeklęty! Pomyłka! Zdradnica…”, zdawały się bez przerwy dźwięczeć w jego głowie. 
Demon pomyślał, że już kiedyś musiało mu się to przytrafić, musiał kiedyś spotkać te istoty. Coś mu tak mówiło… Tylko że on nic nie pamiętał.
Wilk podszedł bliżej i stanął tuż pod drzewem, na którym schowała się nieznajoma.
„Hm… skoro ona może na nie wejść… To ja również.”, pomyślał.
Już miał się zacząć wspinać, ale w ostatniej chwili uznał to za zły pomysł. Przybyszka w najlepszym wypadku mu nie ufała, a w najgorszym była śmiertelnie przerażona. On jednak nie chciał nikogo straszyć, „Jeeeszczeee”, coś się w nim odezwało, a on znów uśmiechnął się złośliwie i kpiąco. 
Ale wbrew instynktowi, demon nie miał ochoty straszyć akurat tej istoty. Akurat jej. Ani teraz, ani nawet później. Czemu? Nie wiedział… Nie wiedział nic. Coś mu jednak tak mówiło.
- Wiesz. - zaczął znowu - Łatwiej będzie nam rozmawiać, jeśli zejdziesz na dół. - diabeł zauważył, że te słowa nie są zbyt przekonujące, więc postanowił dodać - Słuchaj, nie masz się czego bać. Tutaj nic ci nie grozi.
Sam jednak nie był tego pewien. No bo jak można być pewnym, gdy nic nie pamiętasz? Gdy nie wiesz kim jesteś, a masz wrażenie, że pierwszy raz w życiu widzisz… Świat? Nie miał prawa zapewniać samego siebie, ani tym bardziej kogoś obcego.
Ale to zrobił. Zrobił to, gdyż (zasady go nie dotyczyły) coś mu tak mówiło. A on się tego słuchał.


(Mollis? Wybacz mi to niejasne opko, ale tak to już jest jak niczego nie pamiętasz, c’nie? A i wybacz mi Effie, że tak cię tam samą zostawiłem, ale pomysłów mi zabrakło *^* )

niedziela, 9 sierpnia 2015

Kilka info

No, moi drodzy, nie powiem żebym była zadowolona z tempa pisania opek, ale usprawiedliwiam Was wakacjami, choć mam nadzieję, że znajdziecie choć chwilkę żeby coś naskrobać albo przynajmniej napisać mi, że ktoś przyjechał i niezbyt możecie na kompa czy coś, tyle wystarczy. To po pierwsze.
Po drugie, proszę żebyście wysyłali opka do wszystkich adminów naraz. Wiecie, czasem się zdarzy że ta, do której wyślecie akurat nie może wstawić albo coś i musicie długo czekać. 
No, to chyba tyle. Jak sobie o czymś przypomnę, to się dowiecie na pewno ;)

