poniedziałek, 6 lipca 2015

Od Rosso - Mały przyjaciel

 To była prawdopodobnie najgorsza pobudka w życiu Rossa.
Otworzył oczy. Przed jego nosem przepłynęło jakieś długie, błyszczące łuskami zwierzę, muskając jego nos ogonem. Błękitne ślepia zamrugały kilka razy, ale basior dalej widział niewyraźnie. Spróbował wziąć oddech...I nagle poczuł, że się dusi. Spanikowany zaczął chaotycznie machać łapami, aż w końcu jego trójkolorowy pysk wynurzył się. Wilk zaczerpnął powietrza i rozejrzał się. Prąd rzeki niósł go w sobie tylko znanym kierunku, ułatwiając utrzymanie się na powierzchni. Jednak coś wciąż ciągnęło czerwonego w dół. Basior z trudem dopłynął do brzegu, co chwila walcząc o życie z nurtem brutalnie wciągającym go pod powierzchnię.
Wilk otrząsnąwszy się z szoku spróbował stanąć na nogach. Jednak jakieś dziwne, czarne, przyspawane do jego grzbietu elementy mu to utrudniały. Nasiąknięte wodą ciągnęły basiora do ziemi, tak jak przed paroma minutami wciągały go pod wodę. Czerwony przyjrzał im się i spróbował zębami wyszarpać jedną z czarnych narośli. Zabolało i to bardzo.
- Auć! - warknął basior, odkrywając przy okazji, że umie mówić.
Nowa umiejętność zaaferowała go na kilka minut. Patrzył na wszystko dookoła chcąc przypomnieć sobie nazwy napotkanych wzrokiem rzeczy.
- Tra...Trawa - powiedział niepewnie patrząc na zielony kobierzec pod łapami. - Drzew-wo? Nie, DRZEWA - to rzucił oglądając las wokół niego.
Przeszedł się nieco szlakiem, wciąż wlokąc denerwujące ciemne kształty. Aż w końcu zaciekawił się do czego one mogą służyć. Skoro głową myślał, paszczą mówił, oczami patrzył, nogami chodził, a ogonem machał to te dziwne narośle na pewno nie są bezużyteczne. Wtedy do uszu czerwonego dotarło krakanie. Basiora wystraszył ten dźwięk. Spojrzał w górę i jego oczom ukazał się czarny ptak. Nie wydawał się groźny, na dodatek wilkowi zdawał się dziwnie znajomy. Uśmiechnął się.
- Kruk! - zawołał dumnie.
Ptak zakrakał jakby na potwierdzenie słów czerwonego. Kruk przyjrzał się ciekawie basiorowi, po czym przeleciał na gałąź po drugiej stronie ścieżki. Wilk patrząc na jego skrzydła doznał olśnienia. Spojrzał na czarne narośle. Zdążyły już przeschnąć, więc były o wiele lżejsze. Spróbował nimi poruszyć. Skrzydła uniosły się i rozłożyły na pełną szerokość prezentując lśniące czarne lotki.
- Podobne do twoich - zaśmiał się wilk, kierując słowa do kruka.
Złożył skrzydła i przysiadł pod drzewem aż do bólu nadwyrężając kark, by obserwować ptaka. Po jakichś dziesięciu minutach zapytał:
- Jak się lata?
Kruk spojrzał na niego jak na przygłupa. Ma skrzydła i nie umie z nich korzystać? Jak to? Trzeba nadrobić braki i pokazać temu biedakowi to i owo! Ptak rozłożył szeroko skrzydła i zakrakał kilka razy. Basior zrozumiał, że ma go naśladować. Rozłożył więc swoje skrzydła. Kruk zaczął nimi wolno machać. Czerwony powtórzył. Ptak zaczął więc biegnąć po gałęzi, a wilk bez chwili zwłoki popędził za nim szlakiem. Kruk machał skrzydłami coraz szybciej. Wilk również. Aż nagle stracił grunt pod łapami. Początkowo spanikował i będąc na wysokości trzech metrów zaczął szybko opadać, ale słysząc ganiące krakanie powrócił do machania skrzydłami. Nagle kruk wysforował do przodu. Zakrakał i zamachał się kilka razy silniej niż poprzednio, wznosząc się. Czerwony pojął o co chodzi. Wzbił się już ponad las...
I wtedy ogarnęło go niesamowite uczucie. Euforię. Czystą, niepohamowaną radość. Rady kruka przestały być niezbędne. Skrzydlaty wilk wiedział co ma robić. Instynktownie manewrował w powietrzu, jakby robił to od dziecka. To jak ulubiona, długo nie słyszana piosenka. Czarny ptak pomógł mu przypomnieć sobie ,,pierwszą zwrotkę", a resztę basior mógł już zaśpiewać sam. A była to doprawdy piękna piosenka - wilk wydawał się być w swoim żywiole. Leciał cicho, łagodnie opanowując prądy powietrza, muskając wiatr czarnymi lotkami. Było na co popatrzeć.
W końcu, po nie wiadomo jak długim czasie czerwony zmęczył się. Zniżył lot i bezgłośnie wylądował na trawie, pod rozłożystą wierzbą płaczącą. Tam położył się na miękkiej trawie, a kruk zaintrygowany nowym towarzyszem usiadł przed nim. Basior przyjrzał mu się.
- Jak masz na imię? Bo chyba wszyscy coś takiego mają - powiedział.
- Kra! - odpowiedział kruk (oczywiście).
- Crach? Bardzo ładnie - odparł wilk. Uznał to bowiem za odpowiedź i tak od dzisiaj zamierzał nazywać swojego małego przyjaciela.
Kruk jakby z nową energią wzbił się w powietrze i zrobił nad wilkiem kilka ósemek, po czym wylądował mu na grzbiecie. Basior obrócił głowę w jego stronę.
- A jak ja się nazywam? Wiesz może? - zapytał.
- Kra!
- Nie, Crach to twoje imię, ja muszę mieć inne...Ale go nie pamiętam - wilk spojrzał na swoje futro w zamyśleniu i ponownie tego dnia doznał olśnienia: - Czerwony...Rosso! Nazywam się Rosso!
Crach zakrakał na potwierdzenie, że to ładne imię i ułożył się do drzemki. Czerwony również postanowił się zdrzemnąć.
- Dobranoc Crach - powiedział. - Kolorowych snów.
- Kra! - odpowiedział kruk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz