„ Dwa miesiące i dwadzieścia jeden dni. Dwa miesiące i dwadzieścia jeden
dni! CHOLERNE DWA MIESIĄCE I DWADZIEŚCIA JEDEN DNI! I nawet nie
ruszyłam z miejsca! Co jest?! Wszystko, co wydaje mi się, że wreszcie
wskaże odpowiedni trop, robi na złość i prowadzi do punktu wyjścia! Co
robię nie tak?!”, wyklinała swój los i siebie w myślach, wydeptując
chaotyczną trasę w swojej jaskini. Wzrok miała rozbiegany, futro
zmierzwione, a źrenice, które pokrywały niemal całą tęczówkę, starając
się normalnie funkcjonować w tych egipskich ciemnościach, zapomniały
już, kiedy ostatni raz widziały promienie słoneczne. Tak, Effie była
wściekła na siebie, innych i na cały świat. A najbardziej nienawidziła
tego jednego miejsca. Miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło. Tego
drzewa, pod którym się obudziła i znała je doskonale, a zapytana, jak
wygląda, mogłaby się rozgadać o najmniejszych szczegółach (pod
warunkiem, że ktoś się w ogóle do niej odezwie), a jednak był wielkim
znakiem zapytania.
Wejście do jaskini wadera zaklinowała ogromnym głazem, który znalazła
niedaleko wodospadu, jednak dzięki jego kolistym kształtom, na szczęście
łatwo dało się go przetransportować. I, o dziwo, pasował idealnie. Ta
iskierka farta, niestety nie przekładała się na jej badania.
W ciągu tych niecałych trzech miesięcy wszyscy zdążyli się już poznać i
wymienić ze sobą przynajmniej kilkadziesiąt zdań. Wszyscy się zżyli oraz
mają pojęcie co, gdzie i jak. A Effie? Effie odgrodziła się od całej
watahy. Ba! Całego świata! Ale ona na to nie zważa. Ciekawość zawsze w
niej zwycięża i dąży do odkrycia swojej przeszłości. Wbrew pozorom,
posiada dużo informacji. Ustaliła już, że te dziwne anomalia mogą
dotykać losowe wilki, bo zdążyła dokładnie poobserwować pojedynczych
członków stada i stwierdziła, że nie mają wspólnych cech. Charakter,
płeć, wiek – to wszystko jest losowe. Co do samego „kasowania” pamięci,
to dotykało tylko wspomnień, bo przecież nikt nie zapomniał jak chodzić,
mówić czy oddychać. I co najważniejsze – wszyscy obudzili się w
losowych miejscach. Co znaczy, że a) anomalia występują w różnych
miejscach i czasie, b) musi nas „przenosić” z innych miejsc do tego, w
którym się teraz znajdujemy, bowiem nie zaobserwowała żadnych wilków
przybywających do tej placówki, a jednak członkowie pojawiali się
znikąd. I c) nie wiadomo, czy nie istnieją jakieś inne stada, dotknięte
tym samym problemem.
Tak, zgromadziła te wszystkie informacje i wyciągnęła odpowiednie
wnioski, lecz co do niej samej – nie wie prawie nic. Wszystko,
absolutnie wszystko jest dla niej jedną, wielką zagadką.
Wadera odcina się od rzeczywistości, pogrążona w swoich rozmyślaniach,
panicznie chcąc dowiedzieć się prawdy. Nie ma żadnych kontaktów z innymi
pomimo, że zna ich wszystkich, imiona, wygląd, charakter. Było jej to
przecież potrzebne! Ale wadera siedzi w swym świecie, nie chcąc wyjść na
powierzchnię. Po jakimś czasie zwariuje, to pewne. Ale trzy miechy to
dla niej mało, długo to jeszcze potrwa i jeśli nie ruszy z miejsca –
oszaleje. Ale na razie; czas tropić!
Effie zacisnęła mocno powieki, próbując się uspokoić i po raz setny uporządkować swoje myśli, a emocje odstawić na dalszy plan.
„ Nie mogę tkwić w miejscu. Muszę wyjść. Pójdę jeszcze raz do tych
miejsc i odtworzę wszystko jeszcze raz. Spokojnie, musi się udać”,
zapewniała samą siebie. Zjawisko autosugestii nie było jej obce, jednak
nie pochwalała tego typu działań.
Tak czy siak, musiała w końcu wyjść. Jej zapasy jedzenia wyczerpały się
już dawno, a wody zostały tylko dwie kropelki. Choć ona i tak uważała
czas poświęcony na zaspokajanie swoich potrzeb fizjologicznych za
kompletnie stracony, dlatego starała się go coraz bardziej skracać. I
tak oto jadła tydzień temu, piła dwa dni temu, a spała… Już nawet nie
pamięta kiedy. Chociaż wynalazła nowy sposób – próbowała drzemać
dwadzieścia minut co cztery godziny. W ten sposób, w ciągu doby
przesypiała zaledwie dwie godziny, ale i tak była wypoczęta! Genialne,
prawda? Lecz pomimo działania tego triku, nie używała go. Jej zdaniem,
gdy zapadała w sen, wszystko nagle zapominała i po przebudzeniu musiała
się kolejny raz orientować co i jak. Strata czasu, prawda?
Wilczyca zostawiła małą szparkę, dosłownie wielkości dużego ziarenka
piasku, by wpadało przez nią światło, bowiem musiała liczyć dni i nie
stracić rachuby czasu. Jej ściana była pokryta pojedynczymi kreskami,
które wyskrobywała - dokładnie jedną dziennie. I dzisiaj wypadał sto
czterdziesty drugi dzień od kiedy się obudziła całkowicie pozbawiona
wspomnień. A czas dalej leci nieubłaganie szybko…
Effie, choć bardzo niechętnie, podeszła do głazu i przygotowywała się,
na jego odepchnięcie. Wreszcie oparła się bokiem o wielki kamień i z
całej siły na niego naparła. Nie był ciężki, lecz waderze przemknęło
szybko przez myśl, że był cięższy niż te trzy miesiące temu. Nie,
niemożliwe.
Głaz ustąpił i otworzył małe przejście do świata żywych. Niemal od razu
uderzył ją przeszywający chłód i słońce. Wilczyca szybko zamknęła oczy i
odwróciła głowę, porażona nagłą jasnością bijącą od zewnątrz. Jeszcze
chwila, a kompletnie by oślepła. Zakrywając łapą swoje ślepia, otworzyła
je i zamrugała kilka razy, chcąc przyzwyczaić się do owego oświetlenia,
a nie było to łatwe. Czuła się jak kret, który pierwszy raz w życiu
wyszedł na powierzchnię.
Trwało to dobre kilkanaście minut, zanim sprzed oczu zniknęły jej
kolorowe plamki, a ona mogła wyjść bez obawy, że straci wzrok. Zimne
powietrze owiało jej ciało, powodując lekki szok termiczny, który na
szczęście nie pozostał z nią na długo. Przymrużyła ślepia, chcąc
dostrzec swoją ścieżkę, którą starannie wydeptała. Była tam i czekała.
Wadera odetchnęła głęboko, zaciągając się świeżym powietrzem. Myślała
nawet, by zamknąć z powrotem swoją jaskinię, bowiem obawiała się
nieproszonych gości, jednak szybko zrezygnowała z tego pomysłu.
Pomieszczenie musi się wywietrzyć, stęchła atmosfera szybko wyparuje.
Tak samo, jak zapach padliny i zgnilizny spowodowany długim trzymaniem
mięsa.
Effie podeszła do małego jeziorka, spowitego cienkim kożuszkiem lodu.
Położyła na nim łapę i przełamała go delikatnie, chcąc zrobić sobie
miejsce do zaspokojenia swojego pragnienia. Zanurzyła język w zimnej
wodzie i od razu poczuła przyjemne uczucie rozchodzące się po jej ciele.
Wadera rzadko zwraca uwagę na swoje potrzeby, toteż jej ciało jest jej
niewymownie wdzięczne, gdy zaspokoi jedną chociaż w małym procencie.
Domaga się jednak więcej i więcej. Ona, będąc w niezwykle podłym
humorze, brutalnie nie spełniła tych zachcianek, prostując łeb. Zerknęła
jeszcze przed odejściem na siebie w tafli wody. Nieobecny wzrok, duże
sińce pod oczami, będące oznaką nieprzespanych nocy, brudne, sklejone
futro pokryte kurzem, piaskiem i ziemią. Również lekko wystające żebra
były bardziej widoczne, niżby tego wymagała.
Pokręciła głową i wróciła truchtem do ciepłej jaskini, zabierając z niej
swoją torbę ze skóry, połączonej mocnymi i elastycznymi gałęziami
tutejszej wierzby. Wzięła w pysk również resztki swoich zapasów, lecz
szybko pożałowała tego czynu, gdy jej nos po raz kolejny podrażnił
ohydny odór. Zaciskając mocno szczękę na gołej kości, wywlekła padlinę
ze swojej siedziby i zostawiła kilkadziesiąt metrów dalej, w zaroślach.
Rozłoży się.
Pierw miała zamiar udać się do najważniejszego miejsca na swojej liście,
lecz szybko zmieniła zdanie, czując niewyobrażalny ból w swoim żołądku.
Głód dawał się we znaki, a ona, będąc żywym stworzeniem, musiała jeść.
Jednak zamiast uganiać się za jakąś dużą zwierzyną, postanowiła złapać
coś mniejszego. Nie, nie królika. Jest przecież zima, poza tym, nie
najadłaby się nim. A nie chce za kilka godzin znowu się za czymś
rozglądać. Naje się małym łosiem. Ale trzeba szukać stada…
– Kurczaki! – zaklęła pod nosem na myśl o takim wysiłku. Wolała spożytkować to na co innego, ale mus to mus.
wtorek, 29 grudnia 2015
poniedziałek, 28 grudnia 2015
Omega - Lunaja
Patrzcie państwo i podziwiajcie! Znów trafiła nam się zbłąkana dziewczęca duszyczka o wdzięcznym imieniu Lunaja. Wade, kolejna przystań dla ciebie. Duchess... oj uważaj, konkurencja! Dla reszty... hm, dogadacie się co nie?
Motto: Przykro mi, lecz w moim życiu nie ma czegoś takiego.
Imię: Lunaja
Pseudonim: Luna, czasami nawet Lun, jak tam komu pasuje.
Płeć: Oczywiście, że wadera.
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Śpiewak
Ranga: Omega
Rodzina: Nie znam. Jak mam, to nie pamiętam.
Partner: Nie myślę o tym. W życiu na pewno są ważniejsze sprawy....
Potomstwo: Brak.
Charakter: A więc zacznijmy od tego, że jestem dość otwarta osobą (na jaką nie wyglądam). Jestem bardzo uparta (co ma swoje wady i zalety). Mam po części duszę artystki. Często bujam w obłokach. Nie jestem dziewczęca, bo bliżej mi do chłopczycy (i to o wiele bliżej). No i chyba to wszystko, a jeśli czegoś zapomniałam o sobie dodać, to na pewno umieszczę to w moich życiowych opowiadaniach.
Specjalności: Może nie jestem jakąś ,,Wonder Woman'' ani nic w tym stylu, jest jednak kilka rzeczy, które (chyba) potrafię : czytanie w myślach, śpiew i chyba tyle... a raczej dotąd odkryłam tylko te dwie.
Wygląd: Myślę że wszystko widoczne na zdjęciu.
Inne: Często mam wrażenie że czyjś pysk (chociaż widzę go pierwszy raz) skądś znam. Dodatkowo czasami myślę (jak tam się błąkam) że ktoś za mną idzie.
Właściciel: stellaAD
Motto: Przykro mi, lecz w moim życiu nie ma czegoś takiego.
Imię: Lunaja
Pseudonim: Luna, czasami nawet Lun, jak tam komu pasuje.
Płeć: Oczywiście, że wadera.
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Śpiewak
Ranga: Omega
Rodzina: Nie znam. Jak mam, to nie pamiętam.
Partner: Nie myślę o tym. W życiu na pewno są ważniejsze sprawy....
Potomstwo: Brak.
Charakter: A więc zacznijmy od tego, że jestem dość otwarta osobą (na jaką nie wyglądam). Jestem bardzo uparta (co ma swoje wady i zalety). Mam po części duszę artystki. Często bujam w obłokach. Nie jestem dziewczęca, bo bliżej mi do chłopczycy (i to o wiele bliżej). No i chyba to wszystko, a jeśli czegoś zapomniałam o sobie dodać, to na pewno umieszczę to w moich życiowych opowiadaniach.
Specjalności: Może nie jestem jakąś ,,Wonder Woman'' ani nic w tym stylu, jest jednak kilka rzeczy, które (chyba) potrafię : czytanie w myślach, śpiew i chyba tyle... a raczej dotąd odkryłam tylko te dwie.
Wygląd: Myślę że wszystko widoczne na zdjęciu.
Inne: Często mam wrażenie że czyjś pysk (chociaż widzę go pierwszy raz) skądś znam. Dodatkowo czasami myślę (jak tam się błąkam) że ktoś za mną idzie.
Właściciel: stellaAD
niedziela, 20 grudnia 2015
Od Yanan: Zachwianie niezrównoważonej
Wiecie co? Myśląc, że będzie fajnie, bardzo się pomyliłam. Otóż, byłam przez jakiś rok sama, gadałam z drzewami, Księgą... Nie pytajcie z czym jeszcze. I nagle - znajduję po kolei, w bardzo małych odstępach czasowych, 3 wadery, basiora i dzieciaka. Czy to przyprawia mnie o zawał? Tak. Czy już umieram? Nie.
Ale nie czuję się dobrze, czuję, że muszę to jakoś odreagować, pobyć sama, wyjaśnić skąd oni się tu wzięli?! To nie jest normalne.
Dlatego po odwiedzeniu tej otoczonej oparami...mmm, jak to się...?...a, miłości parki, wymykam się z polany i truchtam do jedynego miejsca w którym mnie nikt nie znajdzie. Tam też się uspokoję i wrócę... chyba.
Wiatr szumi nade mną, stroszy mi futro i bije po pysku, ale tak jest dobrze. Muszę czuć... Muszę... O cholera!
Nie, nie, proszę, nie!
Czy ja czuję inny zapach?!
Nie, nie. To na pewno zapach któregoś z wilków z polany prawda? Oby. Nie mam teraz ochoty nad tym myśleć. Może dostaję paranoi? Hmmm... to możliwe. Wezmę Księgę i poczytam w Jeziorze.
Wskakuję więc do Drzewka, chwytam torbę i wychodzę. Oddalam się parę kroków i rozglądam. W porządku, nikogo nie ma... Zamykam więc oczy i wchodzę w nicość. Znaczy, jeśli ktoś by to widział to pomyślałby, że weszłam w nicość, wessało mnie itp. Ale tak na prawdę ja tylko wkradłam się do miejsca które nazwałam Ukrytym Jeziorem. Jest to miejsce, które mi się ukazuje, jest ukryte, nie widać go. Rozumiecie? Nie? No to świetnie. Idźmy zatem dalej...
Zostawiam torbę na brzegu wyciągając Księgę tak, by leżała w torbie ale żebym mogła ją poczytać. Wchodzę do wody i nurkuję przez chwilę. Myślę o niczym. Po prostu pływam.
Po jakimś czasie leżę w wodzie przy brzegu i czytam Księgę.
- Dobrze. W takim razie, Księgo powiedz mi, jak to się stało, że te wszystkie wilki się tutaj pojawiły?
To co widzę w Księdze jest jednoznaczne.
Trzaskam nią, oddychając ciężko i znów zanurzam się w wodzie.
***
Wracam jednak na polanę dokładnie w chwili, kiedy chmury odsłaniają księżyc. Przeszukuję wzrokiem otoczenie aż znajduję Kitsune. Leży lekko odsunięta od reszty, widocznie zakończyła już zebranie. Wygląda jakby spała, ale nie jestem pewna czy właśnie tak jest. Tak czy owak, muszę z nią pogadać. Czuję, że póki co tylko jej ta wiadomość nie zabije.
- Kitsune - szturcham ją łapą.
- Hmm? - mruczy nie otwierając oczu.
- Rusz tyłek, musimy pogadać - syczę.
- Ah, to ty. No, już.
Wadera podnosi się, a ja ruszam w górę wodospadu. Kitsune rusza za mną w milczeniu. Po drodze zastanawiam się, jak jej to w zasadzie przekazać, ale każda wersja źle brzmi. Wzdycham zirytowana i porzucam próby ułożenia myśli. Jakoś to będzie...
<Kitsune? Hyyhyhy, szatańskie plany czas wdrążyć w życie :D >
Ale nie czuję się dobrze, czuję, że muszę to jakoś odreagować, pobyć sama, wyjaśnić skąd oni się tu wzięli?! To nie jest normalne.
Dlatego po odwiedzeniu tej otoczonej oparami...mmm, jak to się...?...a, miłości parki, wymykam się z polany i truchtam do jedynego miejsca w którym mnie nikt nie znajdzie. Tam też się uspokoję i wrócę... chyba.
Wiatr szumi nade mną, stroszy mi futro i bije po pysku, ale tak jest dobrze. Muszę czuć... Muszę... O cholera!
Nie, nie, proszę, nie!
Czy ja czuję inny zapach?!
Nie, nie. To na pewno zapach któregoś z wilków z polany prawda? Oby. Nie mam teraz ochoty nad tym myśleć. Może dostaję paranoi? Hmmm... to możliwe. Wezmę Księgę i poczytam w Jeziorze.
Wskakuję więc do Drzewka, chwytam torbę i wychodzę. Oddalam się parę kroków i rozglądam. W porządku, nikogo nie ma... Zamykam więc oczy i wchodzę w nicość. Znaczy, jeśli ktoś by to widział to pomyślałby, że weszłam w nicość, wessało mnie itp. Ale tak na prawdę ja tylko wkradłam się do miejsca które nazwałam Ukrytym Jeziorem. Jest to miejsce, które mi się ukazuje, jest ukryte, nie widać go. Rozumiecie? Nie? No to świetnie. Idźmy zatem dalej...
Zostawiam torbę na brzegu wyciągając Księgę tak, by leżała w torbie ale żebym mogła ją poczytać. Wchodzę do wody i nurkuję przez chwilę. Myślę o niczym. Po prostu pływam.
Po jakimś czasie leżę w wodzie przy brzegu i czytam Księgę.
- Dobrze. W takim razie, Księgo powiedz mi, jak to się stało, że te wszystkie wilki się tutaj pojawiły?
To co widzę w Księdze jest jednoznaczne.
Trzaskam nią, oddychając ciężko i znów zanurzam się w wodzie.
***
Wracam jednak na polanę dokładnie w chwili, kiedy chmury odsłaniają księżyc. Przeszukuję wzrokiem otoczenie aż znajduję Kitsune. Leży lekko odsunięta od reszty, widocznie zakończyła już zebranie. Wygląda jakby spała, ale nie jestem pewna czy właśnie tak jest. Tak czy owak, muszę z nią pogadać. Czuję, że póki co tylko jej ta wiadomość nie zabije.
- Kitsune - szturcham ją łapą.
- Hmm? - mruczy nie otwierając oczu.
- Rusz tyłek, musimy pogadać - syczę.
- Ah, to ty. No, już.
Wadera podnosi się, a ja ruszam w górę wodospadu. Kitsune rusza za mną w milczeniu. Po drodze zastanawiam się, jak jej to w zasadzie przekazać, ale każda wersja źle brzmi. Wzdycham zirytowana i porzucam próby ułożenia myśli. Jakoś to będzie...
<Kitsune? Hyyhyhy, szatańskie plany czas wdrążyć w życie :D >
Subskrybuj:
Posty (Atom)