Jaka była wasza najdziwniejsza pobudka w życiu? Obudziliście się pod
wodą, w głębokim jeziorze, czy może oglądaliście świat do góry nogami,
wisząc na gałęzi drzewa? Podnosząc się uderzyliście o coś głową? A może
zasnęliście na siedząco i obudziliście się dopiero po bliskim spotkaniu z
twarda ziemią, kamieniem, lub kałużą błota?
Cóż, czarno-czerwona istota nie pamiętała, a właściwie nie pamiętał jak
zasnął. Ha! I nie tylko tego! Nie miał pojęcia co działo się wcześniej,
zanim zdecydował się usnąć, i jeszcze długo przed tym. Gdy się obudził
nie pamiętał niczego. W dodatku pobudka, jaką zaliczył nie należała do
najprzyjemniejszych. Wilk o czerwonych ślepiach i dziwnych rogach,
przypominających samego diabła, obudził się leżąc twarzą w piasku.
Zaskoczenie, jakie przeżył po pobudce było jeszcze większe, gdy nie
potrafił nazwać tych małych, jasnych ziarenek. Później było jeszcze
gorzej. Nie pamiętał niczego! Kim jest? Jak ma na imię? A czym właściwie
było imię i dlaczego miał je nosić? Tego też nie był w stanie sobie
przypomnieć. Nie wiedział gdzie był, dlaczego się tam znalazł i od jak
dawna… No właśnie, co od jak dawna? Nic nie pamiętał, nic nie pamiętał,
nic nie pamiętał. A czym była ta cala pamięć?
„Pamięć…”, pomyślał ciemny samiec, „Jest pogłoską, na prywatny użytek.”
Co to były za słowa? Dlaczego o nich pomyślał? Co takiego miały
znaczyć? Nie wiedział tego. Miał jednak wrażenie, że gdzieś już je
kiedyś wypowiedział. I to nie raz, skoro to zdanie tak nagle i niemalże
odruchowo rozbrzmiało w jego głowie. Ale kiedy je wypowiedział? I co
najważniejsze - komu? Nie pamiętał. Nie mógł sobie za nic przypomnieć.
- Cholera. - mruknął do siebie, nie do końca rozumiejąc znaczenie tego
słowa.
Czuł jednak, że już kiedyś je wypowiadał. I to wiele razy. Czuł
też, że sytuacja, w której się znalazł usprawiedliwiała go do użycia
słowa „cholera”, nawet jeśli jego znaczenie wyleciało mu z głowy.
W końcu demoniczny wilk postanowił się ruszyć. Pójść gdzieś… Gdziekolwiek. Siedzenie w miejscu nie miało większego sensu. Coś kazało
mu iść i zapewniało, że tak będzie lepiej. Jakaś cząstka niego dawała mu
nadzieję. Nadzieję, że gdzieś tutaj są jeszcze tacy jak on. A czym
właściwie była ta cała nadzieja?
Czymś, co kazało mu iść przed siebie. I na razie to wystarczyło.
Istota przypominająca diabła odkryła, że im dłużej szedł samotnie pośród
drzew, tym bardziej się uspokajał. A im bardziej był spokojny, tym
więcej nazw mógł sobie przypomnieć. Te zielone kształty przy ziemi, to
była trawa, a tego dłuższe to łodygi z kwiatami. Pamiętał już czym jest
drzewo, błoto, liść, chmura, niebo słońce. Przypomniał też sobie, że gdy
się w nie długo patrzy, coś zaczyna cię boleć. Tym czymś były czerwone
oczy demona, które zaczęły go niemiłosiernie piec, więc szybko odwrócił
wzrok i znów wymamrotał kolejne przekleństwo. Mógł to zrobić, gdyż
przypomniał sobie, czym są przekleństwa i czuł, że gdy zostajesz
oślepiony przez słońce, jesteś upoważniony by je wypowiedzieć. I chociaż
ciemna istota nie pamiętała kim jest, to i tak był zadowolony z tego,
że przypomniał sobie wiele innych nazw.
A w miarę, gdy owa istota z Piekła przypomniała sobie coraz więcej
rzeczy, zaczęły się pojawiać w głowie i rodzić coraz to kolejne pytania.
Każde następne było coraz trudniejsze i bardziej niepokojące. Pytania
jak: ‘Co tutaj robię?’, ‘Dlaczego się tutaj znalazłem?’ i ‘Jak długo tu
jestem?’ nie były jeszcze takie złe. Jednak później zaczęły się
pojawiać: ‘Kim ja właściwie jestem?’, ‘Dlaczego akurat ja tutaj się
znalazłem?’ i wreszcie: ‘Czy są gdzieś tutaj tacy jak ja?’
Tak, to ostatnie pytanie nie dawało wilczemu demonowi spokoju i co
chwila pojawiało się w jego umyśle. Gdy starał się je odgonić, ono
uparcie powracało. Najlepszym rozwiązaniem na nurtujące go pytanie było
więc znaleźć na nie odpowiedź.
Zwłaszcza, że ona ciągle go dręczyła. Wilk przez chwilę próbował sobie
przypomnieć jak się na to mówiło, a później z tryumfalnym uśmiechem
przypomniał sobie, że o n a ma na imię ciekawość. Ciekawość (zabiła wilka-demona; a gdy ją zaspokoił, wrócił cały i zdrowy) wciąż go dręczyła, wabiła niczym syreni śpiew, którego nie można było w
żaden sposób uciszyć. Dlatego musiał jej ulec, nie było innego wyjścia.
Bo obietnice są po to, by je łamać; pokusy, by im ulegać; a ciekawość
trzeba zaspokoić. I chociaż basior wylądował w zupełnie nieznanym mu
świecie, który za wszelką cenę usiłować sobie przypomnieć, to nie mógł
dojść do tego kim jest. A mimo to postanowił pójść przed siebie w
nieznane, gdyż coś mu mówiło, że gdzieś tutaj są tacy jak on.
Nadzieja, czy Ciekawość? A może jedno i drugie?
~***~
Rogata istota nie uszła jednak daleko, a do jego uszu potarł jakiś
dźwięk. Nie, to nie był przypadkowy dźwięk. To był… Głos? Tak! G ł o s !
Tak się na to mówi.
Po chwili z krzaków wyszła pewna… Istota. Była jasna i mniejsza niż
demon. Właściwie to w niczym nie przypominała naszej zagubionej istoty,
tylko kolor ich oczu był podobny. Oprócz tego… Byli zupełnie różni. Ale
coś podpowiadało wilkowi, że ona jest tym samym, co on. Nadzieja, czy ciekawość? A może intuicja?
Zanim jednak zdążył cokolwiek zrobić, owa nieznajoma podeszła do niego
i… I wyrwała mu futro?! Tak, dokładnie tak było! Zabrała sobie kęp jego
czarnej sierści i poszła! Co to miało być?! Czy to normalne?! Czy tak
się właśnie robi?!
Diabeł, jakby nigdy nic poszedł za obcą. Jednak nie kierowała nim już ani nadzieja, ani intuicja. Jedynie ciekawość. Ciekawość (zabiła wilka-demona; a kiedy ją zaspokoił wrócił cały i zdrowy) oraz domieszka gniewu i zmieszania. Zakłopotanie? Tak, ono też pojawiło się w umyśle wilka.
-EJ!- warknął basior, gdy wszedł za nieznajomą do… Do tego miejsca.
A
tym miejscem była… Jas.. Gi.. Ki? Tak, jaskinią? Tak! Wszedł za obcą do
jej jaskini.
- Masz, już nie będziesz mi potrzebny. - odparła, jakby nigdy nic.
Rogaty
wilk zauważył, że jest trochę pewniejsza siebie niż on. Nie, to nie
było właściwe określenie. Może nie była odważniejsza, ale pewniej
zachowywała się w stosunku do świata. Czyżby znała go lepiej niż on?
Czyżby była tutaj dłużej? Nie, prawidłowe pytanie brzmiało: ‘Czy ona nie
straciła pamięci?’
Ale zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, nieznajoma wypchnęła go z
jaskini i poszła w swoją stronę. Nie podobało mu się to, ani trochę.