~Topiąca się od gorąca Yanan

Od Nightmare CD Wade'a

        Nie powiem, zaskoczyło mnie jego zachowanie. Chociaż, co ja mogę tam wiedzieć? Nigdy w prawdziwym życiu nie spotkałam innego przedstawiciela mojego gatunku, a przynajmniej tego nie pamiętam. Milczałam, zastanawiając się, co mam powiedzieć. W końcu, cóż można powiedzieć w takiej sytuacji? Znikąd naskoczyłam na basiora - wiem, że nim był, co przypomniałam sobie już niektóre rzeczy - który w dodatku zachował się... Właściwie jak? Nie ważne. Co powiedzieć... 
- Nihgtmare... - mruknęłam na tyle cicho, że najwyraźniej wilk nie usłyszał, co powiedziałam, ponieważ popatrzył na mnie pytająco. - Jestem Nightmare -powiedziałam już głośno. 
Przestąpiłam z jednej łapy na drugą, nie pewna, jak zachować się dalej w stosunku do nieznajomego. Patrzyłam prosto w oczy - a właściwie oko, bo drugie było zasłonięte - wilka, próbując przeanalizować zaistniałą sytuację, do której sama doprowadziłam. 
 - Miło mi poznać... - powiedziałam spokojnie, przyglądając się basiorowi, zastanawiając się, czy aby na pewno gdzieś nie widziałam wilka. 
Nie miałam pojęcia. Samiec był nieco niższy ode mnie, lecz wątpię, aby większość wilków była mego wzrostu. Miał niewyróżniające się, ciemnoszare futro. Wokół oczu posiadał czerwone blizny, którym zdążyłam się już przyjrzeć podczas mojego napadu na niego. W oczy rzuciły mi się nie tylko ostre rysy jego pyska, ale przede wszystkim szramy, jakie posiadał na przednich łapach. Może ktoś inny uznałby je za nie najciekawszy widok dla oczu, jednak mnie raczej nie przebije 
- Ktoś ci grał w kółko i krzyżyk na łapach? - spytałam, za bardzo nie zastanawiając się nad tym, co mówię. 
Odburknął coś w odpowiedzi, lecz nie usłyszałam, cóż dokładnie. Poza tym, na jego lewo oko spadała grzywka, która przesłaniała przy okazji pół pyska basiora. 
 - Co tutaj robisz? - padło w końcu pytanie z jego strony. 
No i co ja miałam odpowiedzieć? Powinnam uważać, co mówię. 
- Zwiedzam, a poza tym to... - zaczęłam. Czy rozsądnie jest mu wyjawiać, iż nic nie pamiętam? Przecież, jeśli tylko zechce, może spróbować wykorzystać to przeciw mnie. - ...Nie wiem - wypaliłam w końcu. Jak mogłam zdradzić taką informację?! Głupia ja! Chociaż... Czułam, że nie będzie chciał tego wykorzystać wrogo w stosunku do mnie. Odwróciłam głowę, czując, iż za długo wgapiam się w niego. Jeszcze pomyśli sobie coś nieodpowiedniego, ale... Co? Nie ważne. - A ty, co tutaj robisz? - zapytałam, aby odwrócić swoją uwagę od niespokojnych myśli. 
Naprawdę ciekawiła mnie ta informacja... 

<Wade? Wybaczysz mi długość i to, jak Cię przetrzymałam? Przepraszam>

czwartek, 6 sierpnia 2015

Od Duchess CD Hoshi - Ciężka droga

        Duchess nie była zbyt zachwycona wizją spotykania wszystkich stworów, o jakich mówiła Hoshi. Nie była nawet pewna, czy koleżanka wie, o czym mówi. Tak, tak. Duchess bardzo się bała tych stworów - sama nie wiedziała jakie były ale ich nazwy brzmiały... Strasznie. Wzdrygnęła się na myśl, że miałaby choćby spojrzeć na nie i skazić sobie wzrok ich widokiem. Mimo to, dzielnie (jak na nią) ruszyła przed siebie w towarzystwie skrzydlatej koleżanki. Ta wytłumaczyła jej kilka rzeczy jednak biała zorientowała się, że są na innym poziomie rozwoju, ponieważ skrzydlata używa prostszego słownictwa i jest taka... Dziecinna, nie jak ona - przykład damy. 
Bardzo rzuciło się Duchess w oczy, że młodsza wilczyca nie zwraca za bardzo uwagi na to, że te okrutne krzaki ciągną ją za futro czy włosy, swoją drogą, dosyć ładne. Mała ciągle mówiła, jak nie mówiła, nuciła... Natomiast Duchess po pierwszym szoku związanym z wydaniem dźwięku, odzywała się tylko tyle, żeby grzecznie odpowiedzieć młodszej koleżance. Podziwiała przyrodę, bardzo chcąc się dowiedzieć co się jak nazywa i dowiedzieć najwięcej jak się da. Mimo to, wolała żeby znalazły w końcu owe "wilki" jak to oświadczyła jej koleżanka i by to one wyjaśniły wszystko po kolei młodej damie i jej. Coś jej mówiło, że te wilki będą na takim samym poziomie rozwoju co ona i nawet wysiliła się na tyle, by przyspieszyć lekko tempo i mniej stopować - zrobiła to już 2 razy podczas godziny drogi. 
Tymczasem nieświadoma niczego Hoshi szła skocznie obok białej, nucąc lub mówiąc coś, nie wiadomo czy do siebie, czy do Duchess. Była po prostu szczęśliwa, że ma towarzyszkę, niezbyt gadatliwą, ale jakąś owszem. I coraz bardziej napełniała ją nadzieja, że nie są tu same... Jednak dopiero po kolejnej godzinie drogi, jej nadzieja osiągnęła szczyt...
- Yhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh! - wciągnęła powietrze zdumiona i zachwycona Hoshi. 
- Coś nie tak? - zapytała delikatnie Duchess, przerywając swoje rozmyślenia kiedy to będzie jakaś rzeczka, żeby oczyścić się z brudu i kiedy spotkają te wilki.
- To... To ślad, widzisz? O, hihihihihi, trochę większy niż mój, o! - Skrzydlata włożyła łapkę w niewielki dołek - ślad łapy - i wyciągnęła ją, po czym powtórzyła tą czynność kilka razy.
- Ślad? To znaczy... Że wilki gdzieś tu są? - zapytała Duchess weselej niż wcześniej.
- Tak, tak myślę... Tak mi coś mówi, tu w środku... - Mała położyła łapę na klatce piersiowej a potem wciągnęła powietrze. 
Duchess, nie chcąc wyjść na mniej inteligentną (mimo że uważała ten czyn za godny pożałowania) zrobiła to samo. 
- Tędy! - powiedziały chórem, patrząc na siebie zdziwione. 
Hoshi zachichotała i ruszyła wesoło w stronę wskazaną wcześniej. Za nią Duchess wykorzystała chwilkę i otrzepała się pobieżnie z brudu, po czym ruszyła dumnie za młodszą. 
Znajdowały się obecnie dosłownie pół godziny w ich teraźniejszym tempie od Wschodniego Wodospadu i kierowały się w jego stronę, prosto w łapy Yanan i Kitsune...

<Hoshi?>

środa, 5 sierpnia 2015

Od Hoshi CD Duchess - Biała piękność.

        Wędrowałam przez większość nocy, jednak gdy zaczęło wschodzić słońce zorientowałam się nagle, że przecież wilki potrzebują snu! O tak, zwłaszcza w moim wieku powinno się dużo spać. Przecież... Ktoś mi to mówił. Ktoś mi to powtarzał. Ale... Kto? Nie mogę sobie przypomnieć, jakaś blokada jest w moim mózgu, po prostu. Choćbym nie wiem jak się starała... Nic nie pamiętam, nadal. Spojrzałam w górę, niebo zaczęło się rozjaśniać, nabrało pomarańczowych barw. Gwiazdy zniknęły. To znaczy... Po prostu nie było ich widać. Wiem, że nadal są u góry, zawsze będą. Uśmiechnęłam się i położyłam pod jakimś krzewem, na miękkiej ściółce. Słońce powoli wschodziło a ja zasnęłam. Głupiutka ja, jak mogłam zapomnieć o tak ważniej czynności? 
Śniłam o gwiazdach i czarach. To były zabawne sny, jednak gdy się obudziłam dotarła do mnie rzeczywistość. Słońce było już wysoko, dobiło mnie uczucie samotności. Nie znalazłam tutaj nawet ptaków. Westchnęłam głośno i usiadłam. Nieco zaspana siedziałam patrząc w jeden punkt przede mną. Nagle kątem oka zauważyłam jakiś biały kształt. Odwróciłam się i po mojej prawej stronie spostrzegłam wilczycę. Tak, wilczycę! Miała śnieżnobiałe, wyłuskane futerko i masę loków na głowie, choć gdzieniegdzie widać było małe zadrapania i rany. Określiłabym ją w dwóch słowach - "Biała Piękność". Uśmiechnęłam się od razu, może ona będzie wiedziała gdzie jesteśmy! Może powie mi kim ja jestem?
- Witaj. - Patrzyłam na młodą wilczycę z nadzieją.
Wydawało mi się, że zawahała się przez moment.
- Witaj - Odpowiedziała bardzo delikatnym i cichym głosem.
- Jak się nazywasz? Masz tutaj swoją watahę? Wiesz kim ja jestem? Są tutaj ptaki? - Zasypałam ją nagle gradem niekontrolowanych pytań. 
Wydawała się być z lekka zaskoczoną.
- Jestem...Duchess. - wydukała, jednak po chwili jej głos stał się nieco pewniejszy - I obawiam się, że mogę nie znać odpowiedzi na Twoje pytania. Właściwie to miałam nadzieję, że Ty udzielisz mi jakichkolwiek informacji. - Westchnęła cicho, widocznie rozczarowana. 
Mnie natomiast zaciekawiło to co mówiła.
- Jak to? To Ty tutaj nie mieszkasz?
- Nie, nie mieszkam tutaj. W zasadzie nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek odwiedziła ten las, ani jego okolice.
- Więc jak się tutaj znalazłaś? Szukasz kogoś, czegoś?
- Zadajesz zbyt wiele pytań, to nie przystoi damie, moja droga. Po za tym, czy mogłabym poznać Twoje imię? - Upomniała mnie delikatnie. 
Wygląda na waderę, która nigdy się nie unosi.
- Och, nie przedstawiłam się, gdzie moje maniery. - Uśmiechnęłam się przepraszająco. - Nazywam się Hoshi.
- Cóż, Hoshi, prawdę powiedziawszy nie mam pojęcia gdzie jestem, ani dlaczego tu jestem...
- To tak samo jak ja! - Zawołałam radośnie, uszczęśliwiona znalezieniem bratniej duszy. 
To znaczy...Kogoś, kto jest w podobnej sytuacji do mnie. Bo nie jestem pewna, czy będę potrafiła znaleźć z nią wiele wspólnych tematów...
- Ty... Też nie pamiętasz swojej przeszłości? - Zapytała cicho, chyba też w jakiś sposób ulżyło jej, że nie jest w tym sama.
- Nie, nie pamiętam. - Odparłam - Jestem tu od wczoraj, a właściwie, od dzisiaj w nocy i nie spotkałam jeszcze żadnej żywej istoty, nie licząc Ciebie oczywiście. - Uśmiechnęłam się lekko.
- Och... - Duchess westchnęła ciężko.
- Ale... Być może, skoro jestem tu ja i skoro jesteś tu Ty, jest tu jeszcze ktoś, a może nawet kilka ktosiów. - Zaśmiałam się promiennie. 
Biała piękność wydała się być lekko zdezorientowana.
- Czy mogłabyś powtórzyć? - Delikatnie przechyliła głowę w bok.
- Chodzi mi o to, że oprócz nas, w tym lesie mogą być też inne wilki, tylko my o tym nie wiemy, rozumiesz?
- Tak, i co w związku z tym?
- Proponuję ich poszukać! - Krzyknęłam, entuzjastycznie podskakując przy tym. - Pójdziemy razem?- Prosząco spojrzałam na waderę.
- Dobrze, chyba nie mamy wyjścia... - Znowu westchnęła. 
Wydaje mi się, że ona lubi wzdychać.
- A jak spotkamy smoki to będziemy z nimi walczyć! - Zaśmiałam się radośnie, żwawo ruszając przodem.
- S-smoki? - Duchess wydała się być zaskoczona, a nawet przestraszona wizją spotkania się oko w oko ze smokiem.
- Tak, smoki! - Zawołałam - Nigdy nie wiadomo, co spotkamy na swojej drodze, może smoki, może trolle, może gryfy, a może nawet enty! - Podskoczyłam, odwracając głowę i spoglądając na zaniepokojoną waderę - Będziemy razem walczyć, przeżywać przygody, zdobywać nowe umiejętności! Już nie mogę się doczekać! - Zachichotałam.

< Duchess? To jak z tymi przygodami? ^^ >

Od Mollis - To nie powinno się ruszać!


        Długołapy, porośnięty sierścią stworek otworzył oczy. Wcale nie ruszył go, a raczej jej, fakt, że niczego nie widzi. No bo w końcu, dlaczego miałaby widzieć? Zbyt była z resztą pochłonięta utrzymywaniem równowagi na trzęsących się łapach. W jej umyśle była tylko jedna myśl, jedno słowo- biegnij. 
Co to znaczy ,,biegnij"? Po chwili mały przebłysk pamięci rozjaśnił jej pusty umysł. 
- Bieg...- wyjąkała co chwila otwierając i zamykając niewidzące oczy majtała głowa we wszystkich kierunkach jakby to mogło uświadomić jej gdzie się znajduje. 
- O choroba...
Nawet nie widziała co to znaczy i dlaczego to powiedziała. Trochę jakby zupełnie inna osoba poruszała jej pyskiem i wyrażała własne emocje. 
Naglę w jej myślach zapanował chaos zagłuszający odgłosy otaczającego ją świata. Słyszała niewyraźne głosy, wołania. Krzyki, płacz, warczenie i wycie. Ktoś nawoływał kogoś po imieniu. Z niewiadomych przyczyn, opisywany przedtem stworek, nieświadomy tego kim jest, był przekonany iż tamto imię, to jego imię. Nie była w stanie zrozumieć słów wołającego, ani nawet tego jakiego imienia używa. Wiedziała tylko, że chce tam biec, gdzie by to nie było. 
Zerwała się do szaleńczego i bezładnego biegu. Długo on nie potrwał bo uderzyła głową w jakiś twardy, duży przedmiot. Wydała z siebie dziwnie nienaturalny pisk. Uderzyło w nią wyraźne echo tego dźwięku. Sama nie wiedziała jak to się stało. W jej umyśle pojawił się jakby niewyraźny zarys kształtów tego co było przed nią. Jakiś gruby słup, w który to zapewne walnęła i jakiś postrzępiony kształt, zapewne tak zwany ,,,krzak".
- Co to było?!
Zerwała się na równe łapy ciężko dysząc. Kiedy udało jej się uspokoić oddech wydała z siebie taki sam pisk. Jej mózg szybko przetrawił tę informację ukazując kolejny ,,obraz". Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że cała trzęsie się z powodu nieznanego sobie uczucia. Gniew? Radość? Strach? 
Wadera głośno przełknęła ślinę i ruszyła przed siebie wydając z siebie pisk za piskiem z coraz większą wprawą analizując otoczenie. Przypominała sobie nazwy obiektów. Drzewo, trawa, kamień, drzewo, wilk... Chwila... co?! To się rusza!
- Dlaczego to się rusza?! - wrzasnęła- Czy to chce mnie zabić?! 
Wiedziona silnym impulsem skoczyła w kierunku najbliższego drzewa i wdrapała się na nie. Coraz szybciej piszcząc analizowała jak porusza się wilk. Powoli podszedł pod drzewo i podniósł łeb do góry. Dlaczego nie wydawał z siebie odgłosów? Zna świat na pamięć?!


<Wilku? Nie wiem kim jesteś, ale przepraszam Cię za długość tego opowiadania.>

Od Effie - Kogo to zguba?

        Kremowa wilczyca kręciła się wokół wielkiego drzewa iglastego. Była to akurat sosna, która rosła w Zapomnianej Dolinie.
– Coś tu musi być… – mruczała pod nosem, rozgrzebując łapami ściółkę koło wystających z ziemi korzeni choinki. Znajdowały się tam również stare, zbrązowiałe igły, które co chwilę wbijały się w łapy wadery, lecz ona i tak wytrwale szukała tego „czegoś”, co mogłoby ją naprowadzić na jakiś trop w drodze do przypomnienia sobie jej przeszłości.
– Mam! – zawołała do siebie przenikającym szeptem, gdy jej czerwone oczy ujrzały kępkę futra. Ale jakże, nie były to włosy naszej bohaterki, o nie. Przecież ona nie posiada czarnego ubarwienia!
Ostrożnie wyciągnęła łapę, by sięgnąć po swoje znalezisko, lecz uważając, by niczego przy tym nie uszkodzić i włożyć do małej kieszonki, przymocowanej do jej dużego „plecaka”, którego miała umocowanego na grzbiecie. Służył on właśnie do przechowywania jej znalezisk. Lewa torba, by mieścić różne zioła, a prawa, by chować tam wskazówki co do jej przeszłości.
Obecnie ta sierść była największą wskazówką, jaką udało jej się do tej pory znaleźć, więc starała się zachować wszelkie środki ostrożności.
Ale najpierw wyjaśnijmy sobie DLACZEGO Effie szuka właśnie w tym miejscu? A dlatego, że to właśnie tam się „przebudziła”.
A było to tak…

