czwartek, 30 lipca 2015

Od Dery C.D. Rosso - Czym są te całe "maniery"?


        Wadera spojrzała na czerwonego basiora i lekko uniosła jedną „brew”. Wywróciła teatralnie oczami, tak by wilk dostrzegł ten gest i zaśmiała się krótko.

- Ale masz refleks, kolego. Całe szczęście, że jest z tobą ten kruk, bo inaczej byś sobie w życiu nie poradził.
Słysząc tą lekką naciąganą wypowiedź, czarny ptak znów się napuszył, najwyraźniej zadowolony z faktu, że ktoś go docenił.
- Jak ma na imię? - Dera spytała się nieznajomego. 
Oczywiście chodziło jej o imię kruka, a nie czerwono-białego wilka. Nie było to może najbardziej uprzejme, ale co począć? Wraz z utratą pamięci, dziewczyna zapomniała czym są dobre maniery. Zakładając, oczywiście, że kiedykolwiek wiedziała czym były.
- To jest Crach…
- Hm, ładnie imię dla kruka. - teraz to już małe stworzonko pękało z dumy - Zaraz… Kruka. K r u k a ! Ha! Pamiętam czym jesteś!! - Dera uśmiechnęła się tryumfalnie, a w jej zielonych oczach błysnęły małe ogniki.
Dziewczyna podeszła do Crach i lekko „poczochrała” mu pióra na głowie, jakby miało to cokolwiek znaczyć. A znaczyło tylko tyle, że była zadowolona iż przypomniała sobie kolejne słowo i polubiła kruka, dzięki którym mogła teraz mówić. Bo zdjął jej uprząż. Zdjął ten okropny sznur z paskudną pętlą. Przeciął go tak, że już do niczego się nie przyda. Nikomu. I bardzo dobrze.
- Ekhem… - odchrząknął czerwony wilk, starając się ukryć uśmiech - Jak to szło? „Ale masz refleks, koleżanko”. - powtórzył jej słowa.
- Słucham?
- Już wcześniej nazwałaś go krukiem. - teraz basior nie starał się ukryć rozbawienia. 
Ale Sparrow tylko machnęła łapą.
- E tam. Szczegóły. Dopiero co przypomniałam sobie swoje imię, więc nie oczekuj ode mnie zbyt wiele.
Basior przestał się uśmiechać. Jego, wcześniej rozbawione, oczy teraz wpatrywały się w nieznaną mu waderę z niedowierzaniem. I zaciekawieniem. Dera uważała to za dziwne, ale przecież skąd miała wiedzieć, że samiec którego przypadkiem spotkała (i tak się dziwnie złożyło, że rzuciła w niego kamieniem) też stracił pamięć?
- A więc ty również?
- Hm? Co „ja również”?
- Też niczego nie pamiętasz? Nie wiedziałem… Myślałem, że jestem, nie wiem… Jedyny?
Dera dziwnie posmutniała, ale starała się tego nie okazywać.
-Ja też tak myślałam. To znaczy, do tej pory nie wiedziałam nawet o istnieniu innych… N a s. Obudziłam się niedawno, pod tym drzewem. Ze związanym pyskiem i obolałą głową. Wcześniej miałam jakiś porąbany sen…
~Idiotka! Nie mów mu!
- … Słucham? - wadera nagle przerwała i zaczęła się rozglądać.
- Coś się stało? - nieznajomy również zaczął przyglądać się otoczeniu, ale tylko dlatego, że Dera tak zrobiła. 
On, przecież nikogo nie słyszał.
- Nie, nic. Przesłyszałam się.
~Wcale nie!~ wadera usłyszała, ale zignorowała kobiecy głos, rozbrzmiewający w jej głowie.
- Jasne. Mówiłaś coś. Coś o…
- … Śnie. Tak, pamiętam. Miałam koszmar, który wydawał się bardzo rzeczywisty i tyle. - powtórzyła, nie zwracając uwagi na ostrzeżenia Głosu - A gdy się obudziłam, nie wiedziałam… No, niczego. Ha! To głupie, nie?
- Czy ja wiem? - basior wzruszył „ramionami” - Miałem dość podobnie. Obudziłem się w jeziorze i niczego nie pamiętałem. 
Nawet nie wiedziałem jak korzystać ze skrzydeł.
Dera dopiero teraz zwróciła uwagę na czarne skrzydła czerwonego wilka. To znaczy, wiedziała już o nich wcześniej, bo niby jak inaczej wilk mógłby latać! Poza tym uznała, że nieznajomemu bardzo pasują krucze skrzydła. Jakkolwiek dziwnie by to brzmiało.
- Ale jakoś sobie przypomniałeś, nie? - uśmiechnęła się trochę złośliwie - Czyżby to była zasługa Crach’a?