Zaraz zdał sobie sprawę z tego, że na jego pysku wbrew woli, pojawił się
złośliwy uśmiech. Coś na kształt grymasu, który najwyraźniej kiedyś bez
przerwy tańczył na jego ustach, skoro teraz tak odruchowo się na nich
pojawił. Jednak mimo jego wrednego spojrzenia, demon nie zamierzał
wyrządzić nikomu krzywdy. Wręcz przeciwnie, odwrócił się i odszedł w
swoją stronę. A czym była jego strona? Nie wiedział. Po prostu odszedł… Gdziekolwiek, byleby przed siebie. I jak najdalej od nieznajomych
dziwaków, który wyrywają mu futra. Dlatego też zostawił obcą w spokoju. Z
resztą, jasna wilczyca nie zdawała się czuć dotknięta jego
postępowaniem, gdyż znów zaszyła się w swojej… Jaskini?
~***~
Do czarnych uszów basiora, przebitych kilkoma metalowymi kolczykami, po
raz kolejny dotarł dziwny dźwięk. Był to również czyjś głos, jednak
zdecydowanie różnił się od poprzedniego. Demon odetchnął z wyraźną ulgą,
gdy zdał sobie sprawę z tego, że już nikt nie będzie wyrywać mu futra.
Jednak nieznajoma (albowiem była to samica) nie wydawała się zachwycona
jego spotkaniem. Gdy tylko usłyszała kroki samca, zaczęła wydawać z
siebie dziwne dźwięki i prędko uciekła na… Na drzewo?! To po tym da się
w s p i n a ć ?! To do tego służą drzewa?
Usta wilka znów wygięły się w złośliwy grymas, chociaż obca nie mogła go dostrzec.
- Jak ty tam wlazłaś, co? - zagadał. Zdał sobie jednak sprawę, że wilczyca
mu nie ufa, a nawet obawia się jego. Dlatego zaraz dodał - Oh,
spokojnie. Nie zrobię ci krzywdy.
Zaskoczyło go brzmienie jego własnego głosu. Był on miły i
przyjacielski, ale czuć było w nim coś… Sztucznego. Tak, takiego tonu
używa osoba, która nie zawsze mówi prawdę. Ktoś kto zmyśla i oszukuje
nazywa się… Kłamcą, tak? Tak, chyba tak. Ale w głowie wilka pojawiły się
jeszcze inne słowa. W dodatku, brzmiały tak, jakby tłum istot
wykrzykiwał je w jego stronę.
„Szuja! Oszust! Przeklęty! Pomyłka! Zdradnica…”, zdawały się bez przerwy
dźwięczeć w jego głowie.
Demon pomyślał, że już kiedyś musiało mu się
to przytrafić, musiał kiedyś spotkać te istoty. Coś mu tak mówiło… Tylko
że on nic nie pamiętał.
Wilk podszedł bliżej i stanął tuż pod drzewem, na którym schowała się nieznajoma.
„Hm… skoro ona może na nie wejść… To ja również.”, pomyślał.
Już miał się zacząć wspinać, ale w ostatniej chwili uznał to za zły
pomysł. Przybyszka w najlepszym wypadku mu nie ufała, a w najgorszym
była śmiertelnie przerażona. On jednak nie chciał nikogo straszyć, „Jeeeszczeee”, coś się w nim odezwało, a on znów uśmiechnął się
złośliwie i kpiąco.
Ale wbrew instynktowi, demon nie miał ochoty
straszyć akurat tej istoty. Akurat jej. Ani teraz, ani nawet później.
Czemu? Nie wiedział… Nie wiedział nic. Coś mu jednak tak mówiło.
- Wiesz. - zaczął znowu - Łatwiej będzie nam rozmawiać, jeśli zejdziesz na
dół. - diabeł zauważył, że te słowa nie są zbyt przekonujące, więc
postanowił dodać - Słuchaj, nie masz się czego bać. Tutaj nic ci nie
grozi.
Sam jednak nie był tego pewien. No bo jak można być pewnym, gdy nic nie
pamiętasz? Gdy nie wiesz kim jesteś, a masz wrażenie, że pierwszy raz w
życiu widzisz… Świat? Nie miał prawa zapewniać samego siebie, ani tym
bardziej kogoś obcego.
Ale to zrobił. Zrobił to, gdyż (zasady go nie dotyczyły) coś mu tak mówiło. A on się tego słuchał.
(Mollis? Wybacz mi to niejasne opko, ale tak to już jest jak niczego nie
pamiętasz, c’nie? A i wybacz mi Effie, że tak cię tam samą zostawiłem,
ale pomysłów mi zabrakło *^* )