******

        Słońce dopiero wyłaniało się znad horyzontu, gdy wadera gwałtownie zacisnęła swoje powieki i leniwie je otworzyła. Podniosła swój łeb i przetarła ślepia łapą. Potem rozejrzała się dookoła, wyraźnie zaciekawiona swoją obecnością w tym miejscu. 
Jej ciało leżało (już nie, ponieważ się podniosła) na boku, pod koroną wielkiego drzewa, jakby było tam pogardliwie rzucone lub przynajmniej popchnięte. Zaniepokojona wilczyca poderwała się z miejsca i zaczęła panicznie przeglądać swój zbiór wspomnień, by sprawdzić przyczynę tego zjawiska, lecz… O zgrozo! Nic nie pamiętała! Jak to możliwe?! Czyżby była to sprawka czarów? A może po prostu mocno uderzyła się w głowę? Sen! To musi być sen!
Wilczyca gwałtownie potrząsnęła łbem na boki, próbując wybudzić się z tego koszmaru. Ale jak na złość, to nie działało…
– Co się tutaj dzieje? – szepnęła do siebie bynajmniej nie spokojnie – Gdzie ja jestem?! – zapytała już głośniej, lecz wraz z tym, bardziej podsycała w sobie strach – Ca ja tutaj robię?! – krzyknęła w przypływie paniki – KIM JESTEM?!

******

        Oj, tak. Effie pamięta tą scenę tak wyraźnie, że to aż dziwne. W drodze do swojej jaskini zawsze ją sobie przypomina z nadzieją, że może na coś wpadnie.
„Powtórzmy to raz jeszcze...”, wilczyca zaczęła intensywnie myśleć. Nie, może „zaczęła” to złe słowo, z uwagi na to, iż ona zawsze się zastanawia. Nawet gdy śpi! „Nie była to utrata pamięci przez uderzenie w głowę. Gdy się ocknęłam, nic mnie nie bolało. Tak więc, wykluczane jest również jakoby zostałabym uderzona jakimś magicznym pociskiem. Jakkolwiek straciłam swoje wspomnienia, musiałam to chyba zrobić dobrowolnie… Tylko w jakim celu? Chyba doświadczyłam w przeszłości jakiejś traumy czy czegoś, co trwale wyryło swój ślad w mojej psychice. Chociaż z drugiej strony, jeśli rzeczywiście zostałabym zaatakowana, musiał to być jakiś bardzo doświadczony mag, który wiedział, jak wypełnić swój cel, nie raniąc ofiary, ani nie zostawiając żadnych śladów...”
Tak, tego typu monologi toczyła zawzięcie w swoim łbie prawie codziennie. Ale czy poddała się temu dobrowolnie? Przecież to do niej nie pasuje! To niemożliwe!
Chwila! Nie można używać w tym wszystkim słowa „niemożliwe”, ani zakładać, że coś do niej nie pasuje. Przecież ona siebie nie zna! I właśnie dlatego robi to wszystko. Chce się dowiedzieć, co robiła w przeszłości. Czy miała rodzinę, szczeniaki, watahę. Czy może była pozbawiona skrupułów i zabijała z zimną krwią, podczas gdy ciepła czerwona ciecz innych stworzeń oblepiała jej łapy? Jaka jest n a p r a w d ę?
W końcu wilczyca dotarła do swojego małego laboratorium. Zdjęła z siebie torbę i położyła koło dużego kamienia, na którym były schludnie ułożone wszystkie rośliny mające jakikolwiek, dobry czy też nie, wpływ na mózg. Wyjęła z kieszonki wyrwane futro jakiegoś stworzenia i ostrożnie położyła je w małym wgłębieniu w głazie. Było to miejsce idealne, bowiem jeden promień słońca okazał się łaskawy dla naszej Effie i oświetlił znalezisko wręcz perfekcyjnie, sprawiając wrażenie, jakby to był bezcenny skarb na wystawie. 
Kremowy wilk zaczął przyglądać się temu kłębkowi sierści.
Fakty: 
    Jest sztywna i szorstka, średniej długości, może trochę krótsza. 
     W barwie czarnej, wręcz smolistej. 
      Czuć z niej nieokreślony odór. Być może krew…? 
Wadera wyciągnęła łapę, by obrócić futro i zobaczyć jej spód, czyli cebulki włosa. 
       Małe, jak na taką sierść. 
Pozostało tylko określić jaki właściciel kryje się pod tą zgubą. Chodzi oczywiście bardziej o gatunek. Jakiś gryzoń, być może szczur. A może wilk…? 
Wilczyca sama nie wiedziała dlaczego w głębi duszy tak bardzo pragnie, by był to wilk. Być może, jeśli okazałby się to osobnik z jej gatunku, znacznie ułatwiło by to sprawe…?
Szybko wyszła na zewnątrz, rozglądając się za jakimikolwiek oznakami życia. Może na pierwszy ogień pójdzie właśnie nasze najlepsze podejrzenie?
„Jakiś ciemny basior, ciemny basior, ciemny i masywny basior...”, powtarzała w myślach, jak jakąś formułkę, którą musiała zaraz zdać, a niestety się jej nie nauczyła…
Przyglądając się strukturze sierści oraz jej twardości, chyba niezwykłym by było, gdyby ten kłąb okazał się własnością wadery. 
Effie przeszła kilka szybkich kroków, kiedy wreszcie znalazła swoją pierwszą ofiarę.
– Ej, ty! – krzyknęła twardo do dość dużego wilka z ciemnym umaszczeniem.
Cóż, nie był masywny ale… No, nadawał się. Basior odwrócił swój łeb, przyglądając się osobie, która właśnie wydała z siebie okrzyk. Rozejrzał się wokoło, sprawdzając, czy to na pewno było do niego. Nie czekając na jego odpowiedź, wilczyca podbiegła do nieznajomego. W sumie, każdy w tej watasze był nieznajomy pomimo tego, że była dość mała (wataha). Cóż, dla Effie, która wychodzi ze swojej jaskini tylko dla swoich potrzeb, to chyba normalne. W życiu na oczy nie widziała tego basiora. Pewnie tak samo było dla niego.
– Ta-AK?! – krzyknął, gdy wadera wyciągnęła łapę w jego stronę i bezceremonialnie wyrwała mu kawałek futra z jego uda, bowiem tam obstawiałam, że będzie najtwardsze – Co ty wyprawiasz?! – Popatrzył na nią, jakby właśnie urwała się nie wiadomo skąd. 
Ta jednak, jak gdyby nigdy nic odwróciła się i czym prędzej pobiegła do swojej kryjówki. Położyła swoją zdobycz koło znaleziska i zaczęła się uważnie przyglądać.
Oczywiście, sierści wyrwanej basiorowi było znacznie więcej, bowiem wzięła jej małą garść na wszelki wypadek. Okazało się, iż futro nieodgadnionego pochodzenia jest znacznie bardziej szorstkie… Ale ma cebulki tej samej wielkości! I budowa jest prawie identyczna! Wadera od razu nabrała energii i uśmiechnęła się dumnie do siebie. Prawdę mówiąc, już na starcie miała podejrzenia co do tego, czy to nie znalazło się tam przypadkiem i dalej je ma. Chociaż już trochę przykryte przez samą satysfakcję rozpoznania pochodzenia sierści.
Effie zerwała się z miejsca, chcąc ponownie wrócić do miejsca, które teraz zabrało jej całą uwagę, a mina dumy od razu zamieniła się w grymas skupienia. Narzuciła na grzbiet swoją torbę i przymocowała ją do swojego ciała.
– Ej – warknął poddenerwowany basior, który właśnie wszedł do jaskini, podążając za wilczycą. 
Ta, szybko zgarnęła jego kłębek futra i wcisnęła go nieznajomemu.
– Masz, już nie będziesz mi potrzebny. – Oznajmiła i wypchnęła wilka z jej laboratorium, a następnie sama udała się w podróż do „jej” miejsca.


<Jack?>