- Ej! No wiesz co! Nie wszystko zawdzięczam jemu. Chociaż… - wilk się zawahał - … Tak, to z jego pomocą nauczyłem się latać. Chociaż byłoby znacznie łatwiej, gdyby ktoś nie rzucał we mnie kamieniami. - teraz to nieznajomy uśmiechnął się złośliwie. 
Dera zmrużyła oczy zaskoczona, że basiora stać na taki gest. Ale zaraz i tak posłała mu pełen zadowolenia uśmiech, odsłaniając białe kły.
„Czyli to czym rzuciłam to kamień, tak? Na pewno zapamiętam.”
- To było utrudnienie, mające na celu udoskonalić twoje umiejętności lotnicze. - wilk przewrócił oczami - Gdyby nie to, umarłabym z głodu i pragnienia. O właśnie! A skoro o pragnieniu mowa, to idę się napić.
Bordowa wilczyca podeszła bliżej do jeziora. Zanurzyła pysk w zimnej wodzie i przez jakiś czas piła ją tak, jakby to było ostatnie jezioro jakie kiedykolwiek spotka. Nieznajomy chyba też to zauważył.
- Zaraz całe jezioro wypijesz. - rzucił, ale wadera skutecznie go zignorowała. Czuła się tak, jakby od wieków nie piła wody i przez te wszystkie lata chodziła spragniona.
-Oj, cicho tam. - dziewczyna chlapnęła w stronę wilka wodą, a następnie wygodnie ułożyła się na trawie. 
Jasne i oślepiające promienie słońca padły na jej pysk. Dziewczyna mruknęła coś niezrozumiale, tak aby samiec tego nie usłyszał i zamknęła oczy. Leżała spokojnie w bezruchu, sprawiając wrażenie jakby spała. Ale ona tylko odpoczywała. Po obudzeniu się odczuwała ogromne zmęczenie i nie wiedziała skąd się ono wzięło.
- Bardzo cię boli? - Dera odezwała się do basiora, nie podnosząc się z ziemi.
- Co boli? To, że chciałaś wypić całe jezioro? Jakoś przeżyję.
Gdyby nie fakt, że wilczyca miała zamknięte oczy, zapewne teraz by nimi wywróciła.
- To jak oberwałeś kamieniem.
- A, to. Nie… Nie tak bardzo.
Dera otworzyła tylko jedno oko i obrzuciła obcego szybkim spojrzeniem. Tyle wystarczyło by mogła stwierdzić, że kłamie.
- Nie ze mną te numery. Gdzie dostałeś? W głowę, nie?
- Tak, ale…
Dziewczyna wyprostowała się i uniosła pysk, by móc obejrzeć głowę wilka. Dera była wysoka, ale samiec wyższy, dlatego nieznajomy zgarbił się trochę, by ułatwić Puck zadanie.
- Nie widzę żadnej rany. Dobrze, nie trzeba odkażać. Tak, jest w porządku. Zrób sobie jakiś zimny okład i po sprawie. - odparła i wróciła do „swojego miejsca”, kładąc się z powrotem. 
Tym razem nie zamknęła oczu, tylko wpatrywała się w srebrzystą wodę. Widziała w niej swoje odbicie, ale szybko odwróciła wzrok i zaczęła wpatrywać się w inny punkt. Po chwili dostrzegła też odbicie czerwonego wilka i Crach, którzy podeszli bliżej.
- Skąd to wiesz? To, że zimno pomoże? I co to „okład”? - wadera wzruszyła ramionami.
- Nie wiem skąd. Tak mi się powiedziało i tyle… A tak w ogóle to przepraszam.
- Nic nie szkodzi.
Wilk również usiadł przy jeziorze. Z kolei kruk zerwał się do lotu i zaczął szybować w górze, zataczając ogromne koła nad błyszczącą wodą. Jednak po chwili wrócił i wylądował na trawie obok wilków. Puck znów poczochrała mu pióra na głowie, uważając tylko by swymi pazurami nie zrobić krzywdy Crach’owi.
- A tak w ogóle… - zaczęła - To jestem Daera.
Gdy wypowiedziała swoje imię na głos, dostrzegła, a raczej wyczuła, że brzmi ono dość dziwnie. Stojące obok siebie liter „a” oraz „e” wymawiane razem brzmiały dziwnie… Wytwornie? Królewsko? Kto nadal jej tak na imię?!
~Nie pasuje do ciebie. ~kobiecy Głos znów dał o sobie znać.
- Oh, spadaj. - syknęła do niego, mając nadzieję, że nieznajomy tego nie usłyszał.
- Daera…?
- Zwykłe Dera wystarczy. - wilczyca dodała szybko. 
Miała wrażenie, że nie jest to pierwszy raz, gdy każe komuś zdrabniać swoje imię. W głowie usłyszała dziwny śmiech Głosu.



<Rosso? Wygląda na to, że Crach jest z nas wszystkich najmądrzejszy, nie? A i sorki za lanie wody przez… Całe opowiadanie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz