To była
prawdopodobnie najgorsza pobudka w życiu Rossa.
Otworzył oczy.
Przed jego nosem przepłynęło jakieś długie, błyszczące łuskami zwierzę,
muskając jego nos ogonem. Błękitne ślepia zamrugały kilka razy, ale basior
dalej widział niewyraźnie. Spróbował wziąć oddech...I nagle poczuł, że się
dusi. Spanikowany zaczął chaotycznie machać łapami, aż w końcu jego
trójkolorowy pysk wynurzył się. Wilk zaczerpnął powietrza i rozejrzał się. Prąd
rzeki niósł go w sobie tylko znanym kierunku, ułatwiając utrzymanie się na
powierzchni. Jednak coś wciąż ciągnęło czerwonego w dół. Basior z trudem dopłynął
do brzegu, co chwila walcząc o życie z nurtem brutalnie wciągającym go pod
powierzchnię.
Wilk
otrząsnąwszy się z szoku spróbował stanąć na nogach. Jednak jakieś dziwne,
czarne, przyspawane do jego grzbietu elementy mu to utrudniały. Nasiąknięte
wodą ciągnęły basiora do ziemi, tak jak przed paroma minutami wciągały go pod
wodę. Czerwony przyjrzał im się i spróbował zębami wyszarpać jedną z czarnych
narośli. Zabolało i to bardzo.
- Auć! -
warknął basior, odkrywając przy okazji, że umie mówić.
Nowa umiejętność
zaaferowała go na kilka minut. Patrzył na wszystko dookoła chcąc przypomnieć
sobie nazwy napotkanych wzrokiem rzeczy.
- Tra...Trawa -
powiedział niepewnie patrząc na zielony kobierzec pod łapami. - Drzew-wo? Nie,
DRZEWA - to rzucił oglądając las wokół niego.
Przeszedł się
nieco szlakiem, wciąż wlokąc denerwujące ciemne kształty. Aż w końcu zaciekawił
się do czego one mogą służyć. Skoro głową myślał, paszczą mówił, oczami
patrzył, nogami chodził, a ogonem machał to te dziwne narośle na pewno nie są
bezużyteczne. Wtedy do uszu czerwonego dotarło krakanie. Basiora wystraszył ten
dźwięk. Spojrzał w górę i jego oczom ukazał się czarny ptak. Nie wydawał się
groźny, na dodatek wilkowi zdawał się dziwnie znajomy. Uśmiechnął się.
- Kruk! -
zawołał dumnie.
Ptak zakrakał
jakby na potwierdzenie słów czerwonego. Kruk przyjrzał się ciekawie basiorowi,
po czym przeleciał na gałąź po drugiej stronie ścieżki. Wilk patrząc na jego
skrzydła doznał olśnienia. Spojrzał na czarne narośle. Zdążyły już przeschnąć,
więc były o wiele lżejsze. Spróbował nimi poruszyć. Skrzydła uniosły się i
rozłożyły na pełną szerokość prezentując lśniące czarne lotki.
- Podobne do
twoich - zaśmiał się wilk, kierując słowa do kruka.
Złożył skrzydła
i przysiadł pod drzewem aż do bólu nadwyrężając kark, by obserwować ptaka. Po
jakichś dziesięciu minutach zapytał:
- Jak się lata?
Kruk spojrzał
na niego jak na przygłupa. Ma skrzydła i nie umie z nich korzystać? Jak to?
Trzeba nadrobić braki i pokazać temu biedakowi to i owo! Ptak rozłożył szeroko
skrzydła i zakrakał kilka razy. Basior zrozumiał, że ma go naśladować. Rozłożył
więc swoje skrzydła. Kruk zaczął nimi wolno machać. Czerwony powtórzył. Ptak
zaczął więc biegnąć po gałęzi, a wilk bez chwili zwłoki popędził za nim
szlakiem. Kruk machał skrzydłami coraz szybciej. Wilk również. Aż nagle stracił
grunt pod łapami. Początkowo spanikował i będąc na wysokości trzech metrów
zaczął szybko opadać, ale słysząc ganiące krakanie powrócił do machania
skrzydłami. Nagle kruk wysforował do przodu. Zakrakał i zamachał się kilka razy
silniej niż poprzednio, wznosząc się. Czerwony pojął o co chodzi. Wzbił się już
ponad las...
I wtedy
ogarnęło go niesamowite uczucie. Euforię. Czystą, niepohamowaną radość. Rady
kruka przestały być niezbędne. Skrzydlaty wilk wiedział co ma robić.
Instynktownie manewrował w powietrzu, jakby robił to od dziecka. To jak
ulubiona, długo nie słyszana piosenka. Czarny ptak pomógł mu przypomnieć sobie
,,pierwszą zwrotkę", a resztę basior mógł już zaśpiewać sam. A była to
doprawdy piękna piosenka - wilk wydawał się być w swoim żywiole. Leciał cicho,
łagodnie opanowując prądy powietrza, muskając wiatr czarnymi lotkami. Było na
co popatrzeć.
W końcu, po nie
wiadomo jak długim czasie czerwony zmęczył się. Zniżył lot i bezgłośnie
wylądował na trawie, pod rozłożystą wierzbą płaczącą. Tam położył się na
miękkiej trawie, a kruk zaintrygowany nowym towarzyszem usiadł przed nim.
Basior przyjrzał mu się.
- Jak masz na
imię? Bo chyba wszyscy coś takiego mają - powiedział.
- Kra! -
odpowiedział kruk (oczywiście).
- Crach? Bardzo
ładnie - odparł wilk. Uznał to bowiem za odpowiedź i tak od dzisiaj zamierzał
nazywać swojego małego przyjaciela.
Kruk jakby z
nową energią wzbił się w powietrze i zrobił nad wilkiem kilka ósemek, po czym
wylądował mu na grzbiecie. Basior obrócił głowę w jego stronę.
- A jak ja się
nazywam? Wiesz może? - zapytał.
- Kra!
- Nie, Crach to
twoje imię, ja muszę mieć inne...Ale go nie pamiętam - wilk spojrzał na swoje
futro w zamyśleniu i ponownie tego dnia doznał olśnienia: - Czerwony...Rosso!
Nazywam się Rosso!
Crach zakrakał
na potwierdzenie, że to ładne imię i ułożył się do drzemki. Czerwony również
postanowił się zdrzemnąć.
- Dobranoc
Crach - powiedział. - Kolorowych snów.
- Kra! -
odpowiedział kruk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz