wtorek, 29 grudnia 2015

Od Effie: W świecie i Twoim i moim

„ Dwa miesiące i dwadzieścia jeden dni. Dwa miesiące i dwadzieścia jeden dni! CHOLERNE DWA MIESIĄCE I DWADZIEŚCIA JEDEN DNI! I nawet nie ruszyłam z miejsca! Co jest?! Wszystko, co wydaje mi się, że wreszcie wskaże odpowiedni trop, robi na złość i prowadzi do punktu wyjścia! Co robię nie tak?!”, wyklinała swój los i siebie w myślach, wydeptując chaotyczną trasę w swojej jaskini. Wzrok miała rozbiegany, futro zmierzwione, a źrenice, które pokrywały niemal całą tęczówkę, starając się normalnie funkcjonować w tych egipskich ciemnościach, zapomniały już, kiedy ostatni raz widziały promienie słoneczne. Tak, Effie była wściekła na siebie, innych i na cały świat. A najbardziej nienawidziła tego jednego miejsca. Miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło. Tego drzewa, pod którym się obudziła i znała je doskonale, a zapytana, jak wygląda, mogłaby się rozgadać o najmniejszych szczegółach (pod warunkiem, że ktoś się w ogóle do niej odezwie), a jednak był wielkim znakiem zapytania.
Wejście do jaskini wadera zaklinowała ogromnym głazem, który znalazła niedaleko wodospadu, jednak dzięki jego kolistym kształtom, na szczęście łatwo dało się go przetransportować. I, o dziwo, pasował idealnie. Ta iskierka farta, niestety nie przekładała się na jej badania.
W ciągu tych niecałych trzech miesięcy wszyscy zdążyli się już poznać i wymienić ze sobą przynajmniej kilkadziesiąt zdań. Wszyscy się zżyli oraz mają pojęcie co, gdzie i jak. A Effie? Effie odgrodziła się od całej watahy. Ba! Całego świata! Ale ona na to nie zważa. Ciekawość zawsze w niej zwycięża i dąży do odkrycia swojej przeszłości. Wbrew pozorom, posiada dużo informacji. Ustaliła już, że te dziwne anomalia mogą dotykać losowe wilki, bo zdążyła dokładnie poobserwować pojedynczych członków stada i stwierdziła, że nie mają wspólnych cech. Charakter, płeć, wiek – to wszystko jest losowe. Co do samego „kasowania” pamięci, to dotykało tylko wspomnień, bo przecież nikt nie zapomniał jak chodzić, mówić czy oddychać. I co najważniejsze – wszyscy obudzili się w losowych miejscach. Co znaczy, że a) anomalia występują w różnych miejscach i czasie, b) musi nas „przenosić” z innych miejsc do tego, w którym się teraz znajdujemy, bowiem nie zaobserwowała żadnych wilków przybywających do tej placówki, a jednak członkowie pojawiali się znikąd. I c) nie wiadomo, czy nie istnieją jakieś inne stada, dotknięte tym samym problemem.
Tak, zgromadziła te wszystkie informacje i wyciągnęła odpowiednie wnioski, lecz co do niej samej – nie wie prawie nic. Wszystko, absolutnie wszystko jest dla niej jedną, wielką zagadką.
Wadera odcina się od rzeczywistości, pogrążona w swoich rozmyślaniach, panicznie chcąc dowiedzieć się prawdy. Nie ma żadnych kontaktów z innymi pomimo, że zna ich wszystkich, imiona, wygląd, charakter. Było jej to przecież potrzebne! Ale wadera siedzi w swym świecie, nie chcąc wyjść na powierzchnię. Po jakimś czasie zwariuje, to pewne. Ale trzy miechy to dla niej mało, długo to jeszcze potrwa i jeśli nie ruszy z miejsca – oszaleje. Ale na razie; czas tropić!
Effie zacisnęła mocno powieki, próbując się uspokoić i po raz setny uporządkować swoje myśli, a emocje odstawić na dalszy plan.
„ Nie mogę tkwić w miejscu. Muszę wyjść. Pójdę jeszcze raz do tych miejsc i odtworzę wszystko jeszcze raz. Spokojnie, musi się udać”, zapewniała samą siebie. Zjawisko autosugestii nie było jej obce, jednak nie pochwalała tego typu działań.
Tak czy siak, musiała w końcu wyjść. Jej zapasy jedzenia wyczerpały się już dawno, a wody zostały tylko dwie kropelki. Choć ona i tak uważała czas poświęcony na zaspokajanie swoich potrzeb fizjologicznych za kompletnie stracony, dlatego starała się go coraz bardziej skracać. I tak oto jadła tydzień temu, piła dwa dni temu, a spała… Już nawet nie pamięta kiedy. Chociaż wynalazła nowy sposób – próbowała drzemać dwadzieścia minut co cztery godziny. W ten sposób, w ciągu doby przesypiała zaledwie dwie godziny, ale i tak była wypoczęta! Genialne, prawda? Lecz pomimo działania tego triku, nie używała go. Jej zdaniem, gdy zapadała w sen, wszystko nagle zapominała i po przebudzeniu musiała się kolejny raz orientować co i jak. Strata czasu, prawda?
Wilczyca zostawiła małą szparkę, dosłownie wielkości dużego ziarenka piasku, by wpadało przez nią światło, bowiem musiała liczyć dni i nie stracić rachuby czasu. Jej ściana była pokryta pojedynczymi kreskami, które wyskrobywała - dokładnie jedną dziennie. I dzisiaj wypadał sto czterdziesty drugi dzień od kiedy się obudziła całkowicie pozbawiona wspomnień. A czas dalej leci nieubłaganie szybko…
Effie, choć bardzo niechętnie, podeszła do głazu i przygotowywała się, na jego odepchnięcie. Wreszcie oparła się bokiem o wielki kamień i z całej siły na niego naparła. Nie był ciężki, lecz waderze przemknęło szybko przez myśl, że był cięższy niż te trzy miesiące temu. Nie, niemożliwe.
Głaz ustąpił i otworzył małe przejście do świata żywych. Niemal od razu uderzył ją przeszywający chłód i słońce. Wilczyca szybko zamknęła oczy i odwróciła głowę, porażona nagłą jasnością bijącą od zewnątrz. Jeszcze chwila, a kompletnie by oślepła. Zakrywając łapą swoje ślepia, otworzyła je i zamrugała kilka razy, chcąc przyzwyczaić się do owego oświetlenia, a nie było to łatwe. Czuła się jak kret, który pierwszy raz w życiu wyszedł na powierzchnię.
Trwało to dobre kilkanaście minut, zanim sprzed oczu zniknęły jej kolorowe plamki, a ona mogła wyjść bez obawy, że straci wzrok. Zimne powietrze owiało jej ciało, powodując lekki szok termiczny, który na szczęście nie pozostał z nią na długo. Przymrużyła ślepia, chcąc dostrzec swoją ścieżkę, którą starannie wydeptała. Była tam i czekała. Wadera odetchnęła głęboko, zaciągając się świeżym powietrzem. Myślała nawet, by zamknąć z powrotem swoją jaskinię, bowiem obawiała się nieproszonych gości, jednak szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Pomieszczenie musi się wywietrzyć, stęchła atmosfera szybko wyparuje. Tak samo, jak zapach padliny i zgnilizny spowodowany długim trzymaniem mięsa.
Effie podeszła do małego jeziorka, spowitego cienkim kożuszkiem lodu. Położyła na nim łapę i przełamała go delikatnie, chcąc zrobić sobie miejsce do zaspokojenia swojego pragnienia. Zanurzyła język w zimnej wodzie i od razu poczuła przyjemne uczucie rozchodzące się po jej ciele. Wadera rzadko zwraca uwagę na swoje potrzeby, toteż jej ciało jest jej niewymownie wdzięczne, gdy zaspokoi jedną chociaż w małym procencie. Domaga się jednak więcej i więcej. Ona, będąc w niezwykle podłym humorze, brutalnie nie spełniła tych zachcianek, prostując łeb. Zerknęła jeszcze przed odejściem na siebie w tafli wody. Nieobecny wzrok, duże sińce pod oczami, będące oznaką nieprzespanych nocy, brudne, sklejone futro pokryte kurzem, piaskiem i ziemią. Również lekko wystające żebra były bardziej widoczne, niżby tego wymagała.
Pokręciła głową i wróciła truchtem do ciepłej jaskini, zabierając z niej swoją torbę ze skóry, połączonej mocnymi i elastycznymi gałęziami tutejszej wierzby. Wzięła w pysk również resztki swoich zapasów, lecz szybko pożałowała tego czynu, gdy jej nos po raz kolejny podrażnił ohydny odór. Zaciskając mocno szczękę na gołej kości, wywlekła padlinę ze swojej siedziby i zostawiła kilkadziesiąt metrów dalej, w zaroślach. Rozłoży się.
Pierw miała zamiar udać się do najważniejszego miejsca na swojej liście, lecz szybko zmieniła zdanie, czując niewyobrażalny ból w swoim żołądku. Głód dawał się we znaki, a ona, będąc żywym stworzeniem, musiała jeść. Jednak zamiast uganiać się za jakąś dużą zwierzyną, postanowiła złapać coś mniejszego. Nie, nie królika. Jest przecież zima, poza tym, nie najadłaby się nim. A nie chce za kilka godzin znowu się za czymś rozglądać. Naje się małym łosiem. Ale trzeba szukać stada…
– Kurczaki! – zaklęła pod nosem na myśl o takim wysiłku. Wolała spożytkować to na co innego, ale mus to mus.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Omega - Lunaja

Patrzcie państwo i podziwiajcie! Znów trafiła nam się zbłąkana dziewczęca duszyczka o wdzięcznym imieniu Lunaja. Wade, kolejna przystań dla ciebie. Duchess... oj uważaj, konkurencja! Dla reszty... hm, dogadacie się co nie? 


Motto: Przykro mi, lecz w moim życiu nie ma czegoś takiego.
Imię: Lunaja
Pseudonim: Luna, czasami nawet Lun, jak tam komu pasuje.
Płeć: Oczywiście, że wadera.
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Śpiewak
Ranga: Omega
Rodzina: Nie znam. Jak mam, to nie pamiętam.
Partner: Nie myślę o tym. W życiu na pewno są ważniejsze sprawy....
Potomstwo: Brak.
Charakter:
A więc zacznijmy od tego, że jestem dość otwarta osobą (na jaką nie wyglądam). Jestem bardzo uparta (co ma swoje wady i zalety). Mam po części duszę artystki. Często bujam w obłokach. Nie jestem dziewczęca, bo bliżej mi do chłopczycy (i to o wiele bliżej). No i chyba to wszystko, a jeśli czegoś zapomniałam o sobie dodać, to na pewno umieszczę to w moich życiowych opowiadaniach. 
Specjalności: Może nie jestem jakąś ,,Wonder Woman'' ani nic w tym stylu, jest jednak kilka rzeczy, które (chyba) potrafię : czytanie w myślach, śpiew i chyba tyle... a raczej dotąd odkryłam tylko te dwie.
Wygląd: Myślę że wszystko widoczne na zdjęciu.
Inne: Często mam wrażenie że czyjś pysk (chociaż widzę go pierwszy raz) skądś znam. Dodatkowo czasami myślę (jak tam się błąkam) że ktoś za mną idzie.
Właściciel: stellaAD


niedziela, 20 grudnia 2015

Od Yanan: Zachwianie niezrównoważonej

Wiecie co? Myśląc, że będzie fajnie, bardzo się pomyliłam. Otóż, byłam przez jakiś rok sama, gadałam z drzewami, Księgą... Nie pytajcie z czym jeszcze. I nagle - znajduję po kolei, w bardzo małych odstępach czasowych, 3 wadery, basiora i dzieciaka. Czy to przyprawia mnie o zawał? Tak. Czy już umieram? Nie.
Ale nie czuję się dobrze, czuję, że muszę to jakoś odreagować, pobyć sama, wyjaśnić skąd oni się tu wzięli?! To nie jest normalne.
Dlatego po odwiedzeniu tej otoczonej oparami...mmm, jak to się...?...a, miłości parki, wymykam się z polany i truchtam do jedynego miejsca w którym mnie nikt nie znajdzie. Tam też się uspokoję i wrócę... chyba. 
Wiatr szumi nade mną, stroszy mi futro i bije po pysku, ale tak jest dobrze. Muszę czuć... Muszę... O cholera!
Nie, nie, proszę, nie!
Czy ja czuję inny zapach?!
Nie, nie. To na pewno zapach któregoś z wilków z polany prawda? Oby. Nie mam teraz ochoty nad tym myśleć. Może dostaję paranoi? Hmmm... to możliwe. Wezmę Księgę i poczytam w Jeziorze. 
Wskakuję więc do Drzewka, chwytam torbę i wychodzę. Oddalam się parę kroków i rozglądam. W porządku, nikogo nie ma... Zamykam więc oczy i wchodzę w nicość. Znaczy, jeśli ktoś by to widział to pomyślałby, że weszłam w nicość, wessało mnie itp. Ale tak na prawdę ja tylko wkradłam się do miejsca które nazwałam Ukrytym Jeziorem. Jest to miejsce, które mi się ukazuje, jest ukryte, nie widać go. Rozumiecie? Nie? No to świetnie. Idźmy zatem dalej... 
Zostawiam torbę na brzegu wyciągając Księgę tak, by leżała w torbie ale żebym mogła ją poczytać. Wchodzę do wody i nurkuję przez chwilę. Myślę o niczym. Po prostu pływam.
Po jakimś czasie leżę w wodzie przy brzegu i czytam Księgę. 
- Dobrze. W takim razie, Księgo powiedz mi, jak to się stało, że te wszystkie wilki się tutaj pojawiły?
To co widzę w Księdze jest jednoznaczne. 
Trzaskam nią, oddychając ciężko i znów zanurzam się w wodzie.
***
Wracam jednak na polanę dokładnie w chwili, kiedy chmury odsłaniają księżyc. Przeszukuję wzrokiem otoczenie aż znajduję Kitsune. Leży lekko odsunięta od reszty, widocznie zakończyła już zebranie. Wygląda jakby spała, ale nie jestem pewna czy właśnie tak jest. Tak czy owak, muszę z nią pogadać. Czuję, że póki co tylko jej ta wiadomość nie zabije.
- Kitsune - szturcham ją łapą.
- Hmm? - mruczy nie otwierając oczu.
- Rusz tyłek, musimy pogadać - syczę.
- Ah, to ty. No, już.
Wadera podnosi się, a ja ruszam w górę wodospadu. Kitsune rusza za mną w milczeniu. Po drodze zastanawiam się, jak jej to w zasadzie przekazać, ale każda wersja źle brzmi. Wzdycham zirytowana i porzucam próby ułożenia myśli. Jakoś to będzie...
<Kitsune? Hyyhyhy, szatańskie plany czas wdrążyć w życie :